Kamil Kijanka: Czy jesteście zadowoleni z koncertu w Toruniu? Wiadomo, że w Polsce od lat macie wielu fanów. O ile dobrze pamiętam, pierwszy koncert Tangerine Dream po śmierci Edgara Froese także odbył się w naszym kraju.
Thorsten Quaeschning: Cześć i dziękuję za zaproszenie na wywiad. Polska zawsze jest krajem, który przyjmuje nas otwarcie, życzliwie i ciepło. Trudno mi ocenić naszą własną pracę, to byłoby raczej nieobiektywne. W naprawdę dużej hali spotkaliśmy się z niezwykle aktywną i energiczną publicznością. Koncert w Toruniu był naładowany emocjonalnie, ponieważ był naszym ostatnim w 2023 roku. Po ponad 60 koncertach, wielu przeżyciach i przygodach, takie wnioski nasuwają się zawsze jako balans między pokorą, ulgą i wdzięcznością.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że czeka was wiele koncertów z nowym albumem, więc możliwa depresja i kryzys twórczy nastąpią nie wcześniej niż właśnie w roku 2023. Czy rzeczywiście tak było?
Tu i ówdzie problematyczne jest radzenie sobie z dużymi kontrastami w obrębie własnego życia i nadanego rytmu. Miesiącami, co wieczór z wieloma ludźmi doświadczamy napływu endorfin, zbierając codziennie nowe doświadczenia w kolejnych miastach i krajach. Po zakończeniu trasy przychodzi odosobnienie, cisza i częściowa bezcelowość – ten aspekt jest zazwyczaj bardzo dużym wyzwaniem. Kreatywne zrywy mogą jednak powstawać w wyniku wahań nastroju, dlatego też nawet te rzekomo mroczne momenty mogą przyczyniać się do aktywnego procesu twórczego.
W „Raum” (ostatni album Tangerine Dream – przyp. red.) ponownie mogliśmy usłyszeć archiwalne partie dźwiękowego legendarnego Edgara Froese. Jego duch jest cały czas obecny w Tangerine Dream. Fani to doceniają. Czy pod względem technicznym wkomponowanie tych dźwięków do twoich najnowszych kompozycji było trudnym zadaniem?
Edgar był obecny zarówno na albumie „Quantum Gate” jak również „Raum” i będzie także na przyszłych wydawnictwach. Między „Quantum Gate” i „Raum” minęło około 5 lat. To ułatwiło nam sprawę. Na pierwszym z nich komponowaliśmy addytywnie pionowo i poziomo. Oznacza to, że graliśmy kolejne ścieżki nad fragmentami kompozycji, szkicami i aranżacjami Edgara lub komponowaliśmy kolejne części, które dodawaliśmy przed lub po jego partii. W ciągu kolejnych pięciu lat doszło do znacznego rozwoju technologicznego. Na przykład dzięki oprogramowaniu „Melodyne” możliwe jest dostrojenie i edytowanie nut w kontekście polifonicznym, ale przede wszystkim możemy zmieniać tempo i tonację znacznie lepiej niż miało to miejsce w 2018 roku. Na przykład mogliśmy bardzo łatwo i komfortowo połączyć melodie Edgara z naszymi akordami i aranżacjami. Dało nam to dużą swobodę i wiele możliwości.
Jaka była główna koncepcja najnowszego albumu? Słuchając „Raum” (przestrzeń – przyp. red.) mam przed oczami podróż do nowego, futurystycznego świata. Nie wiem jednak, czy jest to właściwy kierunek.
