Boją się wychodzić z domów z powodu agresywnego psa. Właściciel amstaffa terroryzuje sąsiadów [FILM]
Mieszkający w centrum Łodzi właściciel amstaffa, mimo iż ciąży na nim siedem prawomocnych wyroków, cały czas wychodzi ze swoim psem na spacery bez smyczy i kagańca. Zwierzę wielokrotnie atakowało inne psy, policja apeluje do mężczyzny na podstawie dostępnych środków prawnych, a mieszkańcy boją się o swoje bezpieczeństwo.
– Ten pies jest nieprzewidywalny zaznacza jeden z sąsiadów. – Mojego psa znał od szczeniaka, było przynajmniej kilkanaście spotkań gdzie razem sobie funkcjonowały, a któregoś dnia po prostu nagle rzucił się na niego, wgryzł mu się w szyję. Skończyło się to szyciem u mojego psa i antybiotykiem. Tylko tyle, albo aż tyle dodaje.
Przeciwko Janowi M. przed łódzkim sądem toczyło się siedem spraw. Wszystkie są prawomocnie zakończone. Każdorazowo Jan M. był obwiniany o popełnienie wykroczenia z artykułu 77 1 Kodeksu wykroczeń, polegającego na wyprowadzaniu psa bez smyczy i kagańca, co w niektórych przypadkach skutkowało tym, że jego pies pogryzł inne czworonogi. – Każdorazowo, za wykroczenia te, wymierzano obwinionemu kary grzywny – wyjaśnia Iwona Konopka, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łodzi ds. karnych.
Sąsiedzi wielokrotnie próbowali zwracać właścicielowi uwagę, ale jak sami mówią – do niego nic nie dociera. – Jego odpowiedź jest zawsze jest taka sama, że on nad tym psem panuje, żeby się nie bać, żeby być spokojnym mówią. – Od wielu osób słyszałam, że nawet kurtki były podarte. Ludzie boją się tu przychodzić z psami mówi jedna z kobiet.
– Problem jest nam znany, staramy się możliwymi środkami oddziaływania prawnego wpływać na sytuację w miejscu zamieszkania osób, które borykają się z tym problemem – mówi komisarz Marcin Fiedukowicz z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. – Było kilkanaście postępowań, które kończyły się w sądzie, policjanci zawsze doraźnie interweniowali, kiedy ta potrzeba była zgłaszana. Mimo naszych starań te sytuacje cały czas powtarzają się, nie skutkują tutaj również interwencje dzielnicowego, który stara się przekonać pana do przestrzegania przepisów dotyczących trzymania zwierząt. Miejmy nadzieję, że w końcu – na podstawie dostępnych środków prawnych – sytuację uda się opanować dodaje Fiedukowicz.
Nasz reporter rozmawiał z jedną z mieszkanek osiedla. Jej pies był wielokrotnie atakowany. – Każde moje wyjście to obawa, czy to się też stanie dziś. Sama miałam dwie sprawy w sądzie i gdy one się skończyły, gdy te kary pieniężne zostały narzucone, sytuacja się nie poprawiła. Może trzeba zrobić coś innego? Coś takiego, co spowoduje, że będę się czuła bezpiecznie zaznacza.
Nazwa | Plik | Autor |
Boją się wychodzić z domu z powodu agresywnego psa jednego z sąsiadów | audio (m4a) audio (oga) |
Amanda Chudek, prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zapowiada, że podejmie kroki, które będą zmierzały do skierowania zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. – Wiemy, że postępowanie właściciela jest niezgodne z procedurami, jakie powinien stosować właściciel przy utrzymywaniu zwierzęcia. To zagrożenie dla zwierząt, ale również dla ludzi mówi Amanda Chudek. I dodaje, że stosowanie różnego rodzaju obroży elektrycznych, kopanie i bicie tego zwierzęcia podczas prób odciągnięcia go od innych zwierząt mogą świadczyć o znęcaniu się nad psem. – Chcielibyśmy skierować takie zawiadomienie i być może będzie to pierwszy krok do odbioru tego zwierzęcia właścicielowi. Co nie zmienia faktu, że takie zwierzę powinno być w naszej ocenie odebrane natychmiast, ponieważ stwarza zagrożenie.
Aktualnie przeciwko Janowi M. toczy się jedna sprawa, która jeszcze nie została prawomocnie zakończona. W tej sprawie wyrok zapadł 1 kwietnia, właściciela ukarano karą 20 dni aresztu. – Było to możliwe, ze względu na zastosowanie konstrukcji tzw. recydywy wielokrotnej wyjaśnia Iwona Konopka z łódzkiego Sądu Okręgowego. Dodaje jednak, że wyrok nie jest prawomocny, a obwiniony złożył w tej sprawie zapowiedź apelacji.