Mariusz Janik: Należysz do Pokolenia Z, które – według stereotypów – często lubi zmieniać miejsce zatrudnienia. Gdzie widzisz się za pięć lat?
Eliza Cichosz: Na pewno w dziennikarstwie i mediach. Nie wiem, w jakiej dokładnie formie, niemniej bardzo zależy mi na nieustannym rozwoju zawodowym. Dlatego też chciałabym podejmować nowe wyzwania, szczególnie jeśli chodzi o pracę na antenie radiowej. Mimo że należę do Pokolenia Z, lubię stabilizację. Dlatego w tej chwili na pewno nie powiem ci, że za pięć lat będę mieszkała na Madagaskarze lub pracowała jako reporterka w Nowym Jorku. Do swojej przyszłości podchodzę zdroworozsądkowo. Kilka lat temu obrałam pewną drogę i nią podążam. Mam cele, które chcę realizować, ale stopniowo. Jeść małą łyżeczką, a nie chochlą.
Dziennikarstwo to był świadomy wybór?
Nie będę kłamać, że od dziecka wiedziałam, że będę dziennikarką i w czasach, gdy na chleb mówiłam pep, była to moja pasja (śmiech). Początkowo myślałam, że będę studiować prawo. Byłam zafascynowana serialem „Prawo Agaty”, a dodatkowo do takiego wyboru zachęcała mnie nauczycielka języka polskiego w gimnazjum. Twierdziła, że świetnie się odnajdę w prawie, ponieważ potrafię przekonywać ludzi do swoich argumentów. Gdy jednak przyszło do wyboru kierunku studiów, pojawiły się wątpliwości. Nie byłam przekonana, czy prawo to dobry pomysł.
Ostatecznie zdecydowałaś się na dziennikarstwo.
Na całe szczęście opatrzność, w którą bardzo wierzę, pokierowała mnie na dziennikarstwo, a ja się tam odnalazłam. Już na pierwszym roku, w zasadzie od samego początku, zostałam zachęcona przez mojego znajomego, by dołączyć do Studenckiego Radia Żak Politechniki Łódzkiej. Weszłam tam bardzo niepewnie, ale szybko połknęłam bakcyla. Zrozumiałam, że dziennikarstwo jest tym, czym chcę się zajmować w życiu. A przecież wielu młodych ludzi ma problem z wyborem swojej drogi zawodowej.
Marek Koterski ustami swojego bohatera – Adasia Miauczyńskiego – przekazał, że to „ponury absurd… żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem”. Wydaje się, że cytat z „Dnia świra” dotyczy każdego z nas.
To szalenie trudne, by w młodym wieku decydować o swojej przyszłości. U mnie już na pierwszym roku bardzo wiele osób porzuciło pomysł, by wiązać się z dziennikarstwem. Z kolei te, które ukończyły studia, nie pracują w mediach. W Łodzi mijam się tylko z jedną koleżanką z TVP. Nie jestem jednak zaskoczona. Pamiętam, jak proponowałam swoim znajomym przyjście do Radia Żak. Nie byli zainteresowani.
Jesteś dyplomowaną dziennikarką, wykształcenie zdobywałaś na Uniwersytecie Łódzkim. Nie specjalizowałaś się jednak z dziennikarstwa.
Wybrałam public relations i branding, ponieważ uważam, że dziennikarzowi potrzebna jest nie tylko ogólna wiedza o świecie, ale przede wszystkim osobowość. Wiedzę można zdobyć, osobowość albo się ma, albo nie. Chciałam pracować w zawodzie kreatywnym. PR również daje takie możliwości. Nie interesowało mnie codzienne wykonywanie tych samych czynności. Moim celem zawsze było tworzenie, wpływanie na coś. Dziennikarstwo jest tego esencją.
Eliza Cichosz w pracy, fot. Konrad Ciężki
Pierwsze doświadczenia zbierałaś w Radiu Żak, które jest trampoliną dla wielu dziennikarzy. W naszej redakcji również znajdziemy przykłady takich osób. Jak trafiłaś do Radia Łódź?
Przez przypadek. Latem 2022 roku byłam z przyjaciółką na wakacjach we Włoszech. Pod koniec września miałam bronić pracę magisterską, więc potrzebowałam naładować akumulatory. Pewnego dnia napisał do mnie znajomy. Usłyszał na antenie Radia Łódź, że rozgłośnia poszukuje reporterów. Do dzisiaj jestem wdzięczna, że pomyślał o mnie. Gdyby nie on, nie byłoby mnie w tym miejscu.
Przyszłaś na Narutowicza 130 i…
Pamiętam, że się stresowałam. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nigdy wcześniej nie pracowałam w mediach publicznych. Rozmawiał ze mną Artur Wolski, ówczesny szef Redakcji Informacji. Spotkanie mieliśmy w lipcu, a pracę mogłam podjąć dopiero od września. Obawiałam się, czy nie będzie to problem.
Okazało się, że nie.
Na koniec rozmowy usłyszałam – „do zobaczenia we wrześniu”. 1 września rozpoczęła się moja podróż z Radiem Łódź. A pod koniec miesiąca obroniłam pracę magisterską.
Wspomniałaś, że nie pracowałaś w mediach publicznych. Rozumiem, że miałaś inne medialne doświadczenia?
Studiowałam w czasie pandemii. Byliśmy zamknięci w domach, moja ówczesna praca także nie funkcjonowała. Nie chciałam jednak zastoju. Podjęłam się pracy w wydawnictwie online. Pisałam kobiece artykuły dla różnych portali internetowych. Początkowo byłam zachwycona tą formą. Praca zdalna była komfortowa. Z czasem stała się uciążliwa. Zdecydowanie bardziej wolę bezpośredni kontakt z ludźmi.
Eliza Cichosz odbiera dyplom na Uniwersytecie Łódzkim, fot. z prywatnego archiwum
Dlaczego radio? Nie myślałaś, by spróbować swoich sił w telewizji?
Nie chcę zabrzmieć nieskromnie, ale bardzo często słyszę – czemu nie pracujesz w telewizji? Idź do tv, spróbuj, masz wszystko, czego tam potrzeba (śmiech). Nie wiem, czy tak jest, jeszcze nie miałam możliwości, by się sprawdzić. Może kiedyś, nie wykluczam tego. Telewizja wydaje się naturalnym kolejnym krokiem, jednak to zupełnie inna forma pracy, w której należy panować nie tylko nad swoim głosem, ale również wyglądem i całą otoczką. Przyszłam do Radia Łódź, ponieważ znałam tę formę dziennikarstwa. Przetarciem szlaku było studenckie radio, ale rozgłośnia przy Narutowicza 130 dała mi zdecydowanie większe możliwości. Poza tym w radiu cenię sobie wolność. Jestem sobie sterem, żaglem i okrętem.
Wartoprzeczytać
Czym jeszcze jest dla ciebie radio?
Radio to przede wszystkim ludzie. Gdy pracujemy na antenie, możemy być sami w studiu, ale zawsze wiemy, że po drugiej stronie znajdują się słuchacze, z którymi możemy wchodzić w interakcję. W mojej pracy reporterskiej ludzie także odgrywają najważniejszą rolę. Pracuję właśnie dzięki nim i dla nich. Pomagam rozwiązywać ich problemy i bardzo się cieszę, gdy to się udaje. To sprawia, że moja praca ma sens. Napędza mnie.
Dla ciebie, początkującej dziennikarki praca w Radiu Łódź to też skok na głęboką wodę. Pracujesz jako reporterka, ale również współprowadziłaś studio plenerowe i audycje, a ostatnio nawet zadebiutowałaś jako prowadząca programu na żywo – „Gość Radia Łódź”. Która z zawodowych aktywności daje ci najwięcej energii?
Każda jest inna i dostarcza różne emocje. Jestem wdzięczna moim przełożonym, a także losowi, że otrzymuję kolejne szanse, by doświadczać czegoś nowego. Studio plenerowe było dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. Cieszę się, że to właśnie wspólnie z Piotrem Bielawskim, naszym redaktorem muzycznym, prowadziłam program w Manufakturze z okazji urodzin Łodzi. Plenerowy debiut udał się w dużej mierze właśnie dzięki niemu.
Siła doświadczenia.
Piotr ma w sobie naturalny luz, a to pomogło niemal natychmiast przekształcić stres w wielką frajdę. Wychodząc poza mury radia, już nie mogłam ukryć się tylko za swoim głosem. Ponadto rozmawiałam nie tylko z przechodniami, ale i z zaproszonymi gośćmi. Do naszego studia zawitali m.in. Adam Pustelnik, wiceprezydent Łodzi oraz artystka Mery Spolsky. Dookoła falował tłum, ludzie nas zaczepiali, a trzeba było jeszcze merytorycznie prowadzić program. Na dodatek Sebastian Szwajkowski, nasz fotoreporter, potrzebował nas do zdjęć, więc trzeba było pozować, uśmiechać się. Ktoś inny nagrywał filmiki do rolek w mediach społecznościowych. Działo się, ale było świetnie. Niezapomniane doświadczenie.
Eliza Cichosz (z prawej) z Mery Spolsky (w środku) i Piotrem Bielawskim (z lewej) w Studiu Plenerowym Radia Łódź, fot. Sebastian Szwajkowski
Poranny „Gość Radia Łódź” to zdecydowanie spokojniejszy format.
Na pewno bardzo kompaktowy. Na rozmowę z najważniejszym gościem dnia mamy tylko dziesięć minut, a tematów do poruszenia bez liku. Najtrudniejsze było właśnie zmieścić się w czasie i jednocześnie nie przegadać rozmowy.
Wspominając o twoich radiowych aktywnościach, nie można pominąć udziału w warsztatach z reportażu.
To również było niezwykłym radiowym doświadczeniem. Nie mam jeszcze na swoim koncie reportażu z krwi i kości. Realizowałam już dłuższe formy, jednak nie była to klasyka gatunku. To wciąż przede mną. Pamiętam, jak relacjonowałam 98. Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę. To był pierwszy format, w którym miałam przestrzeń na dłuższą refleksję, pauzę. Bardzo mi się to spodobało. W moich codziennych relacjach reporterskich moi rozmówcy często nawet nie oddychają (śmiech). Muszę tak wszystko powycinać, żeby w bardzo skondensowanej formie przekazać słuchaczom wszystkie najważniejsze informacje. W reportażu jest czas na zdecydowanie więcej emocji, przemyśleń i właśnie ciszy.
Mówi się, że reportaż to gatunek jedyny w swoim rodzaju.
Niezwykle mnie intryguje. Podczas warsztatów słuchałam znakomitych reportaży, wielokrotnie nagradzanych. Mogłam zapoznać się także z tymi archiwalnymi. Na własne uszy przekonać się, jak gatunek zmieniał się na przestrzeni lat. Nie ukrywam, że chciałabym kiedyś spróbować swoich sił także w takiej formie. Traktuję reportaż audio jak utrwalenie czegoś bardzo ulotnego. A dziennikarze to przecież dokumentaliści rzeczywistości. Potrzebuję jednak… czasu. A tego mam niedobór, ponieważ natłok informacyjny sprawia, że trudno jest się zatrzymać. Codziennie pojawia się tyle tematów, wiadomości, że nie ma zbyt wiele miejsca na refleksję. A reportaż to forma, która wymaga skupienia i wyciszenia.
Jesteś perfekcjonistką?
Lubię mieć wszystko poukładane, więc chyba mogę tak o sobie powiedzieć. Gdy się w coś angażuję, działam na sto procent. Nie akceptuję półśrodków i niedokończonych spraw. Jednocześnie nie boję się krytyki. W naszej redakcji pracuje bardzo wiele doświadczonych osób, z których wiedzy można czerpać garściami. Cieszę się, że moja droga zawodowa rozpoczęła się właśnie w Radiu Łódź. Codziennie otrzymuję wiele cennych rad i wskazówek. Mam nadzieję, że jeszcze niejedną usłyszę (śmiech).
Jakie są twoje mocne strony?
Uważam, że jestem bardzo elastyczna w kontaktach z ludźmi. Potrafię porozumieć się zarówno z seniorami, jak i uczniami. Umiem zdobyć ich zaufanie, a to również ważny element tego zawodu. Zdobywanie i budowanie kontaktów.
A słabsze? Jest coś, nad czym powinnaś szczególnie popracować?
Powinnam się wyzbyć strachu, że coś mi nie wyjdzie, że nie będę z siebie wystarczająco zadowolona. Znam osoby, które wszędzie wchodzą razem z drzwiami, bez względu na konsekwencje. Tego nie potrafię. Gdy debiutowałam jako prowadząca „Gościa Radia Łódź”, usłyszałam od Moniki Czerskiej, dyrektor programowej Radia Łódź, że początkowo brzmiałam tak, jakbym chciała, jak najszybciej uciec ze studia. Dopiero w trakcie trwania rozmowy stawałam się zdecydowaną Elizą. Nie chciałabym, żeby strach mnie ograniczał i blokował.
Eliza Cichosz w studiu Radia Łódź, fot. Konrad Ciężki
Masz dziennikarskie marzenie?
Całą garść. Na pewno chciałabym kiedyś poprowadzić autorską audycję, może magazyn dla kobiet. Byłyby to intymne spotkania z kobietami, które opowiadałyby mi o swoich troskach, problemach dnia codziennego. Uważam, że my kobiety jesteśmy niesamowite, potrafimy unieść niezwykle dużo na swoich barkach. Czasem ponad nasze siły. Poza tym zawsze działamy z myślą o innych, np. dzieciach, rodzicach, dziadkach. Dopiero na końcu myślimy o sobie. Zauważyłam również, że z kobietami szybko łączy mnie nić porozumienia. Może dlatego, że sama dorastałam w gronie silnych kobiet, które są dla mnie życiowymi wzorcami. Pamiętam, jak w ubiegłym roku pojechałam na Dzień Wcześniaka do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Wszystkie płakałyśmy. Mamy, z którymi rozmawiałam, ja również nie mogłam powstrzymać łez. Poruszałyśmy niezwykle trudny temat. Dlatego Radio Kobiet to moje małe dziennikarskie marzenie.
Przez te ponad dwa lata pracy w Radiu Łódź utkwił ci w pamięci jakiś szczególny moment?
Na pewno spotkanie z prezydentem RP w Wieluniu, kiedy pojechałam na obchody 85. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Po oficjalnych uroczystościach mogłam również porozmawiać z naocznymi świadkami inwazji z września 1939 roku. Miałam okazję rozmawiać także z wieloma osobami ze świata polityki czy show-biznesu, ale nie lubię kategoryzować tych spotkań. Wiadomo, że w dobie mediów społecznościowych, zdjęcie z osobistością może wywołać zamieszanie i lawinę tzw. lajków. Nie to jest jednak dla mnie najważniejsze. Najważniejszy jest człowiek.
I jego problemy.
Ludzie nierzadko szukają pomocy w mediach. Dla kogoś dana sprawa może wydawać się błaha, ale dla osób, których ona dotyczy, to przecież cały świat. Nie zapomnę, jak nagrywałam z lokatorami komunalnej kamienicy. Sufit dosłownie sypał im się na głowy. Bałam się tam spędzić kilka godzin, a oni musieli tak żyć. Poza tym nie ma lepszej nagrody niż spojrzenie człowieka, któremu się pomogło. To niesamowicie buduje. Bardzo lubię też w swojej pracy rozmowy z przechodniami. Zawsze staram się je zamieszczać w swoich materiałach. W ludziach jest prawda, ponieważ nie stosują okrągłych zdań. Komentarz ekspercki jest ważny, ale często to mieszkańcy przedstawiają sytuację taką, jaka ona faktycznie jest. Dlatego jestem blisko ludzi i to z różnych pokoleń. Żeby poznać różne perspektywy.
Wspomniałaś o różnicy pokoleń, więc raz jeszcze pozwolę sobie nawiązać do Pokolenia Z, które reprezentujesz. Mówi się, że jednym z najważniejszych narzędzi jest dla niego Internet. Z tobą jest podobnie?
Trudno mi sobie wyobrazić życie bez Internetu. Towarzyszy mi on nie tylko w życiu prywatnym, ale i zawodowym. Często tematy reporterskie znajduję właśnie w sieci. Internet także łączy mnie z ludźmi i ich sprawami. To doskonałe narzędzie, z którym trzeba jednak umiejętnie się obchodzić. Niestety, na niektórych ma niszczycielski wpływ. Z sieci wylewa się hejt, który może doprowadzić do tragedii. Dlatego też trzeba uczyć społeczeństwo, jak korzystać z Internetu. Szczególnie młodych ludzi, którzy w zasadzie od najmłodszych lat są zapoznani z cyfrowym światem.
Dzieci na świat przychodzą niemalże ze smartfonem w rękach.
Jako przedstawiciele Pokolenia Z śmiejemy się, że jesteśmy ostatnimi rocznikami, które wychowywały się bez smartfonów i bawiły się przez cały dzień na podwórku.
Wracając do twoich zawodowych doświadczeń. Zdobywasz je także poza radiem. Porozmawiajmy zatem o TME Polówce.
To był prawdziwy rollercoaster i jedna z moich największych zawodowych szans. Na pewno w tym roku. Polówka cieszy się w Łodzi szczególną sympatią i popularnością. Sama przez lata przychodziłam na seanse jako widz. Kiedy przyszło mi prowadzić projekcje, byłam przeszczęśliwa. Pierwszy raz przemawiałam publicznie do tak licznej grupy osób. Przynajmniej twarzą w twarz, a to jednak spora różnica (śmiech). Trzeba przyznać, że na Polówkę przychodziły prawdziwe tłumy. Pamiętam, że podczas mojej drugiej takiej imprezy, Wojtek Augustyniak szepnął mi na ucho, że chyba mamy właśnie rekord frekwencji. Nogi lekko się pode mną ugięły, ale finalnie świetnie się bawiłam. W zapowiedziach było miejsce na kreatywność, bo jako prowadzący sami wymyślaliśmy konkursy, była także interakcja z publicznością. Moją ulubioną sekcją było „wesele”.
