Nasze miasto, w przeciwieństwie do Warszawy, z lat wojennych wyszło w całkiem dobrym stanie. Choć doświadczyło katastrofalnej w skutkach nienawiści do Żydów, a ludność skurczyła się dwukrotnie, to jednak samo miasto ocalało (poza, rzecz jasna, miejscami-symbolami, jak Wielka Synagoga czy pomnikiem Kościuszki). Kandydatura Łodzi wydawała się też naturalna ze względu na centralne położenie, w dodatku dobrze skomunikowane.
Jednym z zagorzałych zwolenników przeniesienia stolicy do Łodzi miał być sam Bolesław Bierut. Nie bez znaczenia był tu zapewne fakt, że – jako miastu robotniczemu – Łodzi bliskie były wartości lewicowe. A na poziomie bardziej przyziemnym, w Łodzi było w tamtym czasie bardzo dużo wolnych mieszkań, zwolnionych albo przez Niemców, albo przez wymordowanych przez nich Żydów.

Wkroczenie Armii Czerwonej do Łodzi (19 stycznia 1945), mat. domena publiczna
Nieformalna stolica
Część historyków uważa nawet, że Łódź de facto odgrywała przez pewien czas rolę stolicy. To tu przeniosły się instytucje państwowe. Tutaj zjeżdżali polscy inteligenci. Zaczęły tu powstawać uniwersytety, Akademia Sztuk Pięknych, wreszcie i Szkoła Filmowa. Schronienie znaleźli u nas pisarze, dziennikarze, ludzie filmu. Komunistyczne władze ustanowiły swoją siedzibę w okolicy skrzyżowania Gdańskiej i Legionów. Do miasta przeniósł się też m.in. Teatr Wojska Polskiego.
Koniec pięknego snu
Plany przechrzczenia Łodzi na stolicę, nawet, jeśli w pewnym momencie były całkiem poważnie rozważane, nie przetrwały zbyt długo. Decyzję podjął Józef Stalin, który stwierdził, że Warszawa ma zostać odbudowana. Powołano Biuro Odbudowy Stolicy (działało, nie bez kontrowersji, 6 lat), na jej łono wracali nie tylko warszawiacy – przeniosła się tam też część łodzian. I tak Łódź powoli pustoszała, a piękny sen o stolicy okazał się ostatecznie co najwyżej majakiem.