Tomasz Karauda | Radio Łódź
Nasz poranny gość to Tomasz Karauda, lekarz z Kliniki Pneumonologii i Alergologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. N. Barlickiego w Łodzi. Porozmawiamy o szczycie zachorowań trzeciej fali pandemii, o przebiegu nowych mutacji wirusa, a także o sytuacji służby zdrowia w regionie. Zaprasza Tomasz Lasota.
– 25 tysięcy zakażeń i lockdown od soboty – takie wieści docierają do nas z mediów. A co to oznacza dla lekarzy? Co dla lekarza pulmonologa oznacza 25 tys. zakażeń?
– Oznacza to, że do 20 proc. z tych osób, szczególnie starszych i z obciążeniami, trafi do szpitali. I w całej Polsce musimy tych pacjentów obsłużyć, czyli znaleźć dla nich miejsce. A pamiętajmy, że osoba, która przyjmowana jest do szpitala nie trafia tam na dzień lub dwa, tylko często zostaje tam tydzień, półtora, czasem nawet dłużej. Tych miejsc nie przybywa i w związku z tym już były sytuacje, tutaj w regionie łódzkim, że trzeba było wstrzymać działanie danego oddziału i poczekać, aż zrobi się troszkę miejsca, czyli, niestety, część pacjentów odejdzie, a część spełni kryteria przeniesienia do innego oddziału. Najtrudniejsze momenty są w weekendy, dlatego, że wtedy rzadziej wypisuje się pacjentów, jest mniej personelu medycznego, więc to są najbardziej wąskie gardła, które trzeba przetrwać.
– Jak Pan przewiduje, ile dziś będzie zakażeń?
– Utrzymując tę tendencję możemy dotknąć 30 tysięcy i to już będzie bardzo trudne, jeśli chodzi o liczbę zgonów, która z tego wyniknie. To będzie czyjś koniec świata. Wiele ludzi, chodząc po ulicy, pracując w zawodach niezwiązanych z medycyną tego nie odczuwa. Wydaje się im, że to ich nie dotyczy. Ale gdybyście Państwo byli bardziej związani z medycyną, gdybyście mieli możliwość zajrzenia do szpitali, to to się przekłada w sposób straszny na cierpienia wielu ludzi.
– Na 13 tys. łóżek szpitalnych będziemy mieli 2,5 tys. łóżek COVID-owych. Czy to wystarczy?
– W tym tempie i przy tej tendencji będzie duża trudność ze stworzeniem odpowiednich rezerw, dlatego, że już mamy wysycenie łóżek na poziomie ponad 70 proc., czyli dostępnych łóżek jest zajętych. Ale co to znaczy łóżko? Ktoś powie: pojedziemy do sklepu i kupimy więcej łóżek. Łóżko oznacza, że jest personel, który jest w stanie zająć się pacjentem. Już teraz lekarz prowadzi niekiedy 12 lub 14 pacjentów, a jak będzie ich przybywać, to będzie więcej pacjentów na mniej personelu. Nie wyczarujemy więcej personelu medycznego, bo to wymaga przeszkolenia, wielu lat pracy. Dlatego opieka nad pacjentami z COVID-19 odbywa się kosztem zabiegów planowych. Ten sam anestezjolog znieczula do planowych zabiegów, ten sam opiekuje się pacjentami z niewydolnością oddechową. Więc, de facto, im więcej będzie chorych, tym bardziej ucierpimy my wszyscy, jeśli z jakiegokolwiek powodu trafimy do szpitala – czy to na Szpitalny Oddział Ratunkowy, czy też ze skierowaniem. Bo wszędzie tam priorytety będą miały osoby z COVID-19, bo będzie ich tak dużo.
– Wczoraj minister zdrowia apelował do pracodawców i do instytucji, żeby przejść na pracę zdalną. Myśli Pan, że pracodawcy posłuchają? Słyszeliśmy o ognisku zakażeń w zakładzie produkującym odzież w Łodzi, pracownicy pogotowia przebadali 450 osób. Czy będą pojawiać się kolejne ogniska, i czy trzeba poważnie podejść do apelu ministra o pracę zdalną?
– Jak najbardziej. Tam, gdzie w jednym miejscu gromadzi się dużo osób i nie można otworzyć okien, bo jest chłodno, to po wielu badaniach o tempie rozprzestrzeniania się wirusa, które zostały już opublikowane wiemy, że wystarczy jedna zakażona osoba i powstanie ryzyko zakażenia wielu osób w danym miejscu. W związku z tym musimy unikać zbiorowości. Tam gdzie to możliwe, trzeba przejść na pracę zdalną. To jest konieczne. Są dwa skuteczne narzędzia do walki z chorobą. Pierwsze to szczepienie, a drugie znane od setek lat izolacja. Żeby wirus się nie rozprzestrzeniał, zwłaszcza jego brytyjska odmiana, która przenosi się znacznie łatwiej, ponieważ mniej cząstek wirusa wywołuje chorobę, trzeba urwać łańcuch zakażeń.
– Jest wielu Polaków, którzy są zmęczeni pandemią, i właściwie to ma już tego dosyć, bo ile można żyć w izolacji. Inni powątpiewają w ogóle w całą tę pandemię, mówią, że to kolejne przeziębienie, poza tym mamy sezon grypowy. Wytłumaczmy zatem, jaka jest ta brytyjska odmiana koronawirusa? Jak można się było zarazić do tej pory, a jak jest teraz?
– Droga zarażenia jest podobna: kropelkowa i powietrzna. Jeśli ktoś nie wierzy w wirusa, to wszyscy znamy piosenkarza Andrzeja Piaska Piasecznego. Uwielbiam jego muzykę i jego twórczość. Ona zachorował i sam ostrzega. Widzieliśmy film, na którym był podłączony do formy respiratora. To znaczy, że maska z tlenem była niewystarczająca. To osoba, którą znamy, i widzimy, jak cierpi. Zakażenie jest podobne, jeśli chodzi o formę, czyli droga powietrzna kropelkowa. Natomiast wystarczy mniej cząstek wirusa, żeby wywołać chorobę. Poza tym inne objawy sugerują, że jesteśmy zakażeni. Mój tata, choć nie sekwencjonowaliśmy jego wirusa, zaczynał COVID-19 od bólu gardła i zatok. Ktoś by powiedział: To nie COVID-19, idę do pracy. No nie! Jeśli mamy objawy infekcji, to pierwszą rzecz, jaką powinniśmy zrobić, to zadzwonić do lekarza rodzinnego i poprosić o test. Ewentualnie wejść na stronę rządową i samemu wystawić sobie takie skierowanie na test. Ale tutaj apelowałbym, że nawet jeśli mamy objawy infekcji, a nie mamy wypełnionych wszystkim symptomów, i nie dostaniemy zlecenia na test, to i tak należy dzwonić do lekarzy rodzinnych. W mojej opinii dziś infekcja równa się test.
– Czy testy, które pojawiły się w dyskontach i hipermarketach są wiarygodne? Jeśli wyjdzie nam tam test negatywny, to można iść do pracy, czy jednak rekomenduje Pan wizytę u lekarza lub teleporadę?
– Jeśli taki test jest negatywny, to nie oznacza, że możemy iść do pracy. Te testy badają nas na obecność przeciwciał. To nie działa w ten sposób, że ktoś mnie zaraził i zaczynam chorować, to już mam przeciwciała, które będą wykryte w takim teście. Te przeciwciała potrzebują kilku dni, żeby się wytworzyć. Jeśli więc mamy chorobę przez 4, 5 lub 6 dni, możemy jeszcze nie mieć poziomