PGE Skra Bełchatów w Krakowie z ekipą z Ukrainy
Nie byłoby może nic nadzwyczajnego w pierwszym w historii starciu pomiędzy drużyną z Ukrainy a PGE Skrą Bełchatów, gdyby nie fakt, że z Barkomem Każany Lwów bełchatowianie mierzyli się nie w europejskich pucharach, a w polskiej lidze.
Drużyna z Lwowa, która od tego sezonu występuje w PlusLidze, z uwagi na toczącą się na Ukrainie wojnę swoje mecze rozgrywa w Krakowie.
Pierwszy punkt w tym spotkaniu zdobyli gospodarze po ataku Vladyslava Shchurova. Wynik 7:6 pojawił się na tablicy, gdy skutecznie zaatakował Vasyl Tupchii. Później jednak goście zdobyli cztery punkty z rzędu i zrobiło się 7:10. Bezpieczną przewagę PGE Skra utrzymywała do stanu 19:23. Wówczas jednak Grzegorz Łomacz popełnił błąd na zagrywce, a następnie turecki rozgrywający gospodarzy Murat Yenipazar zapisał na swoim koncie dwa bloki i zrobiło się 22:23. Od czego jednak w ekipie żółto-czarnych jest Mateusz Bieniek? Atak, blok i pierwszy set padł łupem gości.
Druga odsłona początkowo także należała do drużyny z Lwowa (5:3, 6:4). Po ataku Karola Kłosa goście prowadzili jednak 11:8, a po kolejnych dwóch wymianach 12:9, i wydawało się, że mają tę partię pod kontrolą. Nic bardziej mylnego. Błąd Kooya dał gospodarzom remis 14:14, a po ataku Juliusa Firkala Barkom Każany Lwów objął prowadzenie 16:15. Kolejne dwie akcje wygrali bełchatowianie i to oni mieli punkt przewagi (16:17). Było to jednak ostatnie prowadzenie podopiecznych Joela Banksa. Od stanu 18:17 trwała walka punkt za punkt. Przy wyniku 23:22 asa zanotował jednak Artem Smoliar i zrobiło się 24:22. Gospodarze wykorzystali drugą piłkę setową i w meczu był remis 1:1.
Początek trzeciego seta należał ponownie do lwowian. Tym razem nie oddali oni jednak inicjatywy gościom (z jednym małym wyjątkiem – 7:8 po ataku Kooya), a po dobrej zagrywce Jonasa Kvalena i błędach graczy Skry wyszli na trzypunktowe prowadzenie (16:13). PGE Skra nie poddała się jednak i najpierw doprowadziła do remisu (18:18), by następnie, po skutecznym bloku Kłosa, wyjść na prowadzenie (19:20). Kiedy Smoliar zablokował Aleksandra Atanasijevicia zrobiło się 23:22 dla Ukraińców. Po chwili punkt z zagrywki dołożył Kvalen i gospodarze, ponownie mieli dwie piłki setowe. Identycznie jak w drugiej partii wykorzystali drugą i objęli prowadzenie w meczu.
Czwarta odsłona zaczęła się podobnie, jak trzy wcześniejsze – od przewagi Barkomu Każany Lwów. Bełchatowianie przejęli jednak szybko inicjatywę i wyszli na prowadzenie 8:5 po bloku Bieńka na Smoliarze. Przy stanie 10:11 drużyna gospodarzy stanęła. Przyjezdni zdobyli pięć oczek z rzędu i na tablicy widniał wynik 10:16. W tym momencie lwowianie zaczęli już chyba myśleć o tie-breaku, bo do końca seta zdobyli już tylko 6 punktów i PGE Skra pewnie wygrała tę partię.
Losy meczu rozstrzygnąć musiał zatem tie-break. Dla obydwu drużyn było to już czwarte pięciosetowe spotkanie w zaledwie siedmiu kolejkach. Gospodarze nie wygrali do tej pory ani razu, goście tylko raz. Ekipa z Lwowa zaczęła punktowanie od kombinacji atak-blok-as i było 3:0. Choć gościom udało się doprowadzić do remisów 7:7 i 8:8 to jednak trudno się było oprzeć wrażeniu, że wciąż mają tego seta pod kontrolą. Po autowym ataku Kooya było 11:8. PGE Skra miała jeszcze swoje szanse, ale to gospodarze zdobyli ostatni punkt w tym spotkaniu, a jego autorem było Norweg Jonas Kvalen.
My to!! Pierwsza wygrana w @PlusLiga_ 👊🏻👊🏻👊🏻 pic.twitter.com/ZO6sX0AXQp
— Barkom-Kazhany Lwów PL (@BarkomKazhanyPL) November 1, 2022
Drużyna Barkomu Każany Lwów odniosła historyczne, bo swoje pierwsze, zwycięstwo w PlusLidze. PGE Skra przegrała trzecie kolejne spotkanie ligowe.
Barkom Każany Lwów – PGE Skra Bełchatów 3:2 (22:25, 25:23, 25:23, 16:25, 15:13)