Felieton pisany w bramie [PISZĘ, WIĘC JESTEM JOANNA SIKORZANKA]
Ucieszyłam się, gdy redaktor naczelny wydawanego od wielu lat w Łodzi kwartalnika artystyczno-literackiego Arterie zaproponował mi napisanie tekstu do kolejnego numeru, tym razem poświęconego biedzie.
![Felieton pisany w bramie [PISZĘ, WIĘC JESTEM – JOANNA SIKORZANKA] 1 23349 830fda0eb65441509551020228b443f2](/wp-content/archiwum/files/23349-830fda0eb65441509551020228b443f2.jpg)
Wystarczy się rozejrzeć nie brakuje jej wokół. Zwłaszcza w mieście takim, jak nasze. Starzejącym się, z którego emigrują młodzi ludzie poszukujący pracy; mieście niegdyś przemysłowym, które przemysłu zostało pozbawione. Bieda. W czasie mojej wieloletniej pracy reporterskiej w radiu często ją tropiłam. Wędrując po Limance, zaglądając na Kamienną (vel – Włókienniczą), szukając cudu na Abramce czy poezji na ulicy Tuwima, a także zaglądając w bramy – te na Polesiu, i te bałuckie, śródmiejskie i widzewskie. Oczywiście nie mówię o bramach wypasionych, uzbrojonych w bramofony, wyłożonych ozdobną kostką brukową, wabiących podświetlonymi tabliczkami z informacją o kancelariach adwokackich czy lekarskich gabinetach. Także nie o tych, które może nie są szczytem elegancji, ale prezentują się całkiem przyzwoicie mają oddzielającą je od ulicy kratę, ciekawostki, w rodzaju założonej w 1948 roku gorseciarni dla pań czy wymalowanego na ścianie radosnego muralu. Myślę o obskurnych tunelach straszących oberwanym skrzydłem, odpadającym tynkiem i brudem. Bramach pełnych butelek turlających się lub potłuczonych. Bramach, w których tak cuchnie moczem? pleśnią? kurzem? wymiocinami? że zapuszcza się w nie tylko ten, kto musi. Albo znieczulony na wszystko. Bramach z napisami w rodzaju Marta to szmata. Bramach przechowujących w swej pamięci niejedno wydarzenie od niewinnego pierwszego papierosa, skradzionego pocałunku czy złożonej przyjacielowi z podwórka przysięgi na śmierć i życie do pchnięcia nożem, podpalenia czy pobicia i rozboju. Bramach, w których brakuje tylko napisu, tego z bramy piekielnej Dantego Lasciate ogni speranza
O nadziei lepiej nie rozmawiać z wchodzącymi do takiej bramy. Z wychodzącymi też. Nie lubi o niej wspominać pani Teresa jeden syn w zakładzie karnym w Łowiczu (nie słuchał matki i siedzi!), drugi, gimnazjalista, nie wiadomo co z nim będzie. Chłopiec wchodzi po brudnych, zapadających się schodach ciężkim krokiem, rzuca w kąt plecak. No co, uczę się jak wszyscy, źle. Nie wiem co dalej mówi zrezygnowanym, cichym głosem. Gdy z klatki schodowej słychać odgłos walenia i przekleństw, drętwieje. To ci z dołu pani Teresa ma w oczach rozpacz boimy się ich, sąsiadce wystawili z mieszkania drzwi i okradli, poszła spać do siostry. To przekleństwo tu mieszkać. Co noc awantury, biją się, wódka, aż strach przechodzić, w dzień zresztą też. Ale przecież nie wyprowadzę się, bo gdzie? O nadziei przestał też już dawno myśleć Roman pokazuje mi wyrywane zawiasy, na których wisi kilka desek, lada chwila zwalą się komuś na głowę. Nie mam już siły wzdycha kiedyś bym to naprawił, ale teraz? Po co? Przyjdą i znów wyrwą. Schodzą się tam, za komórkami, chleją, bluźnią, czasem słychać piski dziewczyn, płacz. Wzywamy policję, ale to na nic, i tak wracają. Siedzą tam dzień i noc, tylko im donoszą butelki, a może i coś jeszcze. No i mamy po nich pamiątki w bramie, o niech pani tylko sama zobaczy Na brudnej, łuszczącej się ścianie czarne litery Dzielnica bezprawia. A obok, nieco bardziej fantazyjnie Gdzie twoje berło i korona, ku…o pier…na. Powyżej obtłuczone, pewnie niegdyś dekoracyjne stiuki. Już wolę te szczury, które nieraz spotykam w bramie dodaje cicho Roman nie zrobią mi nic, a oni? Wie pani, czasem sobie myślę, co będzie z nami za 20 lat, kto na nas zarobi? Na nasze emerytury? Bo przecież nie ci, co tam przesiadują
Brama jedna. Druga. Trzecia. Ósma. Piętnasta. Z żadnej z nich nie wyjeżdża samochód. Nie wychodzi sprężystym krokiem biznesmen w dobrze skrojonym garniturze. Nie słychać stuku szpilek spieszącej się dokądś elegantki. Nie wybiega radosne dziecko. Opisujący miasta antropolodzy twierdzą, że brama jest elementem łączącym dom, czyli coś własnego, osobnego, ze światem. Przez bramę na świat się wychodzi słowom pana Andrzeja towarzyszy kaszel lekarstwa nie pomagają – macha ręką. Ale świat to już nie dla mnie, tylko one tego zasmakują wypuszcza ptaki z gołębnika. To budapesztki w jego oczach widać dumę i smutek jednocześnie. Tak pięknie kołują nad dachami. Wolne.
W trakcie pisania dla Arterii reportażu o bramach sygnał z redakcji. Prawdopodobnie nie będzie już dofinansowania na kolejne numery Koniec? Może tak. Ale czytam w mejlu od kolegi piszemy dalej, o biedzie. Bieda zobowiązuje.