Oscarowa krańcówka. „Dziewczyna z igłą”, czyli Łódź i Zgierz udają Kopenhagę
Najmocniejszym tegorocznym łódzkim akcentem 97. ceremonii wręczenia Oscarów jest „Dziewczyna z igłą” – duńsko-szwedzko-polska koprodukcja, a zarazem duński kandydat do Oscara. Akcja filmu osadzona jest w Kopenhadze w 1918 roku. Ekipa filmowa jednak nawet przez chwilę nie pokazuje na ekranie duńskiej stolicy. Udają ją: Łódź, Zgierz, Wrocław oraz Bystrzyca Kłodzka.
Trzy dni zdjęciowe ekipa filmowa spędziła także w Goeteborgu – rodzinnym mieście Magnusa von Horna. Na antenie Radia Łódź Paulina Szewczyk z Łódź Film Commission zdradziła nawet, że widoczne na ekranie dachy i kominy Kopenhagi to… makieta wykonana przez jedną z łódzkich firm.

I choć wnętrza szwalni, w której zatrudniona jest tytułowa „Dziewczyna z igłą”, odgrywa wrocławska Biblioteka Uniwersytecka, to już plenery wokół fabryki zostały zaadaptowane na Księżym Młynie. Ponadto w filmie można zobaczyć Salę Balową i klatkę schodową Pałacu Herbsta – w tych miejscach ważą się losy Karoline. Z kolei mieszkanie głównej bohaterki zostało odtworzone w najstarszym Atelier Szkoły Filmowej w Łodzi, gdzie od lat powstają filmowe etiudy.

Warto również podkreślić, że warstwa muzyczna filmu to zasługa Łódzkiej Orkiestry Kameralnej. Z kolei postprodukcję obrazu i dźwięku wykonano w studiach EC1-Łódź.
„Dziewczyna z igłą” to produkcja, przy której pracowała mocna ekipa absolwentów Szkoły Filmowej w Łodzi. Magnus von Horn, reżyser i współscenarzysta, obecnie wykładowca uczelni, ukończył Wydział Reżyserii na tejże. Z innym z wykładowców – Mariuszem Włodarskim, producentem z Lava Films – poznał się jeszcze w czasie studiów.
Panowie wspólnie pracowali także przy poprzednich projektach – „Sweat” (2020) oraz debiutanckim „Intruzie” (2015).

„Dziewczyna z igłą” to także trzeci wspólny projekt Magnusa von Horna i Agnieszki Glińskiej (montaż), i drugi z Luizą Skrzek, kierowniczką produkcji. Przy poprzednim obrazie to właśnie ona pełniła funkcję drugiego kierownika produkcji. Warto również dodać, że podobnie, jak przy „Sweat”, konsultantem scenariusza był Andrzej Mellin.
Wykładowca Wydziału Reżyserii wspierał Magnusa von Horna także przy jego fabularnym debiucie – wówczas był script doctorem (doradcą scenariuszowym).
Wreszcie nie można zapominać o Michale Dymku, czyli osobie odpowiedzialnej za hipnotyzujące czarno-białe zdjęcia do „Dziewczyny z igłą”. 34-latek jest absolwentem sztuki operatorskiej na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej Szkoły Filmowej w Łodzi. Z Magnusem von Hornem współpracował także przy jego poprzednim filmie „Sweat” (zdjęcia i operator kamery). Warto również dodać, że Michał Dymek odpowiadał za warstwę wizualną ostatniego polskiego kandydata do Oscara (2022) – „Io” w reżyserii Jerzego Skolimowskiego. I jeszcze jedno, operator na tegorocznej gali w Los Angeles będzie trzymał kciuki również za innego kandydata.
Oscarowa krańcówka. „Prawdziwy ból” kolejnym oscarowym projektem Ewy Puszczyńskiej?

A będzie to komediodramat „Prawdziwy ból” w reżyserii Jessego Eisenberga, do którego 34-latek także jest autorem zdjęć. To historia dwóch kuzynów utrzymana w konwencji kina drogi. David (Jesse Eisenberg) oraz Benji (Kieran Culkin) wyruszają z USA do Polski w sentymentalną podróż, mającą na celu odnalezienie własnych korzeni. To ostatnia wola ich ukochanej babci Dory, która przeżyła nazistowski obóz na Majdanku, a po wojnie wyemigrowała za ocean. Mężczyźni w Warszawie dołączają do grupy oprowadzanej przez brytyjskiego przewodnika i wspólnie rozpoczynają pełną emocji wyprawę, poznając w jej trakcie m.in. historię Holocaustu.
„Prawdziwy ból” to film, który realizowano w Nowym Jorku, Warszawie, Lublinie, Radomiu i Krasnymstawie. Jego współproducentką jest Ewa Puszczyńska, jedna z najbardziej znanych i cenionych producentek w świecie kina. Łodzianka była producentką oscarowej „Idy” oraz nominowanej do złotej statuetki „Zimnej wojny”, a także koproducentką oscarowej „Strefy interesów”. Za sprawą obrazu Jonathana Glazera stała się również pierwszą polską producentką, która otrzymała (wspólnie z Jamesem Wilsonem) nominację do złotej statuetki w głównej kategorii.
Wprawdzie „Prawdziwy ból” nie znalazł się w „10” najlepszych, to ma szanse na dwie statuetki w kategoriach:
najlepszy scenariusz oryginalny (Jesse Eisenberg),
najlepszy aktor drugoplanowy (Kieran Culkin).

