Kamil Kijanka: Jak się czujesz po tak długiej podróży?
Bartek Malina: Czuję się wspaniale, wzbogacony o nowe doświadczenia i wspomnienia, które będą ze mną na zawsze. Fizycznie podróż była wymagająca, ale satysfakcja z jej ukończenia jest ogromna. Wróciłem zmęczony, ale szczęśliwy i zadowolony z tego, co przeżyłem. Cieszę się, że mogłem odkryć tyle nowych miejsc turystycznych i poznać wspaniałych ludzi.
Dlaczego właśnie kolarstwo?
Moja przygoda z tym sportem zaczęła się od maratonów kolarskich MTB, o których dowiedziałem się od kolegi, który brał w nich udział. Chciałem w życiu robić coś ciekawego i nie spędzać czasu bezczynnie na kanapie. W Dąbrowie Górniczej odbywał się maraton MTB i postanowiłem wziąć w nim udział. Spodobało mi się to i zacząłem regularnie uczestniczyć w wyścigach. Po kilku latach jednak zaczęło mnie to nudzić, więc zacząłem szukać nowych wyzwań i zainteresowały mnie podróże rowerowe. Coraz dalsze…
Skąd wziął się w ogóle pomysł, by z Sosnowca wybrać się aż do Lizbony?
Rok temu odbyłem podróż rowerową z Sosnowca do Rzymu. Pomyślałem, że skoro już zwiedziłem południe Europy, może warto w tym roku obrać kierunek na zachód. Chciałem też odwiedzić jak najwięcej krajów po drodze, a Lizbona, będąca najbardziej wysuniętą na zachód stolicą Europy, była idealnym celem. Tak więc, wybór padł na Lizbonę. Głównym celem wyprawy była chęć przeżycia przygody i zwiedzanie miejsc turystycznych, w których nie byłem. Chciałem również doświadczyć bliskiego kontaktu z naturą, zanurzyć się w lokalnej kulturze i historii, a także podziwiać piękne widoki, które oferuje nasz świat. Mam nadzieję, że moja podróż zainspiruje innych, w tym osoby z niepełnosprawnościami, by nie bali się wyzwań i dążyli do swoich celów.
Czy spotkały Cię jakieś ciekawe przygody?
Tak, na przykład w Hiszpanii miałem spotkanie z wężami na ulicy. Musiałem bardziej skupić się na drodze i uważać, żeby nie najechać na nie. Pokonywałem górzyste odcinki, gdzie nachylenie dochodziło do 16%. Niektóre z tych podjazdów były wyjątkowo wymagające, ale otrzymywałem oklaski i wsparcie od lokalnych mieszkańców i motocyklistów, co dodawało mi motywacji.
Czyli czyhały jakieś niebezpieczeństwa lub nieprzyjemne sytuacje?
Zwiedziłem jedne z najbardziej niebezpiecznych miast w Europie – Marsylię i Barcelonę. Marsylia zajmuje pierwsze, a Barcelona trzecie miejsce w rankingu niebezpiecznych miast w Europie. W stolicy Katalonii byłem świadkiem, jak ktoś wyrwał naszyjnik mężczyźnie. Na szczęście mnie nic złego nie spotkało. Cała podróż przebiegła bez nieprzyjemnych incydentów. Inne niebezpieczeństwa dotyczyły głównie pogody. W środkowej Hiszpanii miałem do pokonania sporo podjazdów. Był upalny dzień. Temperatura wynosiła 42-45°C. Nie było żadnych drzew ani zacienionych miejsc, gdzie mogłem się schować przed słońcem. W pewnym momencie czułem się niezbyt dobrze. Po znalezieniu odrobiny cienia za tablicą, sprawdziłem mapę w telefonie i odkryłem, że 5 km dalej znajduje się kąpielisko w jeziorze. Ucieszony pojechałem tam, schłodziłem się w wodzie i zostałem tam, aż temperatura trochę spadła. Bałem się wtedy, że dostanę udaru słonecznego.
