Rok po tragedii w Suszku. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów
Przed rokiem podczas obozu harcerskiego w Borach Tucholskich zginęły dwie nastolatki z województwa łódzkiego, a kilkadziesiąt osób zostało rannych.
Wstępne wnioski z trwającego śledztwa w sprawie tragedii w Suszku pokazują, że było wiele nieprawidłowości przy organizacji obozu.Jutro (11 sierpnia) minie rok od nawałnicy, która przetoczyła się przez Bory Tucholskie. W środku wichury znalazła się grupa 130 harcerzy z województwa łódzkiego. Dwie dziewczynki zginęły na miejscu, a ponad 30 osób odniosło lżejsze lub cięższe obrażenia.
– W sprawie od ponad roku toczy się śledztwo, którego wstępne wyniki pokazują nieprawidłowości przy organizacji wypoczynku młodych ludzi – powiedział Polskiemu Radiu Koszalin Paweł Wnuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku. -Z bardzo wstępnych ustaleń wynika, że w tej sprawie zawiodła nie tylko organizacja obozu, w tym jego ewakuacji, ale i przekazywanie komunikatów meteorologicznych na niższe szczeble zarządzania kryzysowego.
Do tej pory przesłuchano ponad 100 osób – prawie wszystkich uczestników i organizatorów obozu harcerskiego, jak również pracowników służb odpowiedzialnych za przekazywanie komunikatów meteorologicznych. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów. Przeprowadzono także kilka eksperymentów procesowych.
– Służyły one temu, by ocenić na miejscu zdarzenia, w jaki sposób przebiegała ewakuacja. Odtworzenie w stu procentach warunków, które panowały w chwili zdarzenia, było niemożliwe. Organy ścigania starały się przeprowadzić czynności w warunkach zbliżonych.
Śledztwo w sprawie tragedii w Suszku ma zakończyć się jeszcze w tym roku.
/IAR/
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |