Tragedia w Suszku – 5. rocznica
W piątek (12 sierpnia) mija 5 lat od tragedii w Suszku, gdzie w czasie nawałnicy zginęły 2 nastolatki z Łodzi, przebywające na obozie harcerskim. Nocna nawałnica trwała tylko kilka minut, ale szkody które wyrządziła, sprawiły, że pomoc dotarła do niektórych dopiero nad ranem – po blisko siedmiu godzinach. – Kazali nam uciekać do zgrupowania. Mieliśmy szczęście, a potem przez około godzinę, do czasu, kiedy połamią się wszystkie drzewa, siedzieliśmy w patykach. Zrobiliśmy sobie osłonki na głowę – mówił 5 lat temu jeden z harcerzy przebywających na obozie w Suszku.
Na obóz wyjechało 140 dzieci. Ponad 20 trafiło do szpitala, zginęły 2 nastolatki w wieku 13 i 14 lat.
Wizje lokalne i sprawa w sądzie
W kolejnych miesiącach przeprowadzano wizje lokalne i symulacje, toczyły się też sprawy w sądzie. W czerwcu ubiegłego roku sąd uniewinnił komendanta obozu harcerskiego i jego zastępcę. Sędzia Anna Starczewska zwracała uwagę, że tragedia w Suszku była naprawdę wyjątkowym zdarzeniem. – Ten ciężar, który został złożony na barki tych ludzi nie jest czymś za co powinni odpowiadać – mówiła.
Wyrok został jednak uchylony – a sprawa będzie ponownie rozpatrywana. Łódzcy harcerze co roku wspominają tragiczne wydarzenie. Wczoraj delegacja z Łodzi odwiedziła Suszek, żeby uczcić pamięć zmarłych koleżanek.
Tragedia w Suszku była przyczynkiem do uruchomienia systemu SMS-owego powiadamiania o zagrożeniach, czyli Alertu RCB.
Komentowane 1
Dobrze to pamiętam. Rzec można. Aż za dobrze. To był jeden z takich dni, w który człowiek, który mający trochę serca, ma łzy w oczach. Jeszcze w dodatku u mnie tak się złożyło, że w mojej rodzinie miałem dwie harcerki. Do tego za czasów licealnych przyjaźniłem się z fantastycznymi dziewczętami, to było jakieś rodzeństwo bliźniacze. Po pierwsze to widziałem, jak one są sobie niesamowicie bliskie. Po drugie…bałem się, że to mogą być te dwie moje krewne druhny. Pamiętam, że jak dowiedziałem się, że zginęły dwie harcerki….pomyślałem sobie…”Mój Boże…ale przykre”….potem jednak ocknąłem się, że ja mam krewne harcerki. Od razu pomyślałem o nich. Zadzwoniłem wtedy do kuzynki. Ta nie odbiera…pomyślałem sobie….do diaska…co jest….nie uspokoiło mnie to zupełnie. Dostałem zdawkową informację, że są za granicą, a młodsza z dziewczyn jest na obozie. To był taki moment, w którym musiałem się jakoś opanować, jakoś uspokoić, ale jednak łzy cisnęły się do oczu. Poprosiłem, żeby jakoś tam się dodzwoniła. No i tu się zaczyna najgorsze. Nikt z obozu nie odbierał, choć już było po apelu i po śniadaniu. No i wtedy pomyślałem sobie….koniec….Aga nie żyje….po prostu się rozpłakałem….To był ten moment, w którym w oka mgnieniu przypomniałem sobie, jak opłakiwaliśmy mojego wujka a jej dziadka Adama, jak ona mi się wręcz rzuciła w ramiona na mój widok, kiedy ja przyjechałem na Wszystkich Świętych po ciężkich przejściach medycznych, których teoretycznie mogłem nawet i nie przeżyć. A już w momencie późniejszego składania życzeń na 18 urodziny tej dziewczynie, to po prostu popłakaliśmy się jak bobry. No ale co wtedy? Czekamy jak na bombie….to jest naprawdę straszne uczucie….jakie informacje będą pierwsze….kto i co mi powie….za półtorej godziny kuzynka dzwoni, że Aga żyje, a jednocześnie ja oglądam w mediach zdjęcia Olgi, Joasi i informacje, że nie żyją 13-letnia Joanna i 14-letnia Olga. Przykre, bo to jednak harcerki, dziewczyny tak bardzo młode, takie dzieci wręcz, rzec trzeba, Ciosem w plecy dla mnie było to, że Olga zostawiła tu na ziemi Maję, siostrę bliźniaczkę. Stąd moje wspomnienie o bliźniaczkach na początku.. Z jednej strony….fajnie…to nie Aga, ani Dominika, ale potwornie boli fakt, że tam zginęły dwie młodziutkie dziewczyny, Olga i Joasia. Nawiasem mówiąc, Joasia, jak zobaczyłem zdjęcie, to bardzo mi przypomina właśnie Agę z tych dziecięcych, wczesno-dziewczęcych lat. A bliźniaczki Olga i Maja, właśnie owe moje znajome bliźniaczki, Anię i Basię.