– Na wszystko przychodzi czas – tak Paweł Bejda, wiceminister obrony narodowej, komentuje doniesienia „Rzeczpospolitej” ws. zakupu wyrzutni HIMARS od Stanów Zjednoczonych. Polityk dodaje, że Polska prowadzi negocjacje nie tylko ze stroną amerykańską, ale także z firmą z Korei Południowej.
Na pewnego rodzaju umowy ramowe potrzebna jest odpowiedź w postaci umów wykonawczych. W tej chwili prowadzimy rozmowy nie tylko z firmą z USA, ale również z Korei Południowej. Chcę przypomnie, że amerykański HIMARS jest równorzędny z koreańską wyrzutnią rakiet Chunmu. Realizujemy kontrakt koreański, bo podpisaliśmy już drugą umowę wykonawczą, rozmawiamy również ze stroną amerykańską – dodał.
Wiceszef MON tym samym uspokaja, że plany zbrojeniowe realizowane są bez opóźnień. Polityk odniósł się do artkułu w „Rzeczpospolitej”, której dziennikarze poinformowali, że strona polska nie rozpoczęła negocjacji z amerykańską ws. zakupu wyrzutni HIMARS.
Umowa podpisana rok temu, obejmowała zakup 486 takich urządzeń. Według dziennika, Polska zakupi ich jedynie 126. Głównym problemem mają być pieniądze, bo koszt zakupu to maksymalnie 40 miliardów złotych.
Obecnie Polskie Siły Zbrojne mają na wyposażeniu 20 zestawów artyleryjskich typu HIMARS. Poza planowanym zwiększeniem liczby tych wyrzutni, do Polski ma trafić także 290 koreańskich odpowiedników amerykańskich wyrzutni rakietowych. Ich koszt to ponad 20 miliardów złotych.
Przy obu programach przewidziany jest udział polskiego przemysłu zbrojeniowego. Wszystkie pojazdy mają mieć podwozie jelcza i używać zintegrowanego systemu zarządzania walką Topaz. Polska ma produkować także pociski o zasięgu 80 kilometrów.