Magiczne 80 minut. Halina Mlynkova w Radiu Łódź
Czterech brodatych facetów i ona. Halina Mlynkova. Z imponującym i silnym głosem; energetyzująca, atrakcyjna i niezwykle muzykalna. Podczas niedzielnego koncertu w Studiu im. H. Debicha w Radiu Łódź artystka promowała swoją najnowszą płytę Życia mi mało.

Tytuł ten idealnie oddawał klimat całego koncertu. Bo od samego początku nie można było nie zauważyć, że na scenie stoi szczęśliwa i spełniona kobieta. Choć gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości, to artystka sama to podkreśliła, wyjawiając, że prowadzi życie takie, jakie sobie wymarzyła: że śpiewa, a publiczność przychodzi na jej koncerty.
I ja im się nie dziwię. Bo jak tylko będzie okazja, to na koncert Haliny Mlynkovej pójdę jeszcze raz. Znowu poczuję zapewne tę pozytywną energię płynącą ze sceny. Temperament połączony z jakością. Z pewnością palce jednej ręki wystarczyłyby mi, gdybym chciał zliczyć drobne i minimalne nieczystości płynące ze sceny. Podczas koncertu na żywo? Drobne nieczystości? Niejeden bardziej utytułowany wokalista mógłby zazdrościć Mlynkovej perfekcyjnego trafiania w dźwięki i rewelacyjnej pewności śpiewania. Choć w jednym czy w dwóch miejscach zdaje się, że ładniej brzmiałaby ociupinkę bardziej klasyczna emisja. Bo artystka ocierała się o krzyk. Ale to może moje, wyuczone dawno temu, szkolne skrzywienie?
Muzycy? Widać było, że znakomicie się bawią. Bawią się muzyką, bawią się swoim towarzystwem, bawią się tym co i jak robią. Choć można było odnieść wrażenie, że największego wiatru w żagle dał im pierwszy utwór zagrany już po prezentacji piosenek z Życia mi mało, a pochodzący z pierwszego albumu artystki.

W niedzielę w Radiu Łódź było zdecydowanie kameralnie. Kilkudziesięcioosobowa publiczność wsłuchiwała się w dźwięki, a wokalistka przez prawie półtorej godziny nie schodziła ze sceny. Było wiele utworów osobistych, o jej dotychczasowym życiu, doświadczeniach, przeżyciach.
Obok niemal lirycznych piosenek Mlynkova zaśpiewała kilka kawałków stricte rockowych. Zresztą, pochodząca z Czech piosenkarka podkreślała, że bardzo dobrze czuje się w takich właśnie klimatach. I że wcześniej trochę jej ich brakowało. Uspokoiła także publiczność, że nie zamierza być drugą Agnieszką Chylińską. To chyba dobrze, bo naśladować nikogo nie musi. Umiejętności, talent, a zapewne także i praca jaką w siebie włożyła powoduje, że nie musi się do nikogo porównywać. Charyzmy, feelingu, muzycznej ikry i pewnie postawionego dźwięku, a także swobody w byciu na scenie mogłaby niejednego śpiewającego nauczyć.

I dobrze, że ten koncert był w radiu. Bo tak normalnie, to nie dałoby rady, aby do niego w jakiś magiczny sposób wrócić. A tak – nie potrzebuję żadnego wehikułu czasu, wystarczy wytropić, kiedy na antenie będzie powtórka tego koncertu. A potem zasiąść i wysłuchać go jeszcze raz. A może jeszcze raz?
Czego sobie i Państwu serdecznie życzę.