Jak muchy (felieton z 15.04.2016)
Podobno mucha pamięta tylko ostatnie 2,5 sekundy swojego życia. To właśnie dlatego ciągle uderza w tę samą szybę, mimo że przed chwilą sprawdziła już dość dobrze, że za Chiny ludowe przez nią nie przeleci. Jeśli to prawda, to śmiało można powiedzieć, że politycy są jak muchy. Ich pamięć również jest dość mocno ograniczona – do zaledwie jednej kadencji. Nie potrafią patrzeć szerzej na rzeczywistość, a już w szczególności wyciągać wniosków z cudzych błędów. Tak jak chociażby posłanka Małgorzata Zwiercan z klubu Kukiz’15, która zagłosowała za swojego kolegę Kornela Morawieckiego.
Gdyby tylko posłowie przypomnieli sobie, co działo się w Łodzi pod koniec 2010 roku, to uniknęliby całej tej hecy. A działo się sporo i pół miasta żyło aferą w Radzie Miejskiej, kiedy to radna SLD Iwona Bartosik zagłosowała za swojego partyjnego kolegę Józefa Niewiadomskiego. Ja przypomniałem sobie to od razu, bo podobieństwo tych dwóch wydarzeń jest wręcz uderzające. Nawet tłumaczenie się polityków jest podobne. Sześć lat temu radny Niewiadomski również miał poczuć się zmęczony i poprosić swoją koleżankę o wciśnięcie przycisku. Również na początku politycy nie widzieli w tym nic złego, a afera, tak samo jak teraz, wybuchła dopiero po doniesieniach medialnych. Aż zacząłem się zastanawiać, czy cały polski parlamentaryzm to nie jest jakieś przedstawienie teatralne z wyjątkowo mało kreatywnym scenarzystą, który co jakiś czas każe aktorom odgrywać te same sceny z nadzieją, że nikt się nie zorientuje. Jeśli tak, to już teraz wiadomo co będzie dalej, bo bajka jest przecież stara jak świat. Różnica jest tylko jedna. W Łodzi afera z głosowaniem na dwie ręce miała drugie dno. W kuluarach wszyscy radni przyznawali, że wciskanie przycisku za kogoś, kto akurat wyszedł z sali na papierosa, albo za potrzebą, to w zasadzie norma i nikogo tak powszechne łamanie prawa nie dziwi. Jak w takim razie dziennikarze wpadli na to, żeby zwrócić uwagę kto jak głosuje? To proste! Doniesiono im. Tajemnicą poliszynela jest to, że w 2010 roku na radną Bartosik donieśli jej partyjny koledzy, którzy chcieli się pozbyć doświadczonej konkurencji w zbliżających się wówczas wyborach samorządowych. We współczesnej aferze dziennikarzom doniósł polityczny przeciwnik posłanki Zwiercan. Ta wydawałoby się zasadnicza różnica między dwoma aferami ma jednak jeden wspólny mianownik. W obu przypadkach komuś zależało, żeby swojej ofierze dokopać. To tak jak z dziećmi w szkole, które wspólnie za salą gimnastyczną piją piwo i palą fajki. Zawsze wśród nich znajdzie się taki, który zwietrzy w niepewnej sytuacji swój własny interes i doniesie wychowawczyni, mimo że dym mu jeszcze leci z uszu, a w oddechu ma procenty.
I żeby była jasność. Wcale nie usprawiedliwiam posłanki, która zagłosowała za kolegę. Zastanawiam się po prostu ilu jeszcze w naszym sejmie siedzi posłów, którzy robili do tej pory dokładnie to samo, a którzy unikną kary.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 15.04.2016 | audio (m4a) audio (oga) |