Najważniejszy z postulatów strajkujących, dotyczy podwyżek pensji zasadniczej średnio o 320 złotych brutto. Dotychczasowe rozmowy z pracodawcą nie przyniosły oczekiwanych efektów. -Zgłaszamy się o godzinie 6:00 do pracy. Pobieramy swoje kluczyki od samochodów, logujemy karty i rozpoczynamy dzień. Siedzimy i czekamy, a o godzinie 14:00 kończymy pracę i wracamy do domu. – Chcemy walczyć po prostu o swoje pieniądze. Nie po to strajkujemy, żeby nic z tego nie wyszło – mówią protestujący.

Pracownicy zwracają uwagę na duże dysproporcje w płacach, np. między nimi, a pracownikami kopalni. Prezes Betrans Krzysztof Płochocki od początku strajku apelował o przerwanie akcji protestacyjnej. Ostrzegał przed stratami. -Szacunkowe straty przychodów na jeden dzień strajku to ponad 350tys. zł. Koszt jednego dnia strajku, uwzględniający kary umowne, to ponad 980tys. zł. Zaprzestanie świadczenia usług przez Betrans, na skutek akcji strajkowej, w najgorszym scenariuszu doprowadzić może do wypowiedzenia spółce umów, które stanowią jej główne źródła przychodów – podkreśla Krzysztof Płochocki.

Prezes przypomniał o propozycji podwyżki o 150 złotych brutto miesięcznie dla każdego pracownika i o dodatkach wypłaconych ostatnio.

Według organizatorów strajku, w akcji bierze udział ok. 70 procent pracowników. Jutro strajkujący mają spotkać się z pracodawcą. Wszyscy liczą na przełom.

Posłuchaj także:

Koronawirus – co musisz wiedzieć?