Michał Malinowski: Na początek pytanie pół żartem pół serio. 32 lata czekania i od niespełna miesiąca nie jest Pan już ostatnim polskim medalistą igrzysk olimpijskich w sportach zespołowych. Chyba miło pożegnać się z tym tytułem po srebrze siatkarzy?
Arkadiusz Onyszko: Oczywiście! Zawsze cieszy, jeżeli jakakolwiek polska drużyna osiąga tak duży wynik. Ogromne gratulacje płyną z mojej strony do siatkarzy. Oby tak dalej, oby więcej drużyn zdobywało medale i godnie reprezentowało nasz kraj.
Właśnie, żebyśmy nie musieli czekać kolejnych 32 lat na medal… Przejdźmy jednak do właściwego tematu naszej rozmowy. Polska gra dzisiaj (5 września) w Glasgow ze Szkocją. Najwięcej przed tym spotkaniem mówi się o człowieku, którego z kadrą nie ma, czyli Wojciechu Szczęsnym. Zaskoczyła pana jego decyzja o zakończeniu kariery?
Trochę mnie zaskoczyła. Doskonale wiemy i nawet jest takie powiedzenie, że bramkarz dopiero zaczyna dobrze bronić po trzydziestym roku życia, nie? Jest wówczas najbardziej doświadczony. A on tak naprawdę jest w kwiecie wieku, takiego bramkarskiego to już ogromne doświadczenie i nagle, w wieku chyba 34 lat… Dobrze mówię?
Zgadza się.
Myślę, że to jest, jak na bramkarza, bardzo wcześnie, ale też trzeba uszanować decyzję Wojtka. Po rodzinie Szczęsnych zawsze można było się spodziewać jakiś innych rzeczy niż to normalnie jest przyjęte. Fantastyczna kariera świetny bramkarz, moim zdaniem klasy światowej. Zresztą wielokrotnie to podkreślam. Szkoda, bo myślę, że jeszcze przynajmniej 6 lat, do czterdziestki spokojnie by sobie pobronił, ale odchodzi tak naprawdę w swoim szczytowym momencie. Świetne występy w reprezentacji, w Juventusie. A teraz chyba zajmie się troszeczkę rodziną. Oczywiście, jestem zaskoczony, ale też rozumiem, że po tylu latach profesjonalnej piłki, kiedy jednak nie ma cię w domu, cały czas jesteś na wyjazdach, to chciałbyś troszeczkę tego czasu z bliskimi spędzić. A przecież Wojciech Szczęsny ma małe dzieci.
No to kto stanie przeciwko Szkotom w polskiej bramce? Łukasz Skorupski, bo najbardziej doświadczony czy może Marcin Bułka, bo to najmłodszy golkiper w obecnej kadrze?
Z racji tego, że Łukasz Skorupski grał już na Euro 2024 mecz z Francją i ogólnie, kiedy dostawał szansę nigdy nie zawodził i grał na bardzo wysokim poziomie, to właśnie on jest na tę chwilę naturalnym wyborem. Z drugiej strony Liga Narodów jest po to, żeby próbować innych rozwiązań, dać szansę pozostałym bramkarzom, żeby pokazali się w meczach o punkty.
Michał Malinowski (z lewej) i Arkadiusz Onyszko (z prawej), fot. Z Maliną o sporcie (Facebook)
Odbiegając nieco od tematu. Był pan związany jako trener bramkarzy z reprezentacjami juniorskimi, pracuje pan przy wielu projektach PZPN-u. Rozumiem, że jedna kwestia się nie zmienia – o obsadę bramki nie musimy się w najbliższych latach martwić?
Rzeczywiście, jeżeli chodzi o bramkarzy to mamy bardzo utalentowaną młodzież. Myślę, że – jak wielokrotnie podkreślałem to w wywiadach – przez najbliższe 20 lat nie mamy się o co martwić. Także ze względu na to, że dzieci już w bardzo młodym wieku mają trening specjalistyczny. W akademiach, czy we wszystkich reprezentacjach, poczynając od tych najmłodszych, jest już trener bramkarzy i pracuje z zawodnikami indywidualnie. Stąd taki urodzaj, jeżeli chodzi o pozycję bramkarza.
