Rozmowa z Tomaszem Grzywaczewskim, dziennikarzem i publicystą
– Z Tomaszem Grzywaczewskim, korespondentem wojennym, porozmawiam właśnie o wojnie. Witam serdecznie
– Dzień dobry. Witam Państwa serdecznie.
– Jak wygląda wojna z perspektywy człowieka, który widzi ją “od środka”? Czy ona bardzo się różni od tych krótkich przekazów medialnych, z którymi mamy do czynienia na co dzień?
– Przede wszystkim obecna wojna, obecna faza wojny na Ukrainie, to jest w dużej mierze wojna pozycyjna, okopowa, która charakteryzuje się nie tylko tym, że front jest stosunkowo stabilny, ale przede wszystkim tym, że tak naprawdę w odległości ok. 30-40 km od frontu często toczy się względne, normalne życie. Ja ostatnio chociażby byłem w Kramatorsku – to jest miasto położone około 45 km od linii frontu pod Bachmutem. I oczywiście tam jest bardzo wielu żołnierzy, bardzo dużo sprzętu wojskowego, wielu mieszkańców już wcześniej uciekło.
Tym niemniej w Kramatorsku cały czas funkcjonuje komunikacja publiczna, są otwarte sklepy, działają nawet niektóre restauracje. Można mieć takie złudne wrażenie, że ta wojna jest gdzieś daleko. Oczywiście czasami dochodzi do ataków rakietowych, ale takie ataki zdarzają się na terytorium całej Ukrainy. Natomiast wystarczy przejechać kilkanaście kilometrów, znaleźć się w zasięgu ognia artyleryjskiego i nagle okazuje się, że trafiamy na prawdziwe pole bitwy, wypalone wioski, zniszczone miasteczka.
Dalej znajdują się już pozycje ukraińskiej armii. Także przeskok pomiędzy światem względnej normalności, a okrutną wojenną rzeczywistością jest bardzo nagły, więc ta wojna jest dosyć specyficzna. Nam czasami się wydaje, że cała Ukraina jest ogarnięta wojną – oczywiście tak jest, bo jak mówię, ataki również spadają na Kijów, ostatnio Zaporoże, czasami również na Lwów. Natomiast rzeczywiście, to co jest najstraszniejszego toczy się bezpośrednio przy linii frontu. My też tego nie dostrzegamy, bo mówiąc o tym, że jest to wojna pozycyjna – front się nie przesunął.
Ja mam naprawdę uderzające skojarzenia z sytuacją w trakcie I wojny światowej. Pamiętna, wybitna książka „Na zachodzie bez zmian” – przecież jej kanwa były wzmianki w gazetach francuskich, gdzie pisano „na zachodzie bez zmian, front się nie przesunął”, a w tym czasie zginęły tysiące żołnierzy. Dzisiaj w zasadzie sytuacja wygląda identycznie na Ukrainie. My tez widzimy, że front się nie przesunął. Dla osób postronnych to, że została zajęta jedna czy druga wioska – nie jest informacją przełomową. Tymczasem luty był najkrwawszym miesiącem od rozpoczęcia zbrodni, czyli rosyjskiej inwazji. Szacuje się, że dziennie ginęło około 800 rosyjskich żołnierzy, nie znamy liczny ukraińskich żołnierzy, którzy zginęli – można oszacować również na przynajmniej kilkaset osób, co oznacza, że dziennie ginie ponad 1000 żołnierzy.
Zatem od początku lutego mamy liczby idące w dziesiątki tysięcy! My tego nie dostrzegamy. Słyszymy komunikat: na wschodzie bez zmian, a tymczasem tam toczy się wyjątkowo krwawa, być może najkrwawsza wojna w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej.
– Często w mediach słyszymy o sukcesach armii ukraińskiej. Jaka jest rzeczywistość? I jakie są „statystyki”, jeżeli chodzi o dane dotyczące ofiar śmiertelnych? Czy ta codzienność Ukraińców się zmieniła?
– Tak, oczywiście. Dzisiaj przede wszystkim Donbas tak naprawdę to są wypalone ziemie… Ja mam w pewnym sensie wrażenie, że agresja rosyjska cofa zegar historii. Przecież to były kiedyś dzikie pola. I dzisiaj niestety Donbas znowu staje się takimi dzikimi polami. Tam są setki wiosek, z których uciekli mieszkańcy. Tam są miejscowości, w których nie przetrwał nawet jeden dom, gdzie wszystko zostało spalone. To jest ziemia poorana ostrzałami artyleryjskimi. To jest ziemia przekopana okopami. Ziemia jak wspomniałem spalona. Donbas na powrót staje się dzikimi polami, a przecież to był kiedyś region niezwykle gęsto zaludniony. Poza tym może też tak się wydawać „Ach, Donbas gdzieś daleko na wschodzie…”, trochę takie – przepraszam za określenie – takie dzikie rejony. To jest absolutnie nieprawdziwe! Donbas to był przecież ogromny region przemysłowy. Zamieszkany przez miliony ludzi.
Dzisiaj w dużej mierze, jak mówię, to są opustoszałe ziemie. Rosjanie rzeczywiście spowodowali, że życie z Donbasu znika. Oczywiście ta wojna odczuwalna jest również w innych miastach. To wrażenie spokoju jest bardzo złudne! Może się wydawać, że na Kramatorsk – tam, gdzie byliśmy – codziennie nie spadają pociski artyleryjskie, ale na początku lutego rakieta uderzyła w dom mieszkalny, zginęło kilka osób, rannych zostało ponad 20 kolejnych, cały wielopiętrowy budynek mieszkalny uległ zawaleniu – takie rzeczy dzieją się na Ukrainie co kilka dni. Ostatnie uderzenie rakietowe w Zaporożu, wcześniej w mieście Dnipro. Także, jak mówię, to względne poczucie spokoju potrafi być bardzo zwodnicze. A co do realnej sytuacji na froncie, to oczywiście oficjalne statystyki podawane przez Sztab Generalny Armii Ukraińskiej są zaniżane. Co do tego nie ma wątpliwości. Te straty są znacznie wyższe, choć cały czas znacznie niższe od strat armii rosyjskiej.
Ja, kiedy przyjechałem na początku lutego na Donbas, to miałem wrażenie, że nastroje były dosyć pesymistyczne. Wydawało się, że Rosjanie już rozpoczęli nową, wielką ofensywę. Niestety, na Ukrainę nie dotarły jeszcze dostawy ciężkiego uzbrojenia z zachodu, przede wszystkim czołgów Leopard czy Ranger. Wielu żołnierzy, z którymi rozmawiałem wyrażało obawy jak będzie wyglądała sytuacja w lutym. Okazało się, że wojskom ukraińskim udało się odeprzeć rosyjską ofensywę w zasadzie na wszystkich odcinkach linii frontu. Planem minimum dla armii rosyjskiej było zdobycie miasta Bachmut – to jest miasto, które broni się od 6 miesięcy. Tego cały czas nie udało się zrealizować. Przez miniony miesiąc armia rosyjska nie osiągnęła żadnych, nawet taktycznych sukcesów na linii frontu, a w tym momencie na Donbas przychodzi już wiosna, bardzo wczesna. Tam przeważnie temperatura wzrasta powyżej zera pod koniec marca, tymczasem kilka dni temu w Kramatorsku było już kilka stopni na plusie.
To jest bardzo ważne, ponieważ w okresie wiosennym Donbas pokrywa się ogromnymi błotami. To nie są takie błota jakie my znamy z Polski. To jest ziemia bardzo oleista, tłusta, gliniasta, w której zapadają się nie tylko czołgi czy transportery opancerzone. W tych błotach zapadają się samochody terenowe, a czasami wręcz ludzie! Przez niektóre miejsca nie da się przejść. To oznacza, że ta rosyjska ofensywa, która nie odniosła sukcesów, w tym momencie prawdopodobnie dosłownie ugrzęźnie w donbaskich błotach. Wznowienie masowych działań ofensywnych będzie prawdopodobnie możliwe dopiero w połowie kwietnia, może na początku maja. To da czas wojskom ukraińskim na przeorganizowanie się, uzupełnienie zapasów, wreszcie da czas na to, żeby na ukraińskim polu bitwy pojawiły się chociażby czołgi Leopard, żeby pojawili się przeszkoleni żołnierze. Zatem o ile sytuacja wyglądała bardzo niepokojąco na początku lutego, to kiedy wyjeżdżałem z kolei z Donbasu, wielu żołnierzy wyrażało nadzieję, że udało się przetrwać najcięższy okres i teraz przygotowują się nie do odparcia rosyjskiej ofensywy, ale do przeprowadzenia własnej, ukraińskiej kontrofensywy i wyzwolenia kolejnych ziem okupowanych przez rosyjskich bandytów.
– Czy Pana obecność jako dziennikarza, korespondenta na miejscu (wojny) nie dokładała żołnierzom ukraińskim jakby odpowiedzialności? Oni są odpowiedzialni za siebie, za swoich mieszkańców, ale też mają człowieka „z zewnątrz”, który im towarzyszy w różnych przejazdach i muszą też jakby baczyć na jego bezpieczeństwo.
– To jest doskonałe pytanie. Tak, my sobie zdajemy sprawę, że jako dziennikarze swoją obecnością zawsze w jakimś stopniu narażamy żołnierzy, którzy właśnie poza tym, że muszą walczyć, że muszą chronić swoje życie, muszą jeszcze zajmować się cywilami, laikami. Dlatego my przyjmujemy taką zasadę, że oczywiście wjeżdżamy tylko tam, gdzie mamy wcześniej otrzymane zezwolenie od dowódcy batalionu. Wjeżdżamy z towarzyszącymi nam żołnierzami. Wszystko jest wcześniej przygotowane. Zresztą, nie mam możliwości, żeby samemu wjechać – my też tego nie chcemy robić, bo to po prostu naraża życie żołnierzy. Poza tym bardzo staramy się być najkrócej, jak to jest możliwe i przede wszystkim ściśle wypełniać polecenia żołnierzy, którzy nam towarzyszą. Filmujemy tylko to co możemy filmować, poruszamy się tylko po tych miejscach, w których jest to dozwolone. To jest niezwykle ważne i dla naszego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa naszych żołnierzy.
Niestety zdarzały się przypadki, kiedy dziennikarze – w szczególności telewizyjni, bo tutaj bardzo ważny jest obraz – pokazywali chociażby miejsca dyslokacji wojsk, miejsca, w których znajdowały się szpitale polowe. Potem w tych miejscach Rosjanie dokonywali ostrzałów. Także my też musimy mieć świadomość tego, że od tego co pokażemy, może zależeć życie żołnierzy. Ja chociażby przygotowywałem materiał o helikopterach: ukraińskich śmigłowców bojowych. Nam udało się dostać na pokład takiego śmigłowca gdzieś na lotnisku polowym. Poproszono nas żebyśmy „wyblurowali”, czyli zamazali wszystkie punkty charakterystyczne. Nam się wydawało, że to jest właściwie pole i trochę drzew – miejsce jakich wiele na wschodniej Ukrainie. Mogło nam się wydawać, że to jest absurdalne, po co to wymazywać. Ale takie było polecenie dowódcy – myśmy się do niego dostosowaliśmy. My po prostu musimy zdawać sobie sprawę, że naszymi materiałami bierzemy odpowiedzialność za bezpieczeństwo ludzi, którzy nam zaufali.
– Na koniec pytanie, jakie towarzyszą Panu uczucia po powrocie do Polski i jakie ma Pan kolejne plany na wyjazd? Może powrót na Ukrainę?
– Oczywiście po takim pobycie zawsze jest to przede wszystkim zmęczenie. Ten stres, który pojawia się będąc w strefach wojny, często jest nieodczuwalny tam na miejscu. My jesteśmy zbyt skoncentrowani na naszej pracy. To zmęczenie pojawia się dopiero po powrocie. A co do planów? To tak, ja oczywiście będę wracał na Ukrainę, nie wiem jeszcze kiedy dokładnie. W tym momencie mam plan rozszerzenia mojego filmu dokumentalnego „Wymazać naród” – o niszczeniu ukraińskiego dziedzictwa kulturowego. Chcielibyśmy przygotować jego dłuższą wersję pokazującą całe spektrum tego, co wydarzyło się na Ukrainie. Kiedy kończyliśmy robić film, Chersoń był jeszcze okupowany, teraz to się zmieniło. Pracuję również nad serialem dokumentalnym poświęconym wojnie na Ukrainie i oczywiście dalej będę wyjeżdżał jako korespondent, także nie ukrywam, że ten wyjazd jak i kolejny podporządkuję temu, co dzieje się na Ukrainie, pokazywaniu zbrodni dokonywanych przez Rosjan na narodzie ukraińskim,
– Ja Panu życzę wszystkiego dobrego na przyszłość i dziękuję za rozmowę.
– Serdecznie dziękuję za zaproszenie, a Państwu za uwagę.