Ja (felieton z 29.04.2016)
Oj stęsknili się łodzianie za Masą Krytyczną, stęsknili. Pół roku minęło jak z bicza strzelił, ale było to pół roku męczarni. 6 miesięcy podczas których nie było na kogo narzekać i zganiać winy za korki. Nagle zabrakło powodów dla których można by się spektakularnie zżymać na forach internetowych i w komentarzach pod artykułami na łódzkich portalach. Nic dziwnego, że żółci trochę się nazbierało i wystrzeliła jak szalona przy pierwszej lepszej nadarzającej się okazji. Najwyraźniej dlatego oberwało się Bogu ducha winnym biegaczom, a także taksówkarzom.
Hektolitry żalu wylane na łódzki maraton i na wczorajszy protest taksówkarzy wyraźnie pokazały, że w narzekaniu na ludzi blokujących ulice w mieście wcale nie obchodzi o walkę z jakimś tam terroryzmem, czy szantażowaniem społeczeństwa. Tu najzwyczajniej w świecie chodzi o własne cztery litery i personalny interes. No bo w czym tak naprawdę mógł komukolwiek przeszkadzać poranny, niedzielny bieg ulicami Łodzi? W rodzinnym spacerze, czy może dojeździe do galerii? Nie ma co się oszukiwać. Maratończycy na odcisk nadepnęli tym, których świat wokół nich nie interesuje i tym, którzy nie patrzą dalej niż na dwa metry przed siebie. Tym, którzy nie byli w stanie przyswoić informacji o utrudnieniach, o których łódzkie media trąbiły co najmniej kilka tygodni wcześniej. To ja przecież jestem najważniejszy i nikt mi nie może przeszkadzać. W głębokim poważaniu mam to, że 7 tysięcy ludzi chce świętować i wspólnie się bawić. To JA przecież nie mogę w niedzielny poranek dojechać do supermarketu. Nie interesuje mnie też frustracja innych i ich święte prawo do protestu. Albo co mnie może obchodzić, że jakaś tam grupa społeczna, albo zawodowa ma problemy? Nic! Najlepiej niech protestują w Łagiewnikach i nie przeszkadzają zwykłym ludziom. Prawo do protestów zacznie mnie obchodzić dopiero wtedy, kiedy ja będę miał jakiś problem, który przydałoby się nagłośnić. Wtedy sam wyjdę na ulicę i będę się prawdopodobnie dziwił, że inni mają do mnie pretensje. Tak jak taksówkarze jeszcze pół roku temu mieli pretensje do rowerzystów, aż sami w końcu byli zmuszeni do zakorkowania miasta. Teraz przecież ich jest najważniejsze i nie ma co doszukiwać się podobieństw.
Czasem ma ochotę wysłać łodzian do stolicy, na szkolenie. Niech się przekonają co oznaczają zakorkowane ulice i protesty. Co oznaczają niezliczone marsze, pikiety i demonstracje. Taki to los demokratycznego społeczeństwa, że każdy ma prawo wyjść na ulice i krzyczeć wniebogłosy, że mu źle. I dopóki bliskie będzie mi to prawo nie będę się złościł na tych, którzy z niego korzystają.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 29.04.2016 | audio (m4a) audio (oga) |