Spieszmy się widzieć miejsca, tak szybko znikają [Piszę, więc jestem – Joanna Sikorzanka]
Miał 46 metrów wysokości, jego szczytowe ściany były wyłożone kamieniem, który lśnił, gdy odbijało się w nim światło słoneczne. Mijałam go codziennie jadąc na zajęcia na wydział filologiczny przy alei Kościuszki – wyglądał wtedy imponująco.
![Spieszmy się widzieć miejsca, tak szybko znikają [Piszę, więc jestem - Joanna Sikorzanka] 1 11869 41f37abfc3439c9de60a115b4f75c726](/wp-content/archiwum/files/11869-41f37abfc3439c9de60a115b4f75c726.jpg)
Jedna z moich koleżanek, Tatiana, gdy patrzyłyśmy na niego z okien tramwaju, powiedziała – “Jestem dumna, że w moim mieście powstał taki hotel!”. Który to mógł być rok? 1976? Lśniący, wysmukły, widoczny z daleka, witał przyjezdnych wysiadających na dworcu Łódź – Fabryczna. To tu zatrzymali się uczestnicy tzw. wyjazdowego Plenum KC PZPR i goście zaproszeni na otwarcie Centrum Zdrowia Matki Polki. Jego windami jeździli Michel Platini i Zbigniew Boniek, gdy Juventus Turyn grał z Widzewem, tu też był kręcony film “Piłkarski poker”. Jego ściany były świadkami dyskusji uczestników festiwalu Camerimage, a swój apartament miał w nim David Lynch. Oferował swym gościom 188 pokoi, 7 sal konferencyjnych, restaurację i kasyno – tam właśnie jeden z moich kolegów stracił majątek i dobre imię. “A jakie bale tam były!” – napisała na Facebooku zaprzyjaźniona pani profesor. Wspomina go też wielu byłych maturzystów, którzy bawili się na studniówkach w pięknym patio z fontanną otoczoną palmami. Jak na tamte lata to było coś, podobnie jak lody ambrozja w hortexowskiej kawiarni.
Dokładnie już nie pamiętam, ale chyba w latach 90. zaczęły kruszyć się ozdobne kamienie na szczytowych ścianach, próbowano temu zapobiec, ale się nie udało. To był pewnie pierwszy znak zapowiadający jego odejście w niebyt. Stał, ale już inny. Z niewielką liczbą gości, pustawą restauracją, smętną hotelową recepcją, nie lśnił. Może jego korytarze pamiętały jeszcze Charles’a Aznavoura, Ewę Demarczyk, Czesława Niemena czy Skaldów, ale to już się nie liczyło. Nowy właściciel podjął decyzję o jego zburzeniu. Trwało to kilka tygodni – w tym miesiącu, w luty 2015 roku, Hotel Centrum przestał istnieć. W Internecie, gdzie podano dokładnie jego współrzędne –514612,22N192745,85E – znajduje się informacja – “zniszczony”.
Śledziłam doniesienia o jego unicestwianiu wspominając nasze dobre chwile ze wspólnej młodości, patrzyłam na zdjęcia, jakie pojawiały się na Facebooku, krok po kroku ukazujące proces znikania. Fascynujące – jak to, które wybrałam do felietonu – autorstwa Jacka Rutkowskiego. Obraz iście apokaliptyczny. Oglądaniu i wspominaniu towarzyszyła książka, której drugie już wydanie ukazało się w Wyd. Czarne – “Znikająca Europa”, zbiór niezwykle interesujących opowieści o różnych miejscach w Europie, gdzie “coś nieodwołalnie zmierza ku końcowi”, swego rodzaju inwentarz miejsc “opuszczonych, zdradzonych, […] nikomu już niepotrzebnych”, jak piszą we wstępie opracowujące ten tom Katharina Raabe i Monika Sznajderman. O najbardziej wysuniętym na wschód, na sam kraniec Europy Zachodniej norweskim miasteczku Vardo, opowiada Vetle Lid Larssen. W tym Ultima Thule, znajduje się podobno zejście do piekła, olbrzymi uskok tektoniczny skrywający tajemnicę. Vardo powoli znika, gdyż nie może oprzeć się niszczejącej sile morza, ale to nie jedyny powód. Znika, bo znikają jego mieszkańcy, którzy nie mogą tu znaleźć pracy i utrzymać swych domów, nie mogą, bo – jak pisze autor – “norweska socjaldemokracja i liberalizm wzięły ślub”, a ze związku tego urodziły się dzieci – “Komercjalizm, Centralizacja i Chciwość.” Ten jednocześnie najbliższy bieguna północnego punkt Skandynawii jest – pisze Larssen – “Pompejami przed wybuchem wulkanu, przyszłym domem dla duchów i zapomnianych”. Z kolei Fatos Lubonja, pisarz z Tirany, opozycjonista, który kilkanaście lat spędził w więzieniach i obozach pracy, opowiada o “Bloku (bez nostalgii)”. Tytułowy “Blok” – “kilka hektarów ziemi z piętnastoma, dwudziestoma willami otoczonymi ogrodami z kwiatami i drzewami” był przez 45 lat rezydencją przywódców komunistycznej Albanii. Mieszkał tu m.in. Enver Hodża, Mehmet Shehu czy Beqir Balluku – dwaj ostatni zginęli tragicznie – jeden z nich popełnił samobójstwo, drugi został rozstrzelany, z rozkazu wodza. Lubonja krążąc po “dawnym Bloku” kreśli historię tego miejsca – historię władzy, bogactwa, ale też i dramatów, które się tu rozegrały, odnotowuje również zmiany, jakie zaszły na tym terenie. Na miejscach po wyburzonych domach powstały banki, kluby, kina – widzimy je oczyma wskrzeszonego przez autora eseju dyktatora Envera Hodży – zdumiony ogląda zakazane przez siebie filmy czy szkoły języków obcych, których nikt nie miał prawa znać. I wreszcie opowieść Andrzeja Stasiuka o warszawskiej Pradze, jej ulicach, domach, bazarze Różyckiego, ludziach tam napotkanych. Niewielu współczesnych pisarzy ma taki dar jak Stasiuk – dar żegnania i pamiętania. “Pamięć jest jedyną nieśmiertelnością, na jaką nas stać” – pisze, a powróciwszy w miejsce, gdzie kiedyś stał dom jego dziadków, a teraz znaleźć można tylko jego pozostałości, notuje – “to nicość w swojej najpiękniejszej postaci nadchodziła, by unicestwić resztki, zetrzeć je, zemleć na pył i rozsypać w lodowatych otchłaniach kosmosu. Amen”.
Ale zanim to “amen” padło, zdążył opisać sad swego dzieciństwa czy słynny warszawski bazar, na którym można było kupić patelnie od Cyganów z bałkańskiego szczepu Kałderaszy. Bazar Różyckiego już niebawem zostanie opisany w książce, jaka powstaje pod redakcją i według pomysłu Marka Millera. Zazdrość mnie bierze – a my, łodzianie, nie moglibyśmy opisać naszej “znikającej Łodzi”? Z jej zmieniającymi się placami i alejami, uliczkami, dworcami czy hotelami odchodzącymi w nicość? Kiedy zaczynamy???
![Spieszmy się widzieć miejsca, tak szybko znikają [Piszę, więc jestem - Joanna Sikorzanka] 2 11869 830fda0eb65441509551020228b443f2](/wp-content/archiwum/files/11869-830fda0eb65441509551020228b443f2.jpg)