Lider zespołu Happysad Kuba Kawalec o najnowszej płycie w Radiu Łódź
Kamil Kijanka: W tym roku obchodzimy 20-lecie waszej debiutanckiej płyty. Jakie refleksje nachodzą Cię w związku z tą rocznicą?
Kuba Kawalec: Patrząc na to wszystko jak to się potoczyło, jesteśmy bardzo wdzięczni losowi. Z drugiej strony, jesteśmy też świadomi, ile ta płyta ma błędów. Dziś zrobilibyśmy pewne rzeczy zupełnie inaczej. To jednak nie ma wielkiego znaczenia. Ten album pozwolił nam wyciągnąć odpowiednie wnioski, uczyć się na tych błędach i wydawać kolejne płyty. Czujemy z tego powodu nieopisaną radość.
O tym, że każdy ma prawa do popełnienia błędów mówisz także na najnowszym albumie. O nim porozmawiamy jednak za chwilę. Nawet jeżeli ktoś nie słucha zespołu Happysad, to na pewno wie, że „miłość to nie pluszowy miś”. Jak po latach podchodzisz do Waszego największego przeboju?
Moje podejście przez lata się zmieniało, szło falami. Dla nas to było coś niewiarygodnego. Nie spodziewaliśmy się, że urośnie to do takich rozmiarów. Pamiętam ekscytację, gdy zaczęli puszczać nas w „Trójce”, wiele osób zaczęło chwalić. Przyrost fanów był ogromny. Jednocześnie, wraz z tym wzrostem zaczęło przybywać grono przeciwników, tak więc i ta piosenka zaczęła trochę dostawać rykoszetem. Po kilku latach stała się także dla nas pewnym ciężarem, bo okazywało się, że niektórzy znają nas wyłącznie z tej piosenki. Mimo, że wydawaliśmy kolejne płyty. Dlatego też mieliśmy i takie trasy, podczas których celowo odstawialiśmy te starsze utwory. Teraz mija ponad 20 lat grania i obecnie nie analizuję tego aż tak wnikliwie. Jest to bardzo ważna część naszej historii, którą bardzo szanuję i nie odcinam się od niej. Gramy tę piosenkę i inne starsze również. Zdaję sobie sprawę, że na koncerty przychodzą także nowe pokolenia, które nie miały okazji usłyszeć tego przeboju na żywo. Cieszymy się, że grając ją, możemy sprawić im przyjemność.

„Pierwsza prosta” to najnowszy album zespołu Happysad, na który fani czekali pięć lat. Usłyszałem gdzieś takie zdanie, że jest to najbardziej optymistyczna płyta w dorobku grupy. Czy zgadzasz się z tym?
W pewnym sensie tak. Sądzę, że jest najlżejsza. Większość poprzednich płyt postrzegam jako drapanie ran w powoli gojących się strupach. Z większą lub mniejszą intensywnością. Są to bardzo emocjonalne albumy. Po pięciu latach od ostatniej płyty postanowiliśmy coś zmienić i wpuścić trochę więcej słońca. Ona nie jest jakoś super optymistyczna. Mam jednak wrażenie, że wszystko jest jednak trochę lżej podane. Mamy prostsze konstrukcje i faktycznie ten sumaryczny przekaz jest jak w jednej z piosenek – „ na osi X, tuż na prawo za zerem”. Jeżeli ktoś tak odbiera tę płytę, to takie mieliśmy też założenie.
Podobno materiał na ten album powstał dość spontanicznie.
To prawda. Jest to dosyć zaskakujące, jak tworzy nasz zespół. Ostatnie 15 lat działalności wyjeżdżamy na obozy kompozycyjne. Stworzyliśmy sobie taką formę działalności, że raz lub dwa razy na rok zamykamy się w jakiejś chatce daleko za miastem i spędzamy ze sobą czas. Pozwala nam to być bliżej siebie, nie mieć nad sobą niczego i nikogo. Jest to ważne szczególnie w procesie twórczym. Lubimy się trochę odciąć, by w ten sposób kreować nowe rzeczy. Teraz pojechaliśmy do domku naszego przyjaciela pod granicę białoruską do Ossolina. Zrobiliśmy tam burzę mózgów, podzieliliśmy się spostrzeżeniami i uznaliśmy, że tym razem chcemy wpuścić więcej świata i trochę spokoju w nasze utwory. Tak naprawdę jedynie „Żar” był kompozycją, którą stworzyliśmy już troszkę wcześniej. Pozostałe powstawały właśnie w tamtym miejscu. Artysta powinien w jakimś stopniu zaskakiwać i nie być do końca jednorodny. Nawet jeśli jest to jak na nas dosyć pogodna płyta to jednak są tam zwroty akcji.