Eliza Cichosz w trakcie prowadzenia TME Polówki, fot. z prywatnego archiwum
Wesele?
Znajomi do mnie pisali, że wprowadziłam taki klimat, że czuli się jak na dobrym polskim weselu (śmiech). W późniejszym czasie już wieczór bez Polówki był dla mnie wieczorem straconym. Otworzyła mnie konferansjersko. Po niej pojawiły się także nowe zlecenia. To kolejna droga, na której się odnajduję i chciałabym nią dalej podążać.
W repertuarze Polówki znajdują się również tzw. klasyki kina. Z tego, co wiem, jeden z nich jest szczególnie bliski twojemu sercu.
Kocham film „Przeminęło z wiatrem”. Absolutne arcydzieło i kamień milowy, jeżeli w ogóle chodzi o kino. Zakochałam się w tej produkcji z 1939 roku już jako dziecko. Początkowo byłam zafascynowana kostiumami i scenografią, z czasem wsiąkłam również w opowiadaną historię. Regularnie do niej wracam i za każdym razem żałuję, że to już koniec.
A trzeba pamiętać, że film trwa blisko cztery godziny.
Niektórzy nie mogą zrozumieć, jak mogę się zachwycać tak długim filmem. Zwłaszcza teraz, gdy wszystko tak pędzi. A ja zawsze pytam, co ta biedna Scarlett pocznie bez Rhetta. Dlaczego nikt nie zdecydował się napisać kontynuacji? Kiedyś sama chciałam usiąść i dopisać kolejną część. To przecież nie może się tak skończyć (śmiech). Jeśli chodzi o filmy, bardzo lubię również te biograficzne i dokumentalne. Zresztą, przyznam ci się, że kiedyś sama chciałam zostać aktorką. Niezwykle kuszące było wcielanie się w różne role. W jednym filmie można zagrać kobietę pogrążoną w rozpaczy, by w kolejnym stworzyć postać energiczną i tryskającą szczęściem.
Co lubisz robić w wolnym czasie?
Aktualnie taki termin w moim życiu nie istnieje (śmiech). Jestem w trakcie remontu, który trwa już prawie rok. Poza wyszukiwaniem tematów reporterskich zajmuję się wybieraniem dodatków do mieszkania. Gdy jednak mam chwilę dla siebie, słucham podcastów kryminalnych. Uwielbiam Justynę Mazur i jej „Piąte: nie zabijaj”. Bardzo lubię też oglądać reportaże śledcze Rafała Zalewskiego. Fascynują mnie ludzkie historie. To slogan, ale i prawda – życie pisze najlepsze scenariusze. W niektóre trudno uwierzyć, a przecież wydarzyły się naprawdę. Zatem, gdy mam wolną chwilę, włączam podcasty. Najczęściej w kuchni, ponieważ bardzo lubię również gotować. Zresztą, gdy tylko mam okazję, tematy kulinarne także przemycam na radiową antenę.
Eliza Cichosz, fot. Konrad Ciężki
Masz swoje popisowe danie?
Jako miłośniczka kuchni meksykańskiej i ostrych potraw, przyznam, że robię bardzo dobre tacos. Przyniosę kiedyś do redakcji, to się przekonasz, że nie rzucam słów na wiatr. Gosia Błażewicz raczy nas różnymi smakołykami, więc pójdę w jej ślady.
Rozmawialiśmy już o marzeniach zawodowych. A masz jakieś prywatne?
Bardzo proste, dotyczące rodziny i domowego szczęścia. Miłość napędza nas i nadaje życiu sens. Obecnie nie założyłam jeszcze swojej rodziny, ale bardzo chciałabym w przyszłości takową stworzyć. Bycie rodzicem uważam za najtrudniejsze i najpiękniejsze życiowe zadanie.
Czego można ci życzyć?
Żeby wiatr, który napędza mnie do działania, nigdy nie przestał wiać mi w żagle.
Komentowane 1
Eliza… tak, Eliza:) ambitna, ciekawa ludzi i świata osoba. Przy tym ambicja nie paraliżuje jej poczynań, a wręcz pobudza do działania. To chyba nie kwestia samej przynależności do konkretnej generacji. To może określać temat i formę zainteresowania, reszta jest wynikiem cech osobistych, które pozwalają jej realizować dziennikarskie wyzwania. I działaj, Eliza! Tak jak ci powiedziałem, teraz już sama możesz poprowadzić program plenerowy. Ale to ty wybieraj doświadczenia, które są ci potrzebne. A jeśli chodzi o wspomniany program, od razu przy tobie lepiej wyglądałem:)