Rafał Gikiewicz nie zaliczy meczu z Legią do udanych
Mecze Widzewa Łódź z Legią Warszawa określane są mianem „piłkarskich klasyków”. W ostatnich latach te pokrył kurz, ale nie zmienia się jedno – starcia łódzko-warszawskie zawsze niosą za sobą dodatkowe emocje.
W czwartkowy (15 maja) wieczór lepsza była Legia Warszawa, która wygrała przy al. Piłsudskiego 2:0. Oba gole strzeliła w I połowie. Rafał Gikiewicz, bramkarz Widzewa, skapitulował najpierw w 17., a następnie w 34. minucie. Przy obu golach 37-latek nie zachował się najlepiej. Jego konto obciąża jednak drugie trafienie, kiedy to próbując rozgrywać piłkę z własnego pola karnego, nabił Luquinhasa. Do piłki dopadł Marc Gual i bez problemu podwyższył prowadzenie legionistów.
Świetny występ Guala i zdecydowane zwycięstwo Legii w zaległym klasyku ⭐#WIDLEG 0:2 pic.twitter.com/Dud8xljkvZ
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) May 16, 2025
Po zmianie stron Rafał Gikiewicz dwukrotnie się zrehabilitował, ale jego koledzy ofensywni nie dorzucili nic z przodu i wynik z pierwszej części starcia już nie uległ zmianie. Wprawdzie w 78. minucie Juljan Shehu pokonał Kacpra Tobiasza, ale był na minimalnym spalonym.
„Rzygać mi się chce”
Więcej niż o samym meczu mówi się o pomeczowej wypowiedzi 37-letniego bramkarza łodzian. Po ostatnim gwizdku sędziego został zaproszony do rozmowy przez Darię Kabałę-Malarz z Canal + Sport. Podsumował występ swój i Widzewa w „piłkarskim klasyku”. Nie gryzł się w język.
Rzygać mi się chce, jak ludzie mówią czy piszą, że w Widzewie nie ma zaangażowania, że my o nic nie gramy. Gramy o ogromne pieniądze, które mamy zapłacone za konkretne miejsce w tabeli. Jakby nie było tego zaangażowania, to mamy takie osoby w szatni, które wytargałyby za ucho takiego delikwenta i by go nie było w szatni Widzewa. Przestańcie gadać głupoty, bo mi się rzygać chce. Albo jesteśmy razem jako kibice i zawodnicy, albo nie jesteśmy – mówił wyraźnie zdenerwowany Rafał Gikiewicz.
Golkiper tym samym odniósł się do opinii, że piłkarzom Widzewa nie chce się grać i myślami są już na urlopach (5 meczów z rzędu bez zwycięstwa – 4 porażki). Nie jest tajemnicą, że w trakcie letniej przerwy w Widzewie dojdzie do kadrowej rewolucji – z klubu odejdzie duże grono zawodników. W Internecie można przeczytać, że piłkarze nie zamierzają już „umierać” za klub. Nie zgadza się z nimi jednak Rafał Gikiewicz.
Klub potrzebuje czasu, będą duże zmiany, ale nie pozwolę obrażać siebie oraz kolegów z boiska, czy szatni. Wszyscy dają tyle, ile mamy. Przegrać mecz to nic złego. Przeciwnik może okazać się lepszy. Piłka nożna to gra błędów. I te błędy zrobiliśmy – mówił 37-letni bramkarz.
„Lodu na głowę, a jak trzeba to rozpęd i w ścianę”
Na koniec wypowiedzi Rafał Gikiewicz zaapelował do kibiców, by nie hejtowali zespołu. Jak mówił, hejt może prowadzić do tragedii. Przywołał przykład ze szkoły swojego syna.
Jedna dziewczynka sobie odebrała życie. Przestańcie hejtować, bo grupa ludzi usiądzie przed komputerem, pisze bzdury. Mamy młodszych zawodników w szatni, wiem, jak oni to niektórzy przeżywają, więc lodu na głowę, a jak trzeba to rozpęd i w ścianę. Widzew raz wygra, raz przegra, to jest tylko sport, a my jesteśmy ludźmi – zakończył.
Widzew Łódź ma zapewnione utrzymanie w ekstraklasie. Obecnie znajduje się na 13. miejscu (37 punktów). W poniedziałek (19 maja) zagra ostatnie w tym sezonie spotkanie przed własną publicznością. Przy al. Piłsudskiego podejmie zdegradowaną Puszczę Niepołomice. Początek meczu o godz. 19.