Daniel Łuszczyn: Panie ministrze przez Polskę przetoczyła się burzliwa dyskusja o referendum. Najpierw w ławach pozaparlamentarnych, potem w samym Parlamencie pan prezydent zdecydował o podpisaniu ustawy dopuszczającej możliwość referendum w dniu wyborów. Czy to referendum jest nam, Polakom potrzebne?
Marcin Przydacz: Dyskusja nie tylko przetoczyła się, co myślę, że cały czas się toczy i będzie się toczyć. A to dlatego, że sprawy, o których ma traktować referendum – te 4 pytania są bardzo ważne dla Polski i Polaków. To są sprawy bezpieczeństwa, także i bezpieczeństwa socjalnego. Mówimy o wieku emerytalnym, o sytuacji na wschodniej granicy, czy o kwestiach dotyczących nielegalnych migrantów. Są to tematy, o których dyskutujemy przecież przez ostatnie lata. I temu ma też służyć referendum, by Polacy wypowiedzieli się w tych czterech kluczowych tematach tak, aby to stanowisko w sensie nie tyle prawnym, co także i politycznym było wyznacznikiem dla przyszłych rządów. Tak by każdy przyszły rząd, bez względu na to, jak będzie wyglądał, musiał brać pod uwagę to, co Polacy powiedzą. Przecież to Polacy decydują o tym, jak powinna wyglądać polityka w Polsce.
Rozumiem podejście Zjednoczonej Prawicy, że chce poznać zdanie Polaków. W takim razie dlaczego opozycja nie chce tego zdania poznać, krytykując samą ideę referendum?
Opozycja na wszystko patrzy tylko przez pryzmat wyborczy swoich własnych kosztów bądź strat wyborczych, czy kampanijnych. Myślę, że to co najbardziej boli opozycję to to, że to stanowisko, które wyrażą Polacy, w jakiś sposób w przyszłości wiązać będzie przyszłe decyzje. Myślę, że część opozycji zamierza – tak jak to było w poprzednich latach – co innego obiecywać w trakcie, a później to już zobaczą, co będzie im wychodziło z kalkulacji. Tak myślę, że opozycja w tym momencie kalkuluje i boi się tego, że będzie tutaj związana chociażby kwestią wieku emerytalnego. Przypomnijmy, że wiele lat rząd PO czy sam Donald Tusk mówił, że nie będzie podnosił wieku emerytalnego, a gdy przejął rządy, oczywiście taką decyzję podjął wbrew swoim własnym wcześniejszym zapewnieniom. A po referendum już tak łatwo nie będzie. Nie da się zupełnie zignorować głosu milionów Polaków? Przecież to miliony Polaków zdecydują w referendum. Przypomnijmy jeszcze jedną rzecz. Opozycja bardzo często odwołuje się do wartości, do tematu konstytucji, do hasła demokracja. A to właśnie jest festiwal demokracji. Wtedy, kiedy Polacy mogą wrzucając kartkę z napisem „tak” lub „nie” odpowiedzieć na kluczowe pytania. Dlatego mam takie przekonanie, że dla opozycji demokracja służy tylko wtedy, kiedy oni wygrywają wybory albo wtedy, kiedy pytania są po ich myśli. Natomiast wtedy, gdy są pytania po myśli Polaków, to dla opozycji stanowi jakieś wyzwania.
Sama instytucja referendum była zupełnie inaczej postrzegana. Prezydent Bronisław Komorowski wprowadzał ustawę, licząc na głosy wyborców Pawła Kukiza. Dzisiaj referendum jest zupełnie inaczej postrzegane.
No właśnie, a konstytucja cały czas mówi, że naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. Określenie „lub bezpośrednio”, to właśnie jest referendum. Referendum, które, które daje szansę Polakom powiedzenia wprost, co myślą o tych sprawach: bezpieczeństwa, socjalnych, migrantach.
Zatrzymajmy się przy migrantach. Jest pan szefem biura polityki międzynarodowej w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. Dwa pytania w referendum są pośrednio związane z polityką zagraniczną. Kwestia przyjmowania migrantów z innych krajów i kwestia blokady na granicy z Białorusią. Blokada jest tym zdarzeniem, które już miało miejsce w przeszłości. Czy musimy o to pytać? Czy obawia się pan, że może zostać rozebrana?