W kontekście bramkarzy warto zaznaczyć, że Marcin Bułka ma jako jedyny doświadczenie związane z wyspiarskim futbolem. Był przecież w Chelsea, więc może to dobry wybór na Szkocję?
Mówiłem już, że Łukasz Skorupski jest naturalnym następcą Wojtka Szczęsnego. Być może jednak Michał Probierz uzna, że wie już na co tego zawodnika i postawi między słupkami na Marcina Bułkę. Wcale bym mnie nie zdziwiło takie posunięcie naszego selekcjonera. Pamiętajmy też, że Marcin Bułka – ja to wielokrotnie podkreślam – to jest przyszłość polskiej bramki. To zawodnik o niesamowitych warunkach fizycznych, bardzo sprawny. On jak rozłoży ręce to tak naprawdę nie ma gdzie strzelić w bramkę, bo jest tak wielki. W jakiejś perspektywie czasowej będzie to będzie numer „1” naszej kadry.
Jakiego meczu się pan spodziewa w Glasgow, jak zaprezentują się Polacy?
Spodziewam się trochę zaskoczeń, jeżeli chodzi o wyjściowy skład. Myślę, że trener będzie jednak próbował w tych meczach różnych ustawień i różnych zawodników na różnych pozycjach. Po to, żeby zobaczyć przydatność tych zawodników do pierwszej reprezentacji. Osobiście traktuję Ligę Narodów jako mecze sparingowe, ale o stawkę, gdzie jednak musisz naprawdę być mocno skoncentrowany i grasz o coś. To też wywołuje dodatkowe emocje wśród zawodników. Myślę jednak, że dla trenera będzie to pewnego rodzaju poligon doświadczalny.
W barwach Odense grał pan przeciwko Hibernian FC w 2006 roku. Szkoci wciąż grają podobną piłkę, czy jednak dużo się zmieniło?
To już nie te czasy. Muszę przyznać, że Szkoci nie tylko są bardzo dobrze przygotowani fizycznie, ale również świetnie wyszkoleni technicznie. To już nie jest taka piłka, jak kiedyś, że wrzucali i walczyli z przodu. Oni naprawdę mają bardzo dobrych zawodników w swojej reprezentacji. Także spodziewam się naprawdę bardzo trudnego meczu.
Ze Szkotami faktycznie toczyliśmy zawsze ciężkie boje. Wrócę jeszcze na chwilę do znaczenia Ligi Narodów. Z jednej strony to, tak jak pan wspomniał, impreza nieco towarzyska, z drugiej jednak może mieć znaczenie chociażby w kontekście rozstawienia w losowaniu eliminacji do mistrzostw świata.
Raz jeszcze podkreślę, że traktowałbym mecze LN jak przetarcie. Oczywiście, wynik zawsze jest ważny i najlepiej zawsze jest wygrywać, ale naprawdę dałbym szanse wszystkim zawodnikom, żeby pokazali swoją wartość dla tej reprezentacji. Oczywiście, tak jak już powiedziałem, lepiej wygrać niż przegrać, ale chciałbym zobaczyć reprezentację dobrze grającą taktycznie, fajną piłkę. Postawiłbym też na młodych, żeby się pokazali. Pamiętajmy, to jest już poziom reprezentacyjny. W momencie, kiedy powołujesz zawodnika to nie tzw. na ładne oczy, tylko z uwagi na jego umiejętności. On musi w jakimś stopniu trzymać poziom reprezentacyjny. Także nie bałbym się, niech młodzi poczują reprezentacyjną szatnię i zobaczą jak kadrę od środka.
Porozmawiajmy jeszcze chwilę o Łodzi. Reprezentował pan w przeszłości barwy Widzewa.
Łódź na zawsze pozostanie w moim sercu. Niedawno się dowiedziałem, że była rocznica meczu, który graliśmy z Parmą w eliminacjach Ligi Mistrzów.
Wartoprzeczytać
Zgadza się, 1997 rok. Najpierw Neftczi Baku, a później wspomniana Parma.
To było chyba z 7:0 na Widzewie z Azerami, jak dobrze pamiętam…
8:0!
To była dobra drużyna i śp. Franciszek Smuda.
Oby takie czasy łódzkiej piłki wróciły…
Oby, oby!