Lato z Proustem – Zazdrośnik w akwarium [Piszę, więc jestem – Joanna Sikorzanka]
Zazdrość moja bezsilnie po łożu się miota – pisał w jednym z wierszy Bolesław Leśmian; jak bardzo słowa te pasują do neurotycznego bohatera “W poszukiwaniu straconego czasu”, który przeżywa męki zazdrości!
![Lato z Proustem - Zazdrośnik w akwarium [Piszę, więc jestem - Joanna Sikorzanka] 1 17639 830fda0eb65441509551020228b443f2](/wp-content/archiwum/files/17639-830fda0eb65441509551020228b443f2.jpg)
Nie potrafi się z tej obsesji uwolnić i więzi swą ukochaną – Albertynę, zasypując ją gradem podchwytliwych pytań i śledząc jej kroki. Właśnie w tych dniach w Wydawnictwie MG, które publikuje powieść Marcela Prousta ukazał się jej V tom zatytułowany “La prisonniere”, warto do niego zajrzeć.
Zazdrość to motyw pojawiający się w literaturze od zawsze. Moglibyśmy sięgnąć do Biblii, by przypomnieć sobie historię Kaina i Abla, która została wykorzystana w utworach wielu twórców, m.in. we wspaniałej powieści Johna Steinbecka “Na wschód od Edenu”. Od zazdrości nie są wolni bohaterowie dramatów Szekspira. Zazdrosny jest o Lottę bohater “Cierpień młodego Wertera” Goethego, pragnący, by ta poświęcała jemu i tylko jemu cały czas i uwagę. Zazdrość, która ma przepaskę na oczach, nie tylko niezdolna jest odkryć cośkolwiek w ciemnościach, które ją spowijają; jest ona także jedną z owych mąk każących wciąż rozpoczynać trud bez końca, jak pracę Danaid […] – pisze Proust. Tak jak one, w Tartarze, napełniały nieustannie dziurawą beczkę, tak bohater “W poszukiwaniu…” gromadzi informacje, które powinny oddalić jego podejrzenia, ale w istocie pogłębiają je. Bo – jak czytamy dalej – zazdrość jest żądzą wiedzy, dzięki której zdobywamy w końcu wszystkie możliwe wiadomości co do poszczególnych punktów, z wyjątkiem tych, których byśmy pragnęli. Obsesja ta niszczy zarówno la prisonniere, jak i zazdrośnika i trwa w nieskończoność.
To przejmujące studium zazdrości, nękające czytelnika poprzez powtórzenia i krążenie wokół maniakalnych podejrzeń, pokazuje, jak nowoczesnym pisarzem jest Marcel Proust. Badacze jego twórczości podkreślają, że w swej powieści wyprzedza XX-wieczną psychologię, w tym teorie Freuda; i – jak pisze Tadeusz Sobolewski – równocześnie z Bergsonem odkrywa istotę pamięci […] to, że posiadamy wszystkie nasze wspomnienia. Ale to nie wszystko – Proust to także znakomity obserwator rzeczywistości, ironiczny i dowcipny. Jego opisy towarzystwa to kapitalne sceny, w których odnajdziemy rozmaite typy ludzkie, wyraziste i prawdziwe, jak u autora “Komedii ludzkiej”, Balzaca, także obecnego na kartach powieści. Trudno sobie wyobrazić bardziej pilnego obserwatora gestów – uważa Marek Bieńczyk, autor eseju “Dłonie na wietrze” poświęconego powieści Prousta – jego uwadze nie ucieka najmniejszy grymas, spojrzenie, ruch palców, kiwnięcie dłonią. To już nie jest nawet próba ich uchwycenia, to jest obłęd patrzenia i delirium rozumienia. Żołnierski ukłon Roberta Saint-Loup, gest powitalny księcia de Guermant, który podając rękę podawał floret czy spacerująca Polami Elizejskimi Odetta, która zdawała się płynąć w powietrzu – wszystko to jest wystudiowane, wręcz konieczne; nikt tu nie przetrwa, jeśli nie przejdzie przez szkołę gestu – pisze Bieńczyk. Można więc powiedzieć, że i w tym przypadku Proust okazał się pisarzem bardzo nowoczesnym – opisy te, w pewnym sensie, wyprzedziły to, co dziś nazywa się socjotechniką gestu. Odnajdziemy tu także swego rodzaju diagnozę społeczną. Oto bohater powieści będąc wraz z babką na spacerze w Balbec spotyka księżnę de Luxembourg, która patrzy na nich, jak na dwa sympatyczne zwierzęta, które wysunęły do niej głowę przez kratę w ogrodzie zoologicznym; częstuje ich też bułką żytniego chleba, jaki się rzuca kaczkom, ale potrafi również uśmiechnąć się tkliwie, jak do dzieci, dzięki czemu – to komentarz narratora – babka nie była już kaczką ani antylopą. Podobna obserwacja pojawia się w scenie rozmowy doktora Cottarda z baronem de Charlus, który – pragnąc okazać wdzięczność doktorowi w ten sam sposób, w jaki książę jego brat poprawiłby kołnierz u paltota mojemu ojcu […], zbliżył krzesło do krzesła doktora, […] i ujął go na pożegnanie za rękę – jako Guermantes […] – i pieścił jakiś czas jego dłoń z dobrocią pana gładzącego konia po pysku i dającego mu cukier. I wreszcie jeszcze jeden przykład, który – w tym kontekście – nie powinien nikogo zaskoczyć. Rzecz rozgrywa się we wspomnianym Balbec, nad morzem, gdzie w eleganckim hotelu odpoczywają ci, których na to stać. Elektryczne źródła lały strumienie światła w wielką jadalnię – pisze Proust – zamienioną w ogromne i cudowne akwarium, przed którego szklaną ścianą robotnicza ludność Balbec, rybacy, a także rodziny drobnych mieszczan, cisnęli się za szybą, niewidziani w cieniu, aby oglądać, wolno kołysane w złotych wirach, zbytkowne życie bogaczy, równie nadzwyczajne dla tej biedoty co życie osobliwych ryb i mięczaków […] Czy szklana ściana zawsze będzie chroniła ucztę cudownych zwierząt? – zastanawia się narrator, który również jest gościem hotelu.
Przede mną już tylko ostatnia część cyklu – “Czas odnaleziony”. Ciężko będzie się żegnać z Proustem.