Grupa małych kotów hasa po krańcówce na Helenówku. Motorniczowie boją się by nie wpadły pod koła tramwajów
W środę małe kociaki pojawiły się na pętli tramwajowej Helenówek. Mało bezpieczne miejsce, bo łatwo mogą się dostać pod koła tramwajów. Motorniczowie, którzy od kilku dni dokarmiają kotki, poprosili straż miejską o interwencję, bo boją się o ich bezpieczeństwo. Jednak nie zostały one odłowione.
Pojawiły się z dnia na dzień
Kotki pojawiły się na pętli z dnia na dzień, więc motorniczowie podejrzewają, że ktoś je wyrzucił. Od środy nie widzieli też mamy kociąt, co upewnia prowadzących w przekonaniu, że ktoś chciał się ich pozbyć.
– Gdyby urodziły się w pobliżu krańcówki, to byśmy je widzieli od jakiegoś czasu, a pojawiły się z dnia na dzień. Mają zaledwie kilka tygodni. Maluchy są głodne, więc je dokarmiamy. Zakładaliśmy, że straż miejska je zabierze z Helenówka i znajdzie im bezpieczne schronienie. Krańcówka jest dla takich szkrabów niebezpieczna, bo łatwo mogą się dostać pod koła – mówi motorniczy.
Nie odławiają wolno żyjących kotów
Jedna z motorniczych poprosiła straż miejską o interwencję w środę wieczorem, ale do tej pory kocięta nie zostały odłowione.
– Koleżanka usłyszała, że przyjęli zgłoszenie i może ktoś podjedzie na Helenówek, ale ogólnie nie zajmują się odławianiem dziko żyjących kotów – podkreśla motorniczy.
Joanna Prasnowska ze straży miejskiej tłumaczy, że koty to również wolno żyjące zwierzęta i nie należy ich przenosić z naturalnego środowiska.
– To, że kocięta pojawiły się nagle na pętli tramwajowej, nie musi oznaczać, że zostały porzucone. Gdy podrastają, mama zostawia je same na coraz dłuższy czas by nauczyły się życia w naturalnym środowisku. Nawet jeśli motorniczowie nie widzą kotki, to nie znaczy, że ich nie ma. Małe kotki wychodzą trochę dalej by znaleźć pożywienie. Jeśli motorniczowie dokarmiają kotki, to tym samym przyciągają je do pętli tramwajowej – tłumaczy Joanna Prasnowska.
Najbezpieczniejszy jest domek dla kotów
Jakie jest rozwiązanie w tej sytuacji?
– Najlepszym są domki dla kotów, w których można im dawać jedzenie. Im dalej od pętli tramwajowej taki domek stanie, tym będzie bezpieczniejsze dla kociąt – podkreśla strażniczka miejska.
Motorniczowie jednak wątpią by okolice krańcówki były dla nich naturalnym terenem.
– Jeśli były wolno żyjące, to nie byłby tak oswojone. Podchodzą do nas, biorą jedzenie. Poza tym są bardzo zadbane – podkreśla motorniczy.
Matka kociąt mogła zginąć
Jest też możliwy jeszcze jeden scenariusz.
– Być może te maluchy miały mamę, która okociła się w pobliżu pętli tramwajowej, ale ona już nie żyje. Mogła zginąć pod kołami samochodów. Zostawianie teraz kociaków samych sobie, jest mało empatyczne. Dopóki mama je karmiła, nie miały potrzeby opuszczania legowiska. Teraz maluchy przychodzą do motorniczych, poszukując jedzenia. Nawet jeśli są to koty wolno żyjące, to powinno się je wysterylizować, bo wkrótce to stadko kotów będzie dwa albo trzy razy większe. Tym się zajmują fundacje. Warto by motorniczowie zgłosili się do jednej z ich albo wrzucili na grupy w mediach społecznościowych, że takie maluchy szukają domu. Może ktoś je zaadoptuje – radzi Monika Kansy-Dziurdzia, behawiorysta.