Morderstwo w loftach. Co wydarzyło się w nocy z 14 na 15 stycznia?
15 stycznia, kilka minut przed godz. 4 policjanci otrzymali zgłoszenie o znalezieniu dwóch zakrwawionych osób na klatce schodowej budynku mieszkalnego na ulicy Tymienieckiego w Łodzi.
Na miejscu funkcjonariusze potwierdzili tę informację. Jak się okazało jedna z osób już nie żyła w momencie przyjazdu służb, druga zmarła pomimo przeprowadzonej reanimacji. Na ich ciele widoczne były liczne rany kłute. Ofiarami byli 30-letnia kobieta i 34-letni mężczyzna.
W mieszkaniu, jak i na korytarzach budynku widoczne były ślady krwi. Policjanci zabezpieczyli je, a także nóż kuchenny o długości ostrza około 20 cm, który jak się okazało był narzędziem zbrodni. W mieszkaniu policjanci znaleźli też substancje odurzające i butelki po alkoholu.
Miał omamy. Dobijał się do drzwi kościoła
Mundurowi natychmiast rozpoczęli poszukiwania sprawcy morderstw. Około godz. 5 patrol zauważył dobijającego się do drzwi kościoła przy ul. Piotrkowskiej mężczyznę. Funkcjonariusze zaobserwowali, że jest on bardzo pobudzony. Na jego ciele i odzieży widoczne były ślady krwi. Mężczyzna trafił do szpitala – został zatrzymany.
– Z opinii biegłego wynika, że kluczowy wpływ na zachowanie oskarżonego miało zażycie środków odurzających i alkoholu – mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej Krzysztof Kopania.
Tragedia wydarzyła się w wynajętym przez 35-letniego mężczyznę mieszkaniu. Śledczy ustalili, że 35-latek i jego rok młodszy kolega, który stał się ofiarą zabójstwa, znali się od wielu lat, wspólnie trenowali lekkoatletykę. Towarzysząca im 30-letnia kobieta znała się nimi od około roku. Cała trójka pojawiła się w wynajętym w loftach mieszkaniu około godz. 14. Tam razem pili alkohol i zażywali substancje odurzające w formie kryształu. Jeszcze o godz. 1 dwaj mężczyźni udali się razem po alkohol na pobliską stację benzynową.
Do tragedii doszło około godz. 3, kiedy to u 35-latka nastąpił wybuch agresji.
– Jak wszystko wskazuje agresja była wynikiem wizji i omamów, których oskarżony doświadczył. Chwycił wówczas nóż kuchenny i zadał kilkanaście ciosów swojemu koledze i aż kilkadziesiąt 30-latce. Ofiary próbowały się bronić. Następnie oskarżony uciekł i dobiegł do kościoła ewangelickiego przy ul. Piotrkowskiej. Chciał porozmawiać z księdzem. Zaczął dobijać się do drzwi – dodaje Krzysztof Kopania.
Niebawem na miejscu pojawił się patrol policji, który zatrzymał 35-latka. Mężczyźnie przestawiono zarzuty dotyczące podwójnego zabójstwa, do których przyznał się w czasie przesłuchania. Jak zeznał nie pamięta momentu ataku na znajomych. Co więcej 34-letniego mężczyznę uważał za bliskiego przyjaciela, którego nie mógłby skrzywdzić.
Opinia biegłego
Oskarżony został poddany badaniom specjalistycznym i obserwacjom. Biegli stwierdzili, że oskarżony dopuścił się zbrodni w ostrym stanie omamowo-urojeniowym, który był konsekwencją zażycia alkoholu i substancji psychoaktywnych.
– Działał w stanie wyłączonej poczytalności. Wprowadził się jednak w ten stan świadomie, dlatego może ponosić odpowiedzialność karną – mówi Kopania.
Oskarżonemu mężczyźnie grozi kara nawet dożywotniego więzienia.