II wojna światowa – czy można było jej uniknąć?
Sowietolog prof. Marek Kornat podkreśla, że w historii nigdy nie jest tak, że tylko jeden scenariusz wydarzeń jest możliwy. Działania wojenne mogły bowiem rozpocząć się od ataku Niemiec na Czechosłowację, albo napaści wojsk Hitlera na Francję, o czym wspominał niemiecki przywódca w tajnym przemówieniu do generalicji Wehrmachtu 22 maja 1939 roku. Ponadto Polska mogłaby przyjąć warunki zaproponowane przez liderów III Rzeszy czyli oddać Gdańsk, pozwolić na eksterytorialną autostradę (i kolej) do Prus Wschodnich oraz przystąpić do sojuszu przeciwko ZSRS. Pisali o tym Jerzy Łojek i niedawno Piotr Zychowicz. – Hipotetycznych polskich faszystów, którzy poszliby na kolaborację z Niemcami z pobudek ideologicznych, należałoby po wojnie powiesić. Ale konserwatywnemu politykowi, który dzięki ugodzie z Berlinem doprowadziłby do złagodzenia kursu okupacyjnego i uratował setki tysięcy rodaków, należałoby dać medal – mówił w wywiadzie dla wp.pl Piotr Zychowicz, autor książki “Opcja niemiecka”.
Kontrowersyjny historyk idzie dalej. Uważa, że Polska powinna wspólnie z Niemcami zaatakować Sowietów: – Uważam za bardzo prawdopodobne, że gdyby Polska odpowiedziała “tak” na niemiecką propozycję wspólnej wyprawy na Związek Sowiecki składaną w latach 30., Polacy i Niemcy razem pokonaliby Stalina. Udział 30-40 polskich dywizji, umundurowanych, uzbrojonych w broń pancerną, samoloty i działa, mógłby przeważyć szalę zwycięstwa na rzecz państw Osi. Związek Sowiecki zostałby pobity.
Można było ustąpić?
Jerzy Łojek w słynnej „Agresji 17 września 1939 roku” pisał: – Jest oczywiste, że jeszcze przez pewien czas można było ustępować Hitlerowi stosunkowo tanim kosztem. Gdańsk mógł przestać być „wolnym miastem”, a euforia z powodu włączenia tego miasta i portu do Rzeszy dałaby co najmniej kilka miesięcy, jeżeli nie rok pokoju, przy czym Polska, poza porażką prestiżową, nie poniosłaby żadnej istotnej straty. Można było ustąpić potem w kwestii eksterytorialnej autostrady przez „korytarz”, który to projekt był przecież początkowo pomysłem polskim z końca lat dwudziestych, gdy mnożące się konflikty graniczne zaczęły skłaniać Warszawę do szukania jakiegoś wyjścia z sytuacji. Łojek wspominał też o możliwych ustępstwach na Pomorzu, czy na Śląsku. Miałoby to służyć wzmocnieniu zaniepokojenia Francji i Wielkiej Brytanii. Jego zdaniem chodziło o to, aby obudzić zachód. – Chodziłoby o doczekanie chwili, gdy alianci staliby się stroną konfliktu silniejszą od Niemiec, przy jednoczesnym przetrwaniu najniebezpieczniejszego okresu u boku Niemiec i przy wspólnym z Niemcami unicestwieniu stalinowskiej Rosji, aby alianci stracili na długo wszelką możliwość szukania kiedykolwiek w Moskwie liczącego się sprzymierzeńca.
A Piotr Zychowicz w rozmowie z portalem wpolityce.pl podkreślał: – W roku 1939, gdy proponował nam przymierze, Hitler był jeszcze normalnym europejskim politykiem, przyjmowanym na salonach i traktowanym przez inne państwa jak partner. Twarz masowego mordercy miał pokazać dopiero po wybuchu wojny. Józef Beck, jak twierdzą dziś jego apologeci, nie odrzucił więc oferty diabła, kierując się moralnym wstrętem do ludobójcy. Dokonał po prostu złej politycznej kalkulacji. Zresztą Polska podczas II wojny światowej wcale nie zachowała cnoty.
Na takie dictum profesor Kornat odpowiadał krótko: Zwolennicy tezy o polskiej nieustępliwości w sprawie żądań niemieckich jako przyczynie II wojny światowej, nie chcieli pamiętać, że w konflikcie polsko – niemieckim wcale nie chodziło o Gdańsk, ale o hegemonię Niemiec w Europie. Wojna była nieunikniona, albowiem zdobycie „przestrzeni do życia” dla narodu niemieckiego w Europie Wschodniej nie było możliwe bez użycia przemocy na wielką skalę. A koegzystencja wolnej Polski z Niemcami była nie do pomyślenia na dłuższą metę, z racji geopolitycznego położenia naszego kraju.
Z kolei świetny znawca stosunków niemieckich, prof. Stanisław Swianiewicz wskazywał, że z żadnym rządem niemieckim w okresie 1919-1939 rząd polski nie mógł dojść do ułożenia modus vivendi stosunkowo tak łatwo i tak nikłym kosztem, jak właśnie z rządem Adolfa Hitlera. – Dalsze pchanie się w koalicji z zachodem w konflikt z Rzeszą było w tych warunkach samobójstwem, gdyż skłaniało Niemcy do poszukiwania antypolskiego partnera właśnie w ZSRR. Co gorsza, polskie koła rządowe nie doceniały ówczesnych przemian w stosunkach międzynarodowych i szybkości, z jaką zbliżała się II wojna światowa.
”Hitler nie chciał wojny na dużą skalę”
Z taką tezą nie zgadzał się z kolei Robert Bartyś, który uważa, że Hitler nie chciał wojny na dużą skalę: 25 sierpnia 1939 po otrzymaniu informacji o zawarciu sojuszu polsko-brytyjskiego i równolegle depeszy od Mussoliniego o odmowie udziału Włoch w wojnie po stronie Niemiec Hitler odwołał decyzję o ataku, by ponowić ją ostatecznie w dniu 30 sierpnia 1939 r. wyznaczając datę ataku na 1 września 1939 r. Tak więc Hitler zawahał się. Jego celem było ograniczenie konfliktu zbrojnego wyłącznie do Polski, zaś pakt ze Stalinem miał zastraszyć Wielką Brytanię i powstrzymać ją przed interwencją w zbrojny konflikt niemiecko-polski i przekształcenie go w wojnę ogólnoeuropejską. Hitler wcale nie chciał wojny światowej. Chciał małej zwycięskiej wojenki z osamotnioną Polską.
Robert Forczyk przypomniał, że w odróżnieniu do innych krajów Polska nie zapomniała, że kolaboracja była powszechna w innych okupowanych krajach i że do Waffen – SS zaciągnęło się 40 tysięcy Belgów, 25 tysięcy Holendrów, 20 tysięcy Francuzów, 6 tysięcy Duńczyków i 6 tysięcy Norwegów. – Co więcej, polski opór zbrojny nie ustawał przez 10 lat po zakończeniu II wojny światowej – prowadzony przeciwko Sowietom – bez jakiejkolwiek pomocy zachodu. W rezultacie idea kolaboracji z jakimkolwiek obcym okupantem była dla Polaków nie do przyjęcia.
Z tym ostatnim zdaniem amerykańskiego historyka trudno się jednak zgodzić. Z sowieckim agresorem, który najpierw w 1939, a potem w latach 1944-1945 opanował nasz kraj, współpracowało wielu Polaków, w tym niestety nawet byli oficerowie Armii Krajowej. Portrety Stalina pojawiały się w instytucjach rządowych. Choć społeczeństwo w większości nie popierało nowej władzy wprowadzonej na bagnetach sowieckich, to na niewiele się to zdało. Zdrada zachodu w Jałcie i Poczdamie spowodowała, że walka z okupantem sowieckim nie miała szans powodzenia.
Bardzo mocno to co wydarzyło się we wrześniu 1939 roku ocenił na wyborcza.pl Bartłomiej Radziejewski: – Wrzesień doprowadził Polskę do największej katastrofy w jej dziejach. W wojnie wystąpiła w roli naiwniaka narodów, ochoczo krwawiącego w imię własnych złudzeń i cudzych interesów. Nie tylko interesów aliantów, lecz także – a właściwie przede wszystkim – sowieckiego okupanta, które wkrótce został nowym hegemonem. Bezmiar przelanej krwi i materialnego zniszczenia, o energii milionów patriotów nie wspominając, poszedł w pustkę. Nie przyniósł nic poza brzmiącymi jak drwiny frazesami przywódców mocarstw wychwalających polskie męstwo. A Grzegorz Kostrzewa – Zorbas pisał: – W 1939 roku Polsce brakowało koncepcji strategicznej, więc przegrała wojnę – podobnie jak Powstanie Warszawskie 1944. Tak brzmi zimna ocena skuteczności.