Kamil Kijanka: Jak się masz? Nie możemy doczekać się Twojego koncertu w Łodzi. Mam nadzieję, że Ty również.
Sharon den Adel: Dziękuję, wszystko w jak najlepszym porządku. Już nie mogę się doczekać. To będzie piękna trasa. Mieliśmy już okazję zagrać na próbę w mniejszych klubach i mamy wielki apetyt na więcej. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie mogę się doczekać.
Na szczęście fani nie musieli czekać na Ciebie zbyt długo. W zeszłym roku także koncertowałaś w Polsce. Przypuszczam więc, że czujesz się u nas komfortowo.
Oczywiście. Tak jest za każdym razem. Zostałam tutaj niezwykle ciepło przyjęta. Kocham przechadzać się po waszych miastach. Spotkałam tu bardzo życzliwych ludzi. Zawsze jest tutaj bardzo miło. Mamy naprawdę dobre stosunki z Polską.
Zanim przejdziemy do rozmowy na temat Twojego nowego albumu, chciałbym zapytać o inne wydawnictwo. Tak się składa, że w tym roku obchodzimy 20-tą rocznicę płyty „The Silent Force”. Jak wspominasz ten album?
To był niezwykle udany album, choć sam proces tworzenia nie był bezbolesny. Pamiętam, że spędziliśmy w studiu wiele długich godzin. Stworzyliśmy mnóstwo materiału, z którego część w ogóle nie znalazła się na tej płycie. Dopadł nas także pewien kryzys twórczy. To był niełatwy proces. Ostateczne myślę, że otrzymaliśmy dość mroczny album. Po sukcesie „Mother Earth” ludzie oczekiwali od nas czegoś równie dobrego. Zastanawiali się, czy uda nam się to przebić i w jakim kierunku pójdziemy. W tamtym czasie jednak wiedzieliśmy, że jeśli chcemy być lepsi, nie możemy robić w kółko tego samego. Odczuwaliśmy ogromną presję. Chcieliśmy wciąż nagrywać po swojemu, a jednak mocno zmieniliśmy swoje brzmienie.
Czy możemy więc spodziewać się jakichś utworów z tej płyty podczas koncertu w Łodzi? A może to tajemnica?
Zagramy kilka dobrze znanych piosenek. Mamy jednak przygotowaną zupełnie nową setlistę niż ostatnio. W zależności od koncertu może zagramy jeszcze dodatkowo coś ekstra. Sprawdzamy, jakie utwory graliśmy poprzednio w danym miejscu, tak by modyfikować trochę setlistę.
Porozmawiajmy o nowym albumie. Kilka utworów pojawiło się na długo przed wydaniem płyty. Poza tym, sam proces dystrybucji był inny niż zazwyczaj, bo tym razem wydaliście album niezależnie, bez wsparcia wytwórni. Czy było to dla Was duże wyzwanie?
Cenię sobie wolność, dlatego właśnie chcieliśmy to wydać samodzielnie. Wytwórnie nie chciały robić tego w ten sposób, że wypuścimy single bez zaplanowanego albumu, co jest logiczne. Jednakże myślę, że możemy iść zupełnie inną drogą. W innych kierunkach muzycznych, takich jak na przykład muzyka taneczna, robi się single cały czas. To wszystko ma swoje plusy, choć zajmuje też o wiele więcej czasu. Kiedy coś się dzieje, sami decydujemy kiedy powinniśmy zareagować i nagrać jakąś piosenkę. Napisać o tym i trafić do społeczeństwa z tym tematem w odpowiednim momencie. Nie musimy czekać z tym, aż album będzie już skończony. Mogę to wydać, kiedy tylko chcę.
Czy miałaś jakieś wątpliwości po obraniu tej drogi?
Zajmuje to o wiele więcej czasu, kiedy musimy za każdym razem wracać do studia, coś razem nagrać, zaśpiewać, skonsultować coś z producentem, zebrać cały zespół z Holandii, żeby nagrać coś w Szwecji. Z drugiej strony możemy to zrobić kiedy tylko mamy na to ochotę i to jest dobre. Nie przejmujemy się tym, że jest to dość drogie, bo możemy coś wykonać razem w danej chwili i wypuścić, kiedy uznamy, że jest to gotowe i dobre. Nie musimy czekać aż album będzie skończony, by wydać poszczególną piosenkę o tym co się stało na przykład dwa lata temu. Robimy to, kiedy uznamy za słuszne.
Skupmy się teraz na utworach z nowego albumu. Tytułowy utwór „Bleed Out” nawiązuje do tragicznej historii Mahsy Amini. Czy mogłabyś przybliżyć tło powstania tej kompozycji?
