Tylko Pik Pok! (felieton z 18.03.2016)
Z tolerancją i otwartością wśród polityków jest tak, jak z demokracją według stworzonego przez Bareję towarzysza Winnickiego, który z góry zaakceptuje wszystkie decyzje kolektywu, pod warunkiem, że będą one zgodne z naszymi oczekiwaniami. Bo w polityce wcale nie chodzi o otwartość, akceptację i konfrontowanie się z innymi poglądami. Najprościej rzecz ujmując, chodzi o to czyje będzie na wierzchu.
Ten sposób myślenia najlepiej pokazać na jaskrawych przykładach, których w Łodzi ostatnio nie brakuje. Taki to czas, w którym wszyscy chcą kogoś upamiętnić a to pomnikiem, a to nazwaniem ronda czyimś imieniem, a to nazwą dla skweru. Przy okazji dyskusji o tym kto powinien, a kto nie powinien zostać uwieczniony, zgodność przytrafia się tylko jeśli rozmawiamy o posągu Misia Uszatka, albo Pingwina Pik Poka w przypadku całej reszty postaci sprawy nie mają się już tak dobrze. Wydawać by się mogło, że jeśli ktoś nie jest dajmy na to faszystowskim, czy komunistycznym zbrodniarzem, to nie ma żadnych przeszkód, żeby postawić mu pomnik, albo nazwać ulicę jego imieniem. Skoro ludzie chcą, to dlaczego nie? Przecież żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo czcić kogo sobie chce. Według polityków jednak nie do końca. Dlatego jednej stronie nie pasuje nazwanie skweru, placu, albo ulicy imieniem łódzkich włókniarek (o których mówi się już przecież od lat), a drugiej nie pasuje nazwanie ronda imieniem bohatera, który co prawda w czasie okupacji ratował żydów od holocaustu, ale po wojnie walczył z komunistami. I już dyskusja się zaczyna kto jest godny, a kto godny nie jest? Kto bardziej się poświęcał, a kto mniej? Kogo łodzianie powinni pamiętać, a kogo powinni zapomnieć? Najlepiej zdecydować za nich, bo przecież ciemna masa nie zna historii i nie jest w stanie objąć swoim zbiorowym umysłem wszystkich niuansów. To dlatego właśnie w Łodzi nie można upamiętnić zmarłego w katastrofie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a można już upamiętnić wszystkie ofiary tej samej katastrofy. Właśnie dlatego, że zginęli w niej przedstawiciele wszystkich nielubiących się stronnictw, a zatem w tym jednym przypadku wszystkich będzie na wierzchu.
I proszę sobie nie dawać wmówić, że w debacie o pomnikach i o skwerach jest jeszcze jakieś drugie dno. Jest racja jednych, albo drugich, a na końcu tej przeplatanki wymyślanych argumentów, zawsze stoi ideologia i rozgrywka polityczna. Gdyby tak nie było, już dawno łódzkie włókniarki ramię w ramię z żołnierzami wyklętymi mogłyby patronować łódzkim skwerom i rondom. I idę o zakład, że im by to nie przeszkadzało.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 18.03.2016 | audio (m4a) audio (oga) |