Koncepcja albumu „Raum” opierała się najpierw na naszych doświadczeniach z poprzednich lat: połączeniu sesji z klasycznymi technikami kompozytorskimi, spontanicznością i twórczym paralelizmem. To oznacza, że podczas komponowania pozwalamy na interakcję wielu instrumentów i ścieżek jednocześnie. Jeśli chodzi o kwestie techniczne dźwięku, prowadzi to do wielu interesujących rozwiązań. W połączeniu ze zwykłymi procedurami studyjnymi, takimi jak nagrywanie ścieżek jedna po drugiej, a następnie powtarzaniu wybranych fragmentów, ile razy chcesz i edytując je w ściśle kontrolowanych warunkach. Na produkcję duży wpływ miała pandemia. Jeśli mielibyśmy szukać tutaj jakichkolwiek pozytywów, to byłoby to całkowite skupienie się na pracy, bez przerw związanych z trasami i pojedynczymi koncertami. Limity dotyczące dzielenia danego miejsca z ograniczoną liczbą osób tworzyło coś w rodzaju bezpiecznej przestrzeni. Dla nas ważne było to, że piszemy ten album razem: we trójkę w tym samym miejscu, mając do dyspozycji dyski twarde z melodiami i aranżacjami Edgara. Muzyka instrumentalna powinna opowiadać jakąś historię lub wywoływać myśli na różnych płaszczyznach. Jeśli ty wyobraziłeś sobie nowy, futurystyczny świat, to jest to dla nas komplement.
fot. A Rood Photo
Czy wybór materiału na płytę i odrzucenie wielu fragmentów tworzonych przy tej okazji jest przyjemnym czy pracochłonnym procesem?
To bardzo interesujące pytanie. Wypadkowa wiedzy, odpowiedzialności, gustu i przyszłościowej wizji to z pewnością główne kryteria wyboru. Odpowiedzialność przy ostatecznym wyborze fragmentów i pomysłów oznacza również odrzucenie ich rozróżnienia na podstawie tego, skąd pochodzą. Selekcja i odrzucanie fragmentów stanowią obowiązkową część procesu twórczego i nie ma w końcu dla niej alternatywy. Zazwyczaj nie jest to jednak przyjemne.
Cofnijmy się na chwilę o dwie dekady. Pewnie słyszałeś to pytanie już wiele razy, ale muszę je zadać. Jak zostałeś członkiem Tangerine Dream?
Edgar poszukiwał w 2003 roku muzyka, który musiał spełniać pewne parametry. Obejmowało to umiejętność obsługiwania z tego samego programu sekwencyjnego (Stenberg Cubase lub Nuendo) i doświadczenie z wybranymi syntezatorami i samplerami. Rozmawialiśmy parę razy przez telefon. Zostałem w końcu zaproszony na okres próbny, który wynosił 14 dni, do studia w Austrii. Te 14 dni zamieniło się jednak w parę miesięcy. W 2004 roku Edgar zapytał mnie, czy chciałbym zostać członkiem i kompozytorem jego zespołu. W 2011 roku mianował mnie dyrektorem muzycznym. To był dla mnie ogromny zaszczyt i radość. Wiele nauczyłem się od Edgara, odkąd wspólnie zaczęliśmy tworzyć muzykę w Tangerine Dream.
Chciałbym Cię jeszcze zapytać o utwór „White Eagle”. Jest to kompozycja wyjątkowo lubiana przez wielu fanów.
„White Eagle” jest moim zdaniem utworem ponadczasowym, pięknym i niezwykle klimatycznym, z chwytliwą melodią.
Niemcy już dawno udowodnili, że są mistrzami i pionierami muzyki elektronicznej. Jak myślisz, dlaczego twój kraj uczynił ten gatunek tak popularnym?
Nigdy nie czułem by muzyka należała do jakiegokolwiek kraju. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Muzyka, sztuka i kultura to często reakcje, a częściowo bywają również wyrazami sprzeciwu wobec najbliższego otoczenia. Może więc ma to coś z tym wspólnego.
Jakie są najważniejsze plany Tangerine Dream w 2024 roku?
Rozpoczynamy pracę nad produkcją nowego albumu, zagramy wiele koncertów i będziemy mieć zaszczyt znów skomponować muzykę do filmu. Będziemy poszukiwać nowych dźwięków. Jak zawsze spróbujemy przekształcić emocje i doświadczenia w muzykę i miejmy nadzieję, że będziemy zajmować się tym bardzo długo i właśnie to będzie nas pochłaniać w najlepszym wypadku. Jeszcze raz dziękuję za rozmowę!