Łodzianie za granicą. Jak żyją w czasie pandemii?
Zamknięte granice, ograniczenia usług, kontaktów społecznych i życie które przeniosło się do sieci – to rzeczywistość, której w dobie pandemii koronawirusa doświadczają też łodzianie mieszkający za granicą.
Jak mówi pochodząca z Łodzi Martyna, która od ponad 4 lata mieszka z mężem w Anglii, większość Brytyjczyków stosuje się do restrykcji i zasady “zostań w domu”, ale obostrzenia – jej zdaniem – zostały wprowadzone zbyt późno. -Dopiero chyba 23 marca premier Johnson zarządził narodowy lockdown, co było szokiem dla wielu i jednocześnie wydarzeniem historycznym. Widać konsekwencje tej decyzji. To 95 tys. przypadków zakażeń i 12 tysięcy zgonów. Dla porównania w Polsce to niespełna 300 zgonów – mówi łodzianka.
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Szwecji, która od początku walki z koronawirusem nie wprowadziła wielu obostrzeń obowiązujących w innych krajach europejskich.- Rząd przeprowadza taki eksperyment społeczny, który pokaże, czy Szwedzi mają rację. Jest niewiele obostrzeń, wszystko jest otwarte, poza uczelniami wyższymi i liceami. Szkoły podstawowe i przedszkola funkcjonują normalnie, aby rodzice mogli chodzić do pracy. Pisane są petycje, także przez naukowców, którzy uważają, że rząd powinien działać bardziej restrykcyjnie – mówi Daria, łodzianka, która od 5 lat mieszka w Sztokholmie.
Na tle całego Starego Kontynentu działania Europy Wschodniej, w tym Polski, związane z epidemią, oceniane są dobrze. Publicyści amerykańskiego tygodnika “Wall Street Journal” podkreślili, że “wschód Europy może udzielić zachodowi kontynentu lekcji o koronowirusie; kraje tego regionu, w tym Polska, szybciej wprowadziły ograniczenia i mają w znacznym stopniu zakażenia pod kontrolą”.
Liczba osób zakażonych koronawirusem na świecie przekroczyła 2 miliony.
Posłuchaj:
Nazwa | Plik | Autor |
Łodzianie za granicą o koronawirusie | audio (m4a) audio (oga) |