Piotr Adamczyk, wicemarszałek województwa łódzkiego zapowiedział kontrolę w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa w Łodzi. To efekt listy kilkudziesięciu zarzutów , jakie związkowcy stacji stawiają zarządowi WSRM w Łodzi. O taką kontrolę wniosła też w interpelacji Iwona Lewandowska, radna wojewódzkiego sejmiku. Sprawdzone mają zostać przede wszystkim finanse firmy.
– Kontrola w jednostce wkrótce się rozpocznie. Nie ma znaczenia, z której strony docierają do nas sygnały o ewentualnych nieprawidłowościach. Jeśli doszło do jakichkolwiek zaniedbań, czy sytuacji niezgodnych z procedurami, niedługo będziemy wiedzieć – Piotr Adamczyk, wicemarszałek województwa łódzkiego.
Kontrola w WSRM w Łodzi
Na początku listopada do sądu pracy w Łodzi zaczęły wpływać pozwy od ratowników medycznych zatrudnionych w WSRM w Łodzi. Pracownicy Stacji domagają się wyrównania płac. Ich zdaniem ratownicy zatrudnieni na analogicznych stanowiskach, jak pielęgniarki zarabiają mniej mimo obowiązującego w tej sprawie rozporządzenia Ministra Zdrowia. Zaległości mają sięgać 2019 roku.
Pierwsze pozwy już wpłynęły, ale pracowników, którzy są w takiej sytuacji jest ponad stu. Każdemu firma winna jest około pięćdziesięciu tysięcy złotych – mówi Jacek Błoch, przewodniczący największego związku zawodowego w WSRM w Łodzi.
Z takimi tezami nie zgadza się kierownictwo WSRM w Łodzi. Zarząd podkreśla, że pracownicy są traktowani równo, a pensje poszczególnych ratowników uzależnione są nie tylko od wykonywanych przez nich czynności, ale i zdobytych kompetencji i certyfikatów.
Dlatego nie można tak bezpośrednio przełożyć, że ratowników systemu powinien zarabiać dokładnie tyle samo, co pielęgniarka systemowa, która ma np. wyższe kompetencje zawodowe – mówi Krzysztof Janecki, dyrektor WSRM w Łodzi.
Związkowcy powołują się na orzeczenie lubelskiego sądu pracy, który w analogicznych przypadkach już orzekał i stwierdził konieczność wyrównania pensji ratownikom.
Naszym zdaniem nie można tej sytuacji przenosić wprost na warunki naszej firmy. To zupełnie inne podmioty i zupełnie inne zasady oraz zapisy w umowach z pracownikami – mówi Adam Stępka, rzecznik WSRM w Łodzi.
Te sprawy wyjaśniać będzie zarówno kontrola z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego, jak i sąd pracy, do którego wpłynęły już pierwsze pozwy.
Mobbing w WSRM w Łodzi
W Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi zatrudnionych jest około 700 osób. Większość z nich to ratownicy medyczni, którzy w całym województwie wyjeżdżają karetkami, by ratować nasze życie i zdrowie. W około pięciusetosobowej grupie ratowników jest grupa zwracająca uwagę opinii publicznej na ewentualne działania mobbingowe, do jakich miało dochodzić w miejscu pracy.
Nasi pracownicy, którzy chcą przed sądem walczyć o należne im pieniądze są szykanowani tylko dlatego, że poprosili o dokumenty, które chcą złożyć w sądzie – mówi Jacek Błoch.
Niedozwolone zdaniem ratowników działania dyrekcji miały polegać na celowym rozbijaniu zgranych i długo ze sobą pracujących ekip dwu i trzyosobowych. Ratownicy podkreślają, że są celowo przenoszeni między podstacjami, a takie działanie dyrekcji miało mieć miejsce tylko względem pracowników, domagających się przekazania ich dokumentów.