Byli tacy politycy opozycji, w tym europosłowie, którzy grali na tę nutę, że ten płot, kiedyś trzeba będzie w przyszłości rozebrać. Tak mówiła chociażby pani Ochojska. Są głosy wśród opozycji, które traktują ten temat zupełnie zupełnie inaczej. Przypomnijmy też, że byli tacy politycy dzisiejszej opozycji, którzy domagali się wręcz wpuszczania niezweryfikowanych, nielegalnych migrantów, których nasyłał na Polskę reżim Aleksandra Łukaszenki, mówiąc tak, jak jedna z posłanek Platformy Obywatelskiej: „Wpuście ich wszystkich, a później się sprawdzi, co to są za ludzie” Więc nie możemy dopuścić do sytuacji, w której bezpieczeństwo Polski zależałoby tylko od widzimisię niektórych polityków. Te sprawy trzeba mieć w pełni ustalone, by mieć pewność, jak będzie prowadzona w przyszłości polityka. Zwłaszcza, że tych zagrożeń ze Wschodu w moim przekonaniu, raczej będzie przybywać niż maleć. Patrząc na to, jaką politykę prowadzi Rosja, jaką politykę prowadzi Białoruś, a z jednej strony jeszcze kwestia nielegalnych migrantów.
No właśnie, przesiedlenia tych migrantów z krajów Europy Zachodniej do Polski.
Wróciła dyskusja na poziomie Brukseli o mechanizmach relokacji. Tak naprawdę Bruksela dzisiaj próbuje wprowadzić mechanizm „przyjmuj lub płać”, czyli albo przyjmujesz nielegalnych migrantów na terytorium swojego państwa, albo płacisz grube miliony za odmowę tego typu decyzji. To jest powrót do tamtej dyskusji, gdzieś z okolic 2015 roku, kiedy my twardo sprzeciwiliśmy się przymusowej relokacji. Przypomnijmy, że wielu z tych ludzi nawet nie chce przyjechać do Polski. Mamy sytuację, w której mieliby zostać zmuszeni, a jednocześnie no mamy świadomość, że nie wszystko tutaj byłoby w pełni pod kontrolą. Zresztą cała ta fala migrantów przez Morze Śródziemne nie wynika przecież z błędnej polityki polskiej. Polska zresztą bardzo dużo zrobiła dla prawdziwych uchodźców. Mówimy tutaj o uchodźcach z Ukrainy i tego w żaden sposób Bruksela pod uwagę nie bierze, więc ten głos milionów Polaków w referendum będzie naprawdę bardzo istotnym argumentem w przyszłej dyskusji. Bo w dyplomatycznej dyskusji pomiędzy Warszawą a Brukselą będziemy mieli szansę odwołania się do głosu narodu.
To ja zapytam o głos z Brukseli, o głos Manfreda Webera. Konkretnie o tę wypowiedź dotyczącą blokady ogniowej, czy czy potem zwalczania Prawa i Sprawiedliwości. Czy takie wypowiedzi są na miejscu? Mam tutaj na myśli dyplomatyczne odniesienia między Unią Europejską a Polską.
W świecie dyplomacji to rzeczywiście jest bardzo duże nadużycie. Mówienie wprost, że jedna opcja polityczna z innego państwa będzie zwalczać daną partię polityczną, która cieszy się przecież poparciem milionów Polaków, jest nieakceptowalna.
Według ostatnich sondaży to poparcie wynosi 39 procent.
Sondaże, sondażami, ale najlepszym sondażem jest głos wrzucony do urny. I to już są miliony głosów, które Polacy oddali na prezydenta Andrzeja Dudę – 10,5 miliona głosów – i miliony głosów na Zjednoczoną Prawicę. Teraz polityk niemiecki, będący szefem zgrupowania politycznego Europejskiej Partii Ludowej, do której należą PO i PSL, mówi tak: my będziemy aktywnie zwalczać daną partię. To powinniśmy przede wszystkim poddać tego tego typu stwierdzenie mocnej krytyce, ale i powinniśmy mieć się na baczności. Jasnym jest, że wiele takich instrumentów Unia Europejska i państwa Europy Zachodniej mają, by intensywnie wpływać na sytuację w Polsce.
Choćby środki na KPO, które wciąż są zablokowane…
Wszyscy wiedzą na poziomie dyskusji dyplomatycznych, że to jest pewnego rodzaju narzędzie oddziaływania politycznego ze strony Brukseli na Polskę po to, aby właśnie jednych wspierać, a innych zwalczać czy krytykować. No nie taka Unia Europejska nam się marzy. Unia Europejska, do której wchodziliśmy, miała być przestrzenią wolności, w której nawet jeśli się nie zgadzamy, to siadamy i ze sobą rozmawiamy, dyskutujemy. Natomiast my słyszymy przeciwne głosy zwłaszcza z ust polityków niemieckich. Ten kontekst historyczny w relacjach polsko-niemieckich nie jest zupełnie bez znaczenia. Zwłaszcza w Łodzi na ziemi łódzkiej, na mojej ziemi sieradzkiej, gdzie część terytoriów była włączona do kraju Warty w czasie II wojny światowej. Każdy tak naprawdę z nas ma w rodzinie kogoś, kto był zamordowany, poszkodowany, czy wywieziony na roboty do Niemiec. No nie możemy od tego kontekstu historycznego zupełnie abstrahować a słyszymy głosy agresywnych polityków niemieckich chcących zwalczać poszczególne pomysły Polaków. No to trzeba się zastanowić, dlaczego? Dlaczego tak jest, że jednych polityk niemiecki chce uhonorować, a innych zwalczać. Być może dlatego, że ci jedni grają o interes Polski, a inni grają o jakiś inny interes.
Panie ministrze to jeszcze o głosach wewnątrz Polski chwilę porozmawiajmy. Mam na myśli te głosy opozycyjne, które mówiły o tym, że bez środków na KPO nowy ład się nie uda. Tymczasem nowy ład ma już którąś kolejną edycję. Pan pracuje w Warszawie, ale pochodzi z południowej części województwa łódzkiego. Czy tam w małych miejscowościach w powiatach: pajęczańskim, wieluńskim sieradzkim widać wpływ nowego ładu?
Widać bardzo mocno i znacznie mocniej niż gdziekolwiek indziej.
Nie zawalił się ten nowy ład bez KPO?
Tak jak mówiliśmy, środki rządowe będą płynąć nie tylko na duże miasta, choć na duże miasta też przecież te pieniądze są przeznaczane. Powiedzmy sobie szczerze ten budżet na skutek uszczelnienia, ale też rozwoju gospodarczego, jest dziś dużo większy niż był chociażby w 2014 czy 2015 roku. Więc tych pieniędzy jest sporo na to, by inwestować. Bo my tak naprawdę inwestujemy. Inwestujemy w infrastrukturę drogową, kolejową. Rozbudowujemy infrastrukturę, która pozwoli ludziom żyć godnie w tych miejscach, gdzie dzisiaj żyją i ilekroć jadę do ich i mojego rodzinnego powiatu, ilekroć spędzam weekendy u siebie w domu, zawsze rozmawiam z samorządowcami i pytam z jakiego budżetu zostały sfinansowane poszczególne inwestycje. Słyszę w odpowiedzi, że jedno z polskiego ładu, drugie z innego funduszu: rządowych dróg lokalnych, a kościół na przykład będzie remontowany z innych środków budżetowych. My realizujemy swoją politykę, bez względu na to, jak spogląda na to biurokracja brukselska. Jestem przekonany, że pieniądze z KPO finalnie do Polski trafią wtedy, kiedy przestaną pełnić rolę narzędzia oddziaływania politycznego. Ale do tego czasu my te wszystkie zaliczki i te wszystkie projekty uruchamiamy przy pomocy środków rządowych. Prędzej czy później to będzie rozwijane. Natomiast nawet bez KPO, środków europejskich do Polski trafia bardzo dużo. To się przelicza na setki kilometrów dróg gminnych, powiatowych czy wojewódzkich. Wystarczy przejechać się po naszych miejscowościach i zobaczyć, jak bardzo Polska zmieniła się przez ostatnie 8 lat. Ten kierunek trzeba kontynuować. Potrzebna jest dlatego stabilizacja. Jesteśmy w trudnych geopolitycznie czasach. Wojna, agresja, więc tym bardziej potrzebujemy wewnętrznego spokoju. Ten spokój dzisiaj zapewnia dobra współpraca pomiędzy rządem Zjednoczonej Prawicy a prezydentem Andrzejem Dudą. Ta współpraca jest bardzo dobra. Broń Boże, abyśmy wrócili do jakiś czasów, w których politycy będą się przede wszystkim zajmować wewnętrznym konfliktem, a nie działaniem na rzecz społeczeństwa. Dziś działamy na rzecz Polaków tak silnie, jak to jest tylko możliwe.