Były błędy w organizacji obozu harcerskiego w Suszku
Drogi ewakuacyjne były niewłaściwie wytyczone i oznakowane, a syrena alarmowa mogła być niesłyszalna. Wykazał to przeprowadzony przez prokuraturę drugi eksperyment procesowy.

Śledczy ponownie badali miejsce leśnego obozu, gdzie w nocy z 11 na 12 sierpnia, w wyniku potężnej nawałnicy, zginęły dwie młode harcerki. Prokuratura wizję przeprowadziła w godzinach wieczornych, aby warunki panujące na miejscu, były zbliżone do tych z dnia tragedii. – Wykryto błędy w wytyczeniu harcerzom dróg ewakuacyjnych – mówi Jacek Korycki z Prokuratury Okręgowej w Słupsku. – Drogi nie były prawidłowo wyznaczone i oznaczone. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, iż w warunkach panujących tamtej nocy, nie były dla uczestników widoczne.
Wieczorna wizja w Suszku wykazała również, że harcerze mogli nie usłyszeć syreny alarmowej, która była na wyposażeniu obozu. – Mimo, że wczoraj, były – pod względem słyszalności – bardzo dobre warunki, bo nie było wiatru, syrena nie była słyszana w najdalszej części obozowiska.
Prokuratura podkreśla, że ustalenia po przeprowadzonym eksperymencie, będą porównywane z zeznaniami dzieci oraz zebranym materiałem dowodowym.
W obozie w Suszku brało udział 130 harcerzy. Zginęły dwie harcerki, 38 osób trafiło do szpitali. IAR