Nieśmieszne żarty (felieton z 13.05.2016)
Mam poważny problem. Zaczyna mi zwyczajnie brakować analogii. Porównywanie łódzkich polityków do dzieci, a łódzkiej sceny politycznej do piaskownicy, albo przedszkola staje się już naprawdę nudne. Ale trudno tego unikać, kiedy spory w Radzie Miejskiej przypominają kłótnię o łopatkę i wiaderko. Poza tym nasi kochani radni nie mają w sobie za grosz pomysłowości i polotu, jakby ciągle siedzieli na tej samej karuzeli w wesołym miasteczku, a łodzianie patrzyli na nich, jak w szale bujają się na plastikowych kucykach i helikopterach.
Kolejne okrążenie robi właśnie klub Prawa i Sprawiedliwości, którego nowe i wydawałoby się świeże kierownictwo wpadło na makiawelistyczny plan skoku na komisję rewizyjną. Podczas ostatniej sesji wszyscy gremialnie zgłosili się do pracy przy kontrolowaniu władz miasta. Powód równie oczywisty, co nudny. Zbliża się głosowanie nad udzieleniem absolutorium dla prezydent Hanny Zdanowskiej i PiS chciałby mieć w komisji większość, żeby przegłosować uchwałę o nieskwitowaniu zeszłorocznego budżetu. Jakież to wyjątkowe pokłady przebiegłości leżą w politykach PiS-u! Zupełnie nie mogli przecież przewidzieć, że zaraz to samo zrobi koalicja i ona też się do komisji zapisze, żeby nie dać żadnej satysfakcji swoim opozycyjnym kontrpartnerom. Efektem tego znów komisja rewizyjna jest jedną z najliczniejszych w całej Radzie i znów miejsc siedzących na sali nie będzie, żeby wszystkich pomieścić. Znów skończy się wszystko tak samo, bo zwykła arytmetyka wskazuje na to, że koalicji przegłosować się nie da. Dlaczego znów? Bo to scenariusz żywcem wyjęty z poprzedniej kadencji. Ówcześni radni ćwiczyli dokładnie te same szpagaty i wszystko spełzło na niczym. Tym razem pech chciał, że nawet dziennikarze nie byli zainteresowani tym dziecinnym przeciąganiem liny i nie zająknęli się nawet słowem o lisiej przebiegłości opozycji. Nic dziwnego. Ten sam żart drugi raz już nikogo nie śmieszy.
Z pomocą w szukaniu porównań przyszedł mi jednak (o ironio) jeden z radnych PiS. Sytuację wywołaną przez swoich partyjnych kolegów, w której swoją drogą uczestniczył, nazwał cyrkiem. I rzeczywiście analogia do cyrku pasuje jak ulał. Z tą jednak różnicą, że kiedy widz przychodzi do cyrku oczekuje głupich żartów i klaunów potykających się o własne sznurowadła. A kiedy ktoś obserwuje życie łódzkiej Rady Miejskiej ma chyba prawo oczekiwać odrobiny rozsądku. Albo przynajmniej nieco bardziej wyrafinowanych żartów.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 13.05.2016 | audio (m4a) audio (oga) |