Podobno często przypadkowi, nieznani ludzie, kibicowali Ci i pomagali, oferując nocleg, pieniądze, prowiant lub… darmowe usługi fryzjerskie.
Tak, podczas mojej podróży spotkałem wiele życzliwych i pomocnych osób. Byli to przypadkowi, nieznani mi ludzie, którzy oferowali wsparcie na różne sposoby. Dawali mi pieniądze (najwyższa kwota to 50 €), napoje, owoce i inne rzeczy. W Niemczech znajomi zaoferowali nocleg i pyszną kolację. Jak wjechałem na wysokość 2023 m n.p.m., żeby przekroczyć granicę szwajcarsko-włoską, jedna miła Pani udostępniła mi garaż do spania bo na zewnątrz w nocy było 3-4°C. Kiedy miałem awarię roweru, dostałem darmowy serwis. W hiszpańskim mieście Girona Polacy zaprosili mnie na obiad i mogłem skorzystać z prysznica. Gdy chciałem ostrzyc włosy u fryzjera, nie chciał ode mnie zapłaty. Byłem mile zaskoczony tym, jak życzliwi mogą być ludzie.
Był to dla Ciebie na pewno intensywny czas, ale i możliwość zobaczenia wielu ciekawych miejsc. Co zrobiło na Tobie szczególne wrażenie?
Szczególne wrażenie zrobiły na mnie historyczne miejsca, które odwiedziłem, takie jak architektura Barcelony czy rzymskie ruiny w Méridzie. Dodałbym jeszcze nowoczesną architekturę w Walencji, która również zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Chodzi o Miasto Sztuki i Nauki. Ogromne, białe budowle o nietypowych, organicznych kształtach, otoczone wodą, tworzą niesamowity widok. Jadąc między nimi, miałem poczucie, jakbym trafił do miasta przyszłości. Zachwyciła mnie także panorama Marsylii widziana z bazyliki Notre Dame de la Garde. Sama Francja była dla mnie ogromnym zaskoczeniem ze względu na rozbudowaną sieć tras rowerowych oraz to, że można było spotkać flamingi w ich naturalnym środowisku. Podróżowałem przez całą Francję głównie po ścieżkach rowerowych i szutrowych drogach, rzadko korzystając z asfaltu. Cieszyłem się pięknem dzikiej przyrody i podziwiałem wiele różnych gatunków ptaków.
Była to także okazja na ciekawe rozmowy z interesującymi ludźmi.
Spotkałem wiele interesujących osób z różnych zakątków świata. Wzdłuż jeziora Como we Włoszech poznałem rumuńskiego rowerzystę Radu, który podróżował z psem Ibis w kierunku Porto. W Montpellier spotkałem Arun, rowerzystę z Indii, który aktualnie odbywa dwuletnią podróż z Paryża do Koczi (miasta w Indiach). W Cannes natomiast miałem okazję poznać Głuchą rowerzystkę Annikę ze Szwajcarii. W Hiszpanii rozmawiałem z młodą francuską rowerzystką Clou, która samotnie podróżowała z Francji do Portugalii, gdzie kończy się trasa Eurovelo 8. Spotkania z tak różnorodnymi ludźmi były jednymi z najciekawszych aspektów tej podróży.
Jak długo przygotowywałeś się do tej podróży?
Nie potrzebowałem dużo czasu na przygotowania. Rower miałem po przeglądzie w serwisie rowerowym tego samego dnia. Wystarczyły mi dwa dni na spakowanie się i zakup brakujących rzeczy. Nie miałem nawet zaplanowanej trasy, jedynie ogólny plan w głowie i wizję miejsc, które chciałem odwiedzić. Każdego dnia planowałem trasę i wgrywałem ją do nawigacji rowerowej. O kondycję nie musiałem się martwić. Zawsze jestem w formie.
Wartoprzeczytać
Nie było po drodze chwil zwątpienia?
Oczywiście, że były. Każda podróż ma swoje trudne chwile, ale to właśnie pokonywanie trudności sprawia, że osiągnięcie celu jest jeszcze bardziej satysfakcjonujące.
Komentowane 1
Brawa dla młodego pidróżnika