Łodziance wszczepiono przez pomyłkę cudze zarodki, bo… embriolog miała migrenę
Sprawę do sądu skierowała łodzianka, której wszczepiono cudze komórki. Embriolog miała bowiem migrenę i pomyliła zarodki. Pacjentce wypłukano macicę solą fizjologiczną. Obecnie jest pod opieką psychiatry.
Kobieta i jej partner domagają się 475 tysięcy złotych odszkodowania. Pełnomocnik placówki zaproponował pani Annie 5 tysięcy, a ubezpieczyciel kolejne 10 tysięcy złotych. Proces dzisiaj (8 listopada) jednak nie ruszył, gdyż strony będą starały się dojść do porozumienia i zawrzeć ugodę.
Czytaj także: Wieruszów: skradziona flaga państwowa została zwrócona do Urzędu Miasta
Pani Anna od wielu lat wspólnie z partnerem starali się o dziecko. Niestety kobieta kilkukrotnie poroniła, a do tego miała nerwiak pnia mózgu i musiała poddać się skomplikowanej operacji głowy. Na szczęście operacja się udała i kobieta wróciła do zdrowia. Kilka lat później zdecydowała się skorzystać z oferty jednej z łódzkich klinik stosujących metodę zapłodnień in vitro. Jednak, jak wspominała w rozmowie z TVP3 Łódź, nie była zbyt dobrze traktowana przez personel placówki.
– Czułam się jak w fabryce. Ten pośpiech i chaos. I nieco obcesowe traktowanie. Każda pacjentka była zapisywana na góra 15-minutową wizytę. Oczywiście, powstawały opóźnienia. Nieraz czekałam na swoją kolejkę 2 godziny. No, ale wszystko w imię wyższego dobra.
Partner pani Anny opowiadał, jak wyglądały wizyty u specjalistów.
Towarzyszyłem Ani w wielu wizytach. Prosiłem, by lekarze zwrócili uwagę na wcześniejszą historię prób zajścia w ciążę, żeby się pochylili nad tym, że było kilka poronień i ciąże pozamaciczne. Niby słuchali, kiwali głowami, ale nie odczułem, żeby choć trochę bardziej zagłębili się w kartę zdrowia Anki.
Zapłodnione komórki należące do innej pary
31 marca 2019 roku doszło do zabiegu. Okazało się jednak, że doszło do pomyłki i pani Annie wszczepiono zapłodnione komórki należące do innej pary.
Byłam zapłakana, zrozpaczona, przerażona. Byłam już na fotelu ginekologicznym, kiedy założono mi wenflon i podano jakiś lek. Potem rozpoczęło się płukanie moich narządów. Wyszłam z kliniki…. uśmiechnięta. W drodze do domu żartowałam, śmiałam się – wspominała w rozmowie z dziennikarką TVP3 Łódź.
Pełnomocnik pani Anny i Kamila domaga się 400 tys. zł dla kobiety i 75 tys. zł dla jej partnera. Klinika ma swojego adwokata i jest ubezpieczona. Pełnomocnik placówki zaproponował 5 tys. zł, a likwidator szkód – 10 tys. zł. Dodatkowo uznano, że panu Kamilowi nic się nie należy. Zdaniem kliniki: świadczenie w kwocie 15 tys. zł jest adekwatne do skutków zdarzenia polegającego na dokonaniu u powódki pomyłkowego transferu zarodków z materiału biologicznego innych osób.
Proces się jednak nie rozpoczął, bo strony będą dążyły do ugody. Jeśli do niej nie dojdzie, to kolejna rozprawa ma odbyć się w maju przyszłego roku.