Prawie każda z tych piosenek, która została napisana na potrzeby tego albumu powstała w czasie rzeczywistym – czy to o tym, co dzieje się na Ukrainie, czy zdarzyło w Iranie. Utwór opowiada o Mahsie Amini z Iranu. O kolejnej rewolucji nowej generacji, młodego pokolenia, które chce coś zmienić. Słyszeliśmy co się z nią stało, o tym że zginęła. I o innych młodych ludziach bezskutecznie domagających się zmian, którzy trafiali potem do więzienia lub byli zabijani. To jest bardzo smutne, kiedy nie możesz być wolnym, po prostu być sobą. Najprostszym sposobem wyrażania siebie jest nasz ubiór. Tu po prostu chodziło o to, że nie chciała nosić na co dzień hidżabu. Jeśli chcesz go nosić, to w porządku. W tym wypadku jednak tak nakazywał rząd. Nie było mowy o demokracji. Byliśmy pod wrażeniem tej rewolucji, która rozpoczęła się po tym wszystkim. Jednocześnie byliśmy bardzo zasmuceni losem tych ludzi. Gdy dowiedzieliśmy się o tym, byliśmy w trakcie nagrywania i tak spontanicznie narodziła się ta piosenka. Nasza twórczość wielokrotnie bywała inspirowana tak smutnymi wydarzeniami.
„Don’t Pray For Me” postrzegam jako piosenkę będącą formą protestu przeciwko normom narzucanym nam przez społeczeństwo i rodzinę. Czy zgadłem Twoje intencje?
Jest to ponownie bardzo ważna kwestia nie tylko dla mnie, ale i całego zespołu. Pozwalać wyrażać siebie. Być tym, kim chcesz być. Czy jesteś LGBT+, społeczeństwem kobiet, czy mężczyzn. Chcesz być po prostu sobą. Jest to jednak bardzo trudne, żeby być szczęśliwym, jeśli odbiegasz od przyjętych norm lub tzw. głównego nurtu. Jest to bardzo ciężkie. Kiedy jesteś inny i nie akceptują tego Twoi rodzice, kościół, najbliższe otoczenie, czy mieszkańcy Twojego miasta. Ludzie często zapominają o tym, że to jest naprawdę kiepskie, kiedy nie ma tej różnorodności. A w niej kryją się naprawdę piękne rzeczy, nowe pomysły. Tu w zasadzie chodzi bardziej o religię, która mówi by podążać jedną, wyznaczoną drogą. To kwestia wiary a nie twardych faktów. Każdy to widzi inaczej. Powinieneś jednak dać ludziom prawo wyboru. Wtedy będą szczęśliwi. Myślę, że jeśli będą szczęśliwi, to staniemy się po prostu lepszym społeczeństwem. Nie powinniśmy osądzać ludzi, którzy są od nas inni.
„We Go to War” to niezwykle dzisiejszy kawałek. Opowiada o tym co dzieje się tu i teraz, bardzo blisko nas. Polacy wiedzą o tym bardzo dobrze. Nie możemy o tym pomnieć.
„We Go to War” opowiada o tym, że nikt tak naprawdę nie chce iść na wojnę. Jeśli idziesz na wojnę, to znaczy, że nie masz innego wyboru, bo inaczej stracisz coś cennego. Ukraińcy nie mieli wyboru. Oni po prostu bronią się przed atakiem. Oczywiście to wszystko o czym mówi rosyjska propaganda, dlaczego to robią, nie jest prawdą. Jednak wielu ludzi nadal w nią wierzy i to czasami nawet w Europie. Jest to oczywiście nic więcej niż propaganda. Jeśli nie masz już innego wyjścia, idziesz na wojnę. O tym jest ta piosenka. Kiedy atakują naszych bliskich, nasz dom, kulturę, czy tożsamość, musimy ruszyć do walki. Iść na wojnę. Gdyby nie to, nikt by do wojny nie przystąpił.
W „Cyanide Love” możemy usłyszeć „wiesz, że nie możesz uciec. Słoneczniki będą rosły na Twoim grobie”. Przerażające, zwłaszcza jeśli zna się tło tej historii.
Tak, to prawda. W social mediach swego czasu pojawiła się ta historia o kobiecie, która dała rosyjskiemu żołnierzowi ziarna słonecznika. Myślę, że to było w Chersoniu. Powiedziała, że daje mu je, by można było odnaleźć jego grób, kiedy już zginie. To było bardzo okrutne i na swój sposób poetyckie. Oddaliśmy to w naszej muzyce. To było smutne i poetyckie zarazem.
Porozmawiajmy o utworze „The Purge”. W jednym z wywiadów przyznałaś, że dawniej zbyt wiele brałaś do siebie i za bardzo przejmowałaś się opiniami innych. Czy to zmienia się z wiekiem i doświadczeniem?