Wydaje się, że zdecydowanie większe szanse na triumf ma młodszy brat Macaulaya, którego popularność eksplodowała w latach 90. To właśnie on jako filmowy Kevin, o którym zapomnieli rodzice, płatał figle włamywaczom, rozbawiając widzów do łez. I choć młody Kieran także pojawił się na ekranie w dwóch świątecznych produkcjach Chrisa Columbusa, przez lata pozostawał w cieniu brata.
Aktor przypomniał o sobie znakomitą rolą w serialu „Sukcesja”, za którą otrzymał m.in. Złotego Globa i nagrodę Emmy. Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej uhonorowało także jego wkład w najnowszy film Jessego Eisenberga. Mimo że odgrywa drugoplanową rolę, tak naprawdę jego Benji wybija się na pierwszy plan. Mówiąc wprost – robi ten film.
Oscarowa krańcówka. Łódzkie akcenty na „shortlistach”, ale bez nominacji

Na koniec warto jeszcze wspomnieć o dwóch łódzkich produkcjach, na które liczyliśmy w kontekście tegorocznych Oscarów. Znalazły się na tzw. shortlistach, ale ostatecznie nie zyskały uznania w oczach Akademików i nominacji nie otrzymały.
Jedną z nich była krótkometrażowa animacja „Kapral Wojtek” w reżyserii Iana Gardnera. To historia oparta na autentycznych wydarzeniach z okresu II wojny światowej. Tytułowy Wojtek był maskotką II Korpusu Armii generała Władysława Andersa. Podczas działań pod Monte Cassino pomagał żołnierzom w noszeniu ciężkich skrzyń z amunicją artyleryjską – dlatego też symbolem 22 Kampanii został niedźwiedź z pociskiem w łapach.
Scenariusz do tej brytyjsko-polskiej koprodukcji napisał łodzianin Wojciech Lepianka. A sam film powstawał m.in. w łódzkim Studiu Filmowym Anima-Pol.
Drugim z pominiętych przy oscarowych nominacjach „łódzkich” filmów była krótkometrażowa fabuła „Pomarańcza z Jaffy”. To duże zaskoczenie, ponieważ obraz palestyńskiego reżysera Mohammeda Almughanniego, absolwenta Szkoły Filmowej w Łodzi, zyskał uznanie na festiwalu w Clermont-Ferrando. A to prestiżowy i jeden z najważniejszych festiwali kina krótkometrażowego na świecie.

Jest to opowieść o młodym obywatelu Palestyny (Kamel El Basha), który desperacko poszukuje taksówki, by przekroczyć izraelski punkt kontrolny. Chce dostać się do matki, by wspólnie z nią wyruszyć do tytułowej Jaffy. Nad młodym mężczyzną lituje się taksówkarz Farouk (Samer Bisharat). Nie wie jednak, że jego pasażer już raz został cofnięty na granicy. A to może oznaczać kłopoty.
Łódzkie akcenty „Pomarańczy z Jaffy” to nie tylko osoba reżysera. Za zdjęcia odpowiadał starszy z synów Pawła Edelmana – Maciej. Nie tylko łodzianin, ale i absolwent szkoły filmowej przy ul. Targowej. Konsultacji montażowej innej absolwentce „filmówki” – Natalii Jacheć – udzielił natomiast urodzony w Łodzi – Jarosław Kamiński.
Ostatecznie jednak podczas 97. ceremonii wręczenia Oscarów – w nocy z 2 na 3 marca (czasu polskiego) – będziemy trzymać kciuki za dwa „łódzkie” filmy. Oba nie są bez szans na powodzenie – niezbadane są przecież wyroki Akademii.
PS. Na liście nominowanych jest jeszcze jeden tytuł, któremu Polacy mogą się bacznie przyglądać – „Wojna porcelanowa”.
Przy animowanych wstawkach do pełnometrażowego dokumentu pracowali specjaliści z warszawskiego studia BluBlu Studios.
Mariusz Janik
“Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna wymyka się jednoznacznym filmowym opisom, określeniom i analizom. I to zarówno na poziomie treści, jaki i formy. Choć z jednej strony nie ma wątpliwości, że widz odkrywa tragiczną, brutalną i przerażającą historię, to z drugiej – ten sam widz pozostaje z szeregiem pytań bez odpowiedzi. O źródło i naturę zła, błędy systemu, czy kontekst społeczny. Znakomite czarno-białe zdjęcia Michała Dymka są w istocie pełne odcieni szarości. Film balansuje na granicy dramatu, horroru i baśni dla dorosłych. Równocześnie tworząc spójną i kompletną całość, która, co szczególnie bolesne, daje się odczytać ze współczesnej perspektywy.
Niezależnie od tego, jaka będzie decyzja członków Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej, światowy sukces “Dziewczyny z igłą” jest niepodważalny. Od premiery w konkursie głównym festiwalu w Cannes, przez 11 nagród na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, Europejskie Nagrody Filmowe, nominację do Złotych Globów i w końcu do Oscara. A taki sukces przekłada się na dalszą artystyczną drogę Magnusa von Horna i jego najbliższych współpracowników z producentem Mariuszem Włodarskim na czele. Panowie już pracują nad kolejnym projektem, jak sami mówią – “kompletnie innym”. Pozostaje mieć nadzieję, że podobnie jak przy debiucie fabularnym “Intruz”, zakwalifikowanym na festiwal w Cannes filmie “Sweat” i obsypanej nagrodami “Dziewczynie z igłą” – pozostaną wierni filmowej Łodzi.
Agata Gwizdała
Posłuchaj także wywiadu z Magnusem von Hornem : Agata i film. Oscarowe szanse [PODCAST]