Od razu przyszedł mi do głowy utwór „Zniknę”…
To dobry przykład. „Zniknę” jest już takim ostatnim etapem. Wymyśliliśmy taką krzywą, która Cię niesie do góry, by zaraz potem pokierować w dół. Stąd też w ogóle wziął się tytuł płyty „Pierwsza prosta”. Rozwala się ktoś życiowo na milion sposobów, ale potem przychodzi czas, że trzeba się pozbierać. Każdy z nas przez coś podobnego przechodził. Tak to jest w życiu. Człowiek czasem nakręca się tym optymizmem, ale zawsze pojawi się jakiś zakręt. Jeśli weźmiemy pod uwagę warstwę liryczną, to stanąłem tu przed pewnym wyzwaniem. Do tej pory specjalizowałem się w tekstach dość krwistych, bolesnych. Nagle pojawiły się przede mną formy piosenek, które ewidentnie są jasne. Zanim znalazłem klucz według którego będę się poruszał, musiało minąć trochę czasu. Tym razem zamiast skupić się na sobie i własnych odczuciach, starałem się po prostu zaśpiewać coś dla ludzi. Stąd też „Kochaj sobie, kogo chcesz” i tak dalej. Zmieniłem sobie liryczny wektor i dlatego też ta płyta brzmi inaczej. Nie lubię jednak stawiać się w roli mentora, nie o to w tym chodziło. Koncertowo na pewno się ten materiał bardzo dobrze sprawdza. Jest energia, ale i niekiedy melancholia.
W utworze „Kolory” zwracasz uwagę na to, że czasem trzeba podjąć konkretną decyzję – coś jest czarne albo białe. W życiu jednak niełatwo być tak zero-jedynkowym…
Jest to piosenka, która chodziła za mną bardzo długo. Często wymagają od nas, by opowiadać się po którejś ze stron. To nie jest łatwe. Ja też mam pełną świadomość, że w tych czasach powinniśmy walczyć o kompromisy zamiast się kłócić. Dlatego też oprócz czerni i bieli, w piosence możemy usłyszeć także kilka innych barw…
Przekaz zawarty w utworze „Zostań” kojarzy mi się z cytatem z „Małego Księcia” – „Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest twoje. Jeśli nie, nigdy twoje nie było”.
Świetne spostrzeżenie. Do tej pory lubię „Małego Księcia”. Piękny obraz niewinnego i młodego człowieka, który dowiaduje się wielu ważnych rzeczy podczas pozornie błahych spotkań. Ta piosenka jest także nieco naiwna, ale zawiera również to drugie dno… tej pozornie łatwej miłości. Muzykę do tej piosenki zrobił Maciej Ramisz, który jest takim naszym „Małym Księciem”. Na pewno pasuje do niego ten utwór.
Słuchając piosenki „Papierowy” przed oczami stanął mi z kolei Matthias Sindelar – wielka piłkarska gwiazda austriacka przełomu lat dwudziestych i trzydziestych. Ze względu na filigranową budowę ciała, nazywany był „papierowym człowiekiem”. Pozory jednak czasem mylą i tak było w tym przypadku – zawodnik siał niesamowite spustoszenie pod bramką rywali. Ludzie są czasem jak ten tytułowy papier – można ich pozornie łatwo zniszczyć, ale w zależności od sytuacji – potrafią przetrwać i przeprowadzić kontrę. Przecież nawet kartka papieru może zrobić krzywdę. Czy to dobry trop?
Bardzo dobry, choć akurat nie znałem tej historii. Człowiek może być właśnie jak ta kartka papieru – można go łatwo zniszczyć, spalić. Jednak nie zawsze. Dla mnie sztuka zaczyna się wtedy, gdy zaczyna budzić coś w wyobraźni. To może być cokolwiek – piękna monumentalna budowla, kartka papieru, czy utwór muzyczny. Nie napisałbym ani jednego tekstu, gdyby muzyka na mnie nie działała obrazami. Nie mam tak ze wszystkimi dźwiękami. Niektóre jednak pobudzają moją wyobraźnię, sprawiają, że w głowie zaczyna rodzić się pewien obraz, na podstawie którego rodzi się tekst. Tak właśnie definiuję sztukę.
Czy rzeczywiście w dzisiejszych czasach możemy sobie pozwolić na popełnianie błędów?
Masz na myśli zapewne tekst utworu kończącego płytę, czyli „Masz czas”. Zawsze powtarzam swoim dzieciom, które, mam przynajmniej takie wrażenie, wiecznie z czymś się spieszą. Mówię im wtedy, że warto na chwilę usiąść, zastanowić się i nie przejmować błędami. Każdy ma do nich prawo. Należy jedynie wyciągnąć potem odpowiednie wnioski. To jest tak naprawdę piosenka o tym, że mamy prawo do błędów. Nie ma człowieka, który ich nigdy nie popełnia. Żyjemy w czasach, w których człowiek jest za bardzo piętnowany za to, że zdarzy mu się właśnie jakaś pomyłka. Jestem zdania, że lepiej szukać rozwiązań zamiast winnych. Nie robi błędów ten, kto nic nie robi. Bez kolejnych prób, stalibyśmy w miejscu. Kiedy stłuczemy szklankę lub rozsypiemy cukier, zamiast się tym zamartwiać, kogoś obwiniać, trzeba to po prostu po sobie posprzątać. I tyle.
Rok 2024 powoli się kończy. Jakie są Wasze plany na kolejny?
Na trasę wiosenną planujemy kolejną, trzecią już edycję „Happysad – Inaczej”. Później pojedziemy na kolejny obóz kompozycyjny. Wtedy może urodzą się jakieś nowe plany wydawnicze. Z prywatnych celów? Chciałbym wydać płytę z zespołem Spokój. Właśnie wydajemy epkę, a 22 listopada ukazał się pierwszy singiel. To wszystko sprawia mi wielką radość.