Joanna Luberadzka-Gruca | Radio Łódź
Gościem po 8. w czwartek (2 września) była Joanna Luberadzka-Gruca, ekspert Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. Porozmawialiśmy o nagłej śmierci wychowawczyni Domu Dziecka przy ul. Kilińskiego w Łodzi, o przypuszczeniach, czy przyczyną mogło być przepracowanie, a także o tym, jak wygląda piecza zastępcza w Łodzi.
26-letnia wychowawczyni Domu Dziecka przy ul. Kilińskiego w Łodzi zmarła w czasie nocnego dyżuru. Pojawiły się przypuszczenia, że z przepracowania. Jej grafik wyglądał tak, że 10 dni spędziła na wyjeździe wakacyjnym jako wychowawca, po 36 godzinach wróciła na nocny dyżur. Czy mogła faktycznie umrzeć z przepracowania?
– Myślę, że trudno powiedzieć, na pewno musi zbadać tę sprawę prokuratura. Niewątpliwie jest to tragedia nie tylko dla rodziny tej dziewczyny, ale także dla dzieci, którymi się opiekowała. Trzeba wziąć pod uwagę, że organy UE już kilka lat temu skupiały się na tym, że są negatywne skutki pracy w instytucji. Już kilka lat temu pojawiła się taka opinia, że konsekwencje instytucjonalizacji dotykają także personel placówek. Wśród tych konsekwencji były wymieniane takie rzeczy, jak obciążenie nadmiernymi problemami emocjonalnymi, co zapewne też wpływa na dobrostan pracowników i ich stan zdrowia. Wymieniano także rutynizację, wypalenie zawodowe, co być może w tym wypadku nie wystąpiło – tłumaczy Joanna Luberadzka-Gruca.
Posłuchaj rozmowy i dowiedz się więcej:
Mogłoby się wydawać, że wychowawca opiekuje się takimi dziećmi, a potem sam może odpocząć. Czy faktycznie tak to wygląda w praktyce, szczególnie na wyjazdach wakacyjnych? – Jest to wyjazd wypoczynkowy być może dla dzieci, ale na pewno nie dla kadry. Mam osobiste doświadczenie udziału w obozie terapeutycznym, na którym były dzieci z rodzinami adopcyjnymi i zastępczymi i wiem, że to jest ogromne wyzwanie. Standard amerykański takich obozów terapeutycznych mówi o tym, że każde dziecko powinno mieć swojego wolontariusza, poza tym, że przebywa z rodzicami. Do tego jeszcze są trenerzy, którzy pracują i z rodzicami, i z dziećmi. W naszym przypadku na 11 dzieci było kilkanaście osób kadry – tłumaczy poranny gość Radia Łódź i TVP3 Łódź.
Na obozie, na którym była 26-letnia kobieta, było 14 dzieci, a troje wychowawców. – Zapewne jest to spełnienie standardu wymaganego przepisami, natomiast powinno się jednak zwracać baczną uwagę na to, ile powinno być osób dorosłych. Wszystko po to, by zapewnić dzieciom bezpieczeństwo, ale też żeby te osoby opiekujące się dziećmi, dobrze funkcjonowały na tym wyjeździe. Uważam, że dobrą praktyką jest zabieranie na takie wyjazdy wolontariuszy, którzy wspierają personel. Nie jest tak, że mogą ten personel zastąpić, ponieważ odpowiedzialność zawsze będzie po stronie personelu, który jest na wyjeździe, natomiast jednak to wsparcie jest. Wolontariusze mogą również zapewnić bardziej indywidualną opiekę – mówi Luberadzka-Gruca.
WCZEŚNIEJSZE ROZMOWY DNIA ZNAJDZIESZWARCHIWUM |