Tak myślę. Nadal się tego uczę. Zdefiniować samą siebie, zrozumieć. Odnaleźć to co jest ważne. Ludzie ciągle mówią o tym, co ich dotyka, kiedy się pomylisz lub zrobisz coś złego. Poddają cię ocenie cały czas. To jak się ubierasz, jak się zachowujesz. Na końcu najważniejsze jest to, i to jest coś co odkryłam później w życiu, że bez względu na to, co zrobisz i tak ludzie będą cię różnie oceniać. Musisz stawić temu czoła, wierzyć w siebie i rozwijać się. A jeśli ludzie nie mogą zmienić się razem z Tobą, to trudno. Jeśli stawiasz na swoim, ubierasz się inaczej, tak jak chcesz. Jeśli chcesz się zadeklarować politycznie, iść do innego kościoła lub nie iść wcale. Wszystkie te rzeczy oceniają inni. Nie żyjesz jednak dla nich, tylko dla siebie. Wiesz, że życie jest tylko jedno, więc przeżyj je jak najlepiej. Zrób coś, żeby być szczęśliwym. Oczyść siebie z poczucia winy wynikającej z tego, że nie spełniasz ich oczekiwań. Możesz nadal kochać tych ludzi, nawet jeśli nie podążają twoją drogą i trzymają się swoich przekonań. To się nie wyklucza.
O czym opowiada utwór „Wireless”?
Właściwie ta piosenka opowiada o postrzeganiu wojny przez Rosjan. Myśleniu zgodnie z propagandą, że czynią dobrze przechodząc przez granicę Ukrainy. Idziesz przez miasto jako żołnierz i uświadamiasz sobie, że jesteś okłamywany. Masz za sobą innych, widzisz obok siebie brata, czy ojca i nie możesz już zawrócić. Jesteś już na wojnie. Jednak zgodnie z propagandą ludzie gloryfikują żołnierzy, którzy rzekomo ich chronią, idąc na wojnę itd. Myślą, że postępują dobrze. Tak działa propaganda. Chcą, żebyś tak czuł. Na końcu i tak widzisz, że to wszystko kłamstwo. Pozostali żołnierze również tego doświadczają. Z natury nikt nie jest przecież zły. Ludzie są jednak wrażliwi na propagandę. Oczywiście, wszyscy chcą być zapamiętani, że stoją po właściwej stronie historii. Jeśli nawet twój rząd Cię okłamuje, któremu powinieneś ufać. Jest to bardzo niebezpieczne i jest obecne także w innych krajach. Ludzie nigdy tego nie widzą, kupują to po prostu. Jest to bardzo niebezpieczne.
Na Waszym nowym albumie możemy usłyszeć niemiecki zespół Annisokay. Jak doszło do tej współpracy?
Próbowaliśmy szukać nowych muzycznych inspiracji. Naprawdę kochamy metalcore. Podczas koronawirusa spędziliśmy sporo czasu na odkrywaniu nowych zespołów. Tak właśnie wpadliśmy na Annisokay. Ten nasz utwór jest trochę w stylu metalcore. Zaprosiliśmy ich do współpracy, a oni przyjęli to zaproszenie. To było dla nas naprawdę cool. Dla nas jest to kolejny poziom, ludzie oswoili się z tą piosenką. Występowaliśmy już zresztą z nią podczas poprzedniej trasy.
Within Temptation to duża marka w muzycznym świecie. To jest jasne. Czy jednak wspólne trasy z takimi zespołami jak Iron Maiden czy Evenascence dają więcej sił artyście? A może nie ma to dla Ciebie znaczenia?
To zawsze bardzo przyjemne, zagrać z innymi zespołami. Mogą usłyszeć Cię ludzie, którzy wcześniej nie mieli ku temu okazji. Tyczy się to przede wszystkim fanów Iron Maiden, bo z Evanescence już współpracowaliśmy. Kochamy Iron Maiden. To naprawdę fajni ludzie. Słucham ich od czasów, kiedy byłam dzieckiem. Bardzo lubię ich muzykę. To wielka sprawa, że mogliśmy zagrać z nimi wspólną trasę koncertową po Ameryce.
Na koniec naszej rozmowy zapytam – czego życzyć zespołowi Within Temptation?
W sumie to bardzo proste. Często dostajemy to pytanie i zawsze myślę wtedy o jednej rzeczy. Naprawdę mam nadzieję, że będziemy robić to co robimy do tej pory i będziemy tym sprawiać przyjemność ludziom przez długi czas. Dopóki nasi fani nas lubią i śledzą, dzielą się swoją energią, to będziemy grać. Zawsze będziemy tworzyć muzykę, bez względu na to, czy będą nas słuchać. Koncerty to jednak zupełnie inny poziom. Zależą od ludzi. Od tego jak będą postrzegać nasz album i czy nie przestaną nas obserwować. Jeśli chodzi o mnie, życz mi proszę, by napisać kolejny dobry album. Po tylu latach to nadal dla mnie ogromne wyzwanie. Mam nadzieję, że nadal będziemy tworzyć najlepszą muzykę prosto z naszego wnętrza. Coś, co zachwyci ludzi. Mam nadzieję, że tak będzie.
Mam nadzieję, że Twoje marzenia się spełnią. Dziękuję za rozmowę!
Dziękuję za ciekawe pytania! Do zobaczenia!