Oczywiście, nie jest to prawda. Ratownicy są często w grafiku rozpisywani na dyżury w różnych podstacjach, by zapewnić ciągłość usług. Wielokrotnie w latach minionych zdarzały się sytuacje, że brakowało ratowników na dyżurze, bo ściśle trzymana była zasada, że ratownicy pracują w stałych zespołach. Teraz takiego problemu nie ma – mówi Adam Stępka.
Rzecznik prasowy WSRM w Łodzi dodał, że do istniejącej w zakładzie pracy komisji antymobbingowej nie wpłynęła w ostatnich miesiącach żadna skarga, ani nawet informacja o jakichkolwiek nieprawidłowościach.
Dyscyplinarna „ustawka”
Przykładów nieprawidłowości i mobbingu zdaniem związkowców jest dużo. Jednym z nich jest fakt zwolnienia dyscyplinarnego w ostatnim czasie jednej z ratowniczek medycznych.
– Odmówiła wyjazdu w zespole z drugim ratownikiem, o którym wiedziała, że nie ma ważnych certyfikatów z udzielania kwalifikowanej pierwszej pomocy medycznej. A ponieważ to syn jednej z lekarek pracujących w stacji, znaleziono pretekst, by ją zwolnić – mówi Jacek Błoch.
Dyrekcja stacji podkreśla, że ze strony związkowców to manipulowanie informacjami i dowolna interpretacja przepisów.
– Ratownikowi wygasła ważność dokumentu w czasie stanu zagrożenia epidemiologicznego i zgodnie z przepisami może ciągle wykonywać ratunkowe czynności medyczne. To nie umniejsza też jego kompetencji – mówi Krzysztof Janecki, dyrektor WSRM w Łodzi.
Faktyczne powody zwolnienia kobiety miały być zupełnie inne. Z naszych informacji wynika, że głównym zarzutem, jaki jej przedstawili pracodawcy było pozostawienie pacjenta w karetce bez nadzoru. Pacjentem był mężczyzna, które zespół ratownictwa medycznego przewoził z domu do szpitala w Zgierzu.
Dotarliśmy do ratowników, którzy w tej historii potwierdzają wersję ratowniczki i twierdzą, że na jej zwolnienie nalegał Dawid Kowalewski, dyrektor ds. eksploatacyjno-administracyjnych w WSRM w Łodzi. Koledzy kobiety twierdzą, że mężczyzna od czasu, gdy z podstacji w Łasku trafił do Łodzi, „uwziął się na Paulinę”.
Sama zainteresowana już złożyła pozew do sądu o bezprawne zwolnienie dyscyplinarne. Jej zawodowe otoczenie jest przekonane, że wygrana jest tylko kwestią czasu.
Rzecznik WSRM w Łodzi na cenzurowanym
Kolejny zarzut związkowców dotyczy właśnie rzecznika prasowego WSRM w Łodzi. Ich zdaniem skandalicznym rozwiązaniem jest to, że rzecznik prasowy jest równocześnie tym pracownikiem zarządu, który rozpatruje skargi na działalność łódzkiego pogotowia ratunkowego, a jednocześnie sam też jest pracującym w zespole ratownikiem medycznym.
– Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których rzecznik sam rozpatruje skargi, które do stacji wpływają na jego osobę – mówi Jacek Błoch.
Adam Stępka twierdzi, że do takich sytuacji nigdy nie dochodziło, a dyrektor WSRM w Łodzi dodaje: – Mamy przyjętą procedurę rozpatrywania skarg, która wyłącza uczestnictwo w rozpatrywaniu skarg osoby, na którą ta skarga została złożona. Więc takich sytuacji w WSRM nie było – podkreśla Krzysztof Janecki.
Ratownicy, którzy proszą o zachowanie anonimowości twierdzą jednak, że to „mydlenie oczu”. Ich zdaniem rzecznik stacji rozpatruje wszystkie skargi, jakie wpływają do firmy, a dyrektor jedynie podpisuje ostateczne odpowiedzi.
Wszystkie zarzuty stawiane przez związkowców ma wyjaśnić kontrolę zlecona przez zarząd województwa łódzkiego.