Chodzi o projekt ustawy o zmianie świadczeń zdrowotnych, który zakładał zamykanie oddziałów położniczych w szpitalach, w których rocznie przychodzi na świat mniej niż 400 dzieci. Pod koniec roku ministerstwo wycofało się z limitu porodów, ale przyszłość oddziałów w małych miejscowościach wciąż jest niepewna. Położna szpitala Madurowicza w Łodzi Dorota Michalak (III miejsce w konkursie Położna Roku) mówi, że likwidacja małych porodówek spowoduje tłok w dużych szpitalach i pracę na ilość, a nie na jakość.
To są placówki bardzo kameralne. funkcjonowanie w mniejszej placówce jest też świetnym funkcjonowaniem. Tam pacjentka ma jeszcze większy komfort i może lepsze nawet dotarcie do położnej do lekarza położnika więc nie zamykajmy ich. Może to nie jest ogromna liczba porodów, ale idźmy nie w ilość, a w jakość. Patrzmy na jakość. Przy dzisiejszej ilości kadry to uwierzcie mi, że w tych małych szpitalach ci ludzie tam pracujący mają co robić – mówi laureatka konkursu Położna Roku.
Pomysł krytykują także świeżo upieczone mamy i kobiety w ciąży. Pani Ewelina Janos, mama tygodniowego Tymka podkreśla, że dalekie dojazdy na porodówkę byłyby dla kobiet udręką.
To już jest konieczność udania się do większego miasta, jeżeli będziemy łączyć tym sposobem porodówki. Rozumiem, że to są oszczędności, że to są pieniądze, ale myślę, że to jest ze szkodą absolutnie dla pacjenta – mówi mama Tymka.
Resort zdrowia nie zdążył przeprowadzić reformy szpitali do końca 2024 roku. W efekcie wątpliwości lekarzy i polityków, co do limitów porodów, prace nad reformą będą kontynuowane w bieżącym roku.
Zobacz też: Położna na medal z województwa łódzkiego pracuje w szpitalu Madurowicza [ZDJĘCIA]
op. FS