Marcin Mendelbaum: Jak po roku od rozpoczęcia inwazji na Ukrainę wygląda Lwów?
Andrij Sadowy: 24 lutego 2022 roku do Lwowa przyjechały tysiące uchodźców. Przez pierwsze miesiące przez Lwów przeszło 5 milionów osób. W kolejnych dniach wojny zaczęliśmy przyjmować rannych – tylko nasz szpital przyjął 11 tys. rannych osób. Wśród nich były: dzieci, kobiety i osoby starsze. Rosjanie dokonali około dwudziestu ataków rakietowych na Lwów, część z pocisków zniszczył nasz system antyrakietowy. Po roku wojny Lwów nadal żyje i pokazuje swoją siłę. Tysiące mieszkańców znajduje się obecnie na linii frontu w okolicach Bachmutu. Walczą za Lwów, Polskę, Unię Europejską i demokratyczny świat. Wstrzymują rosyjską agresję. Bardzo miło słyszeć informacje, że pierwsze czołgi Leopard dotarły na Ukrainę. Jeśli otrzymamy potężne wsparcie militarne, będziemy mogli szybko odzyskiwać nasze ziemie. Będzie też mniej rannych, mniej uchodźców. Po prostu uratujemy życie większej liczbie osób.
Sfera militarna, czyli czołgi, samoloty, rakiety. A czy mieszkańcom Lwowa brakuje czegoś na co dzień? Może ktoś usłyszy i przywiezie potrzebne rzeczy.
Na pewno pomocy potrzebują szpitale. Jest bardzo dużo rannych osób. Musimy przebudowywać budynki, ponieważ już nie mamy miejsca, by móc pomagać poszkodowanym. Dlatego po pierwsze potrzebujemy pomocy przy remontach. Kupujemy również protezy dla rannych. Tysiące ludzi ich potrzebują, a trzeba zaznaczyć, że to specjalny nazwijmy to sprzęt. Jeżeli chodzi o jedzenie, to z tym nie ma problemu. Tę kwestię wspieramy także z budżetu miejskiego. Pomoc oferują także przedstawiciele zagranicznych samorządów. Dzisiaj (24 lutego) goszczą u nas prezydenci: francuskiego Cannes, niemieckiego Duisburga. Rozmawiałem dzisiaj także z prezydent Gdańska, która także zaproponowała, że przyjedzie do Lwowa. Czekamy również na wizytę prezydent Łodzi. Mamy dobry kontakt z prezydentami polskich miast. Z waszego kraju przyjeżdżają do nas generatory prądu, które są niezwykle ważne.
Wydaje się, że każda pomoc dodaje siły mieszkańcom nie tylko Lwowa, ale i wszystkim mieszkańcom Ukrainy.
Zdecydowanie. Walczymy nie tylko o naszą wolność, ale i o wolność Europy i świata. Trzeba pamiętać, że państwo terrorystyczne (Rosja – red.) atakuje wolną Ukrainę.
Jaka była pana reakcja na to, że do Kijowa z wizytą przyleciał Joe Biden, prezydent Stanów Zjednoczonych?
Miałem wrażenie, że przyjechał do mojego domu. Podobne uczucie towarzyszyło wszystkim mieszkańcom Ukrainy. Czekaliśmy na tę wizytę, ale do końca nie wierzyliśmy, że ona tak szybko nastąpi. Były rozważane różne opcje, jedna z nich zakładała, że Joe Biden odwiedzi Lwów. Dziękuję jednak prezydentowi USA, że przyjechał do Kijowa, czyli stolicy, serca Ukrainy. Rok temu w okolicach Kijowa znajdowały się przecież rosyjskie czołgi, ale dzięki determinacji naszego wojska udało się ich odsunąć. Cały czas należy zrobić wszystko, aby centymetr po centymetrze odzyskiwać nasze ziemie.
Jak wygląda codzienne życie we Lwowie?
Sklepy są otwarte, dzieci chodzą do szkoły, dorośli do pracy. Wszystko funkcjonuje, ale codziennie słyszymy alarmy i musimy kryć się w schronach. Codziennie też odbywają się pogrzeby ofiar rosyjskiej agresji. Młodzi chłopcy giną za ojczyznę, zostawiając dzieci i żony.
Wybiegając w przyszłość, gdy już Ukraina zwycięży i wojna się zakończy, jaką pierwszą rzecz chciałby pan zrobić?
Bardzo lubię Krym, więc tam chciałbym pojechać. Odwiedzić to piękne miejsce i wykąpać się w Morzu Czarnym. Chciałbym również pojechać do Doniecka i Ługańska. Dawno tam już nie byłem, ostatni raz przed inwazją w 2014 roku. Chciałbym po prostu zobaczyć Ukrainę i silnych Ukraińców. Przed nami jeszcze długa droga, ale musimy powstrzymać tego barbarzyńskiego rosyjskiego niedźwiedzia. Zepchnąć go na Sybir, by przez następne 50 lat tam żył w kraju podzielonym na sześć różnych niepodległych państw. Wtedy będziemy spokojni. Podobnie jak Polacy, wiemy czym jest Rosja.
Pozostaje mi życzyć pokoju dla Ukrainy.
Dla Ukrainy i całego świata.