Marcin Gołaszewski gościem Radia Łódź
Marcin Gołaszewski, były przewodniczący łódzkiej Rady Miejskiej, nie wykorzystywał służbowego samochodu do celów prywatnych i prawidłowo złożył oświadczenia majątkowe – wynika z uzasadnienia o umorzeniu postępowania przez Prokuraturę Regionalną w Łodzi. Gołaszewski mówi, że zanim prokuratura przeprowadziła i zakończyła swoje postępowanie, przeżył prawdziwą nagonkę.
– To była czysta nagonka medialna i polityczna, która została urządzona. W którymś momencie miałem wrażenie, że wystarczyłoby postawić jeszcze stos i spalić mnie na stosie na placu Wolności. Tam były żądania dotyczące odebrania mi stopni naukowych, zwolnienia mnie z uczelni, nazywania mnie oszustem, złodziejem – wspominał Marcin Gołaszewski.
Prokuratura prowadziła śledztwo po zawiadomieniach dotyczących podejrzenia przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego. Żadne z nich nie zostało potwierdzone.
– To były słowa, które odzierały mnie z godności i mogę powiedzieć bardzo wyraźnie, teraz, po tych kilku latach, że z jednej strony czuję taką wewnętrzną satysfakcję, że prokuratura na trzynastu stronach tego uzasadnienia obaliła wszystkie te argumenty, ale jednocześnie prokurator stwierdził w tym uzasadnieniu, że nie ma żadnych przesłanek mówiących o wykorzystywaniu auta służbowego – podkreślił były przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi.
Jak dodaje Marcin Gołaszewski, osoby, które go pomawiały, domagały się też odebrania mu stopni naukowych i wyrzucenia z uczelni.
To jest tak, że my jako politycy, samorządowcy, oczywiście musimy mieć grubszą skórę niż takie przeciętny obywatel. Z jednej strony tak sobie myślałem po przeczytaniu całego tego uzasadnienia, że teraz należałoby pójść drogą cywilną, domagać się odszkodowania. Oczywiście tę kwestię będę rozważał. Z drugiej strony oczekiwałbym może zwyczajnego przepraszam, ale myślę, że pani Wojciechowskiej van Heukelom na to nie stać – dodał Marcin Gołaszewski.
W sumie takich doniesień do prokuratury było kilka. Wszystkie zakończyły się umorzeniem.