Choć minęło osiemdziesiąt lat, a on sam ma ich prawie sto, to pamięta ten dzień godzina po godzinie – porannym gościem Radia Łódź był Sławomir Zawadzki, powstaniec warszawski o pseudonimie Lech. 95-latek wspomina emocje towarzyszące mu podczas godziny W.
– Uczucie takiej niewiadomej. Nie wiadomo, co się wydarzy. Myśmy też nie wiedzieli, jakie zadanie nam tam przydzielą i jeszcze jakie środki do tego dostaniemy. Miałem jakieś ssanie w dołku, ale w oczekiwaniu na to, że coś się musi wydarzyć – wspominał Sławomir „Lech” Zawadzki.
A wyposażenie nie było imponujące.
– Drużyna liczyła 10 osób. Wyposażenie to były dwa pistolety i po dwa granaty, produkcji konspiracyjnej, na głowę. To było całe nasze wyposażenie, w którym żeśmy ruszyli do powstania. Nie zastanawialiśmy nad tym jakoś specjalnie, nie prowadziliśmy jakichś dywagacji, każdy robił swoje i z myślą, że będzie dobrze. Także nadzieja nas nie opuszczała aż do końca – podkreślił Sławomir „Lech” Zawadzki.
Podczas powstania Sławomir Zawadzki był łącznikiem kanałowym – po wojnie trafił do Łodzi, w której mieszka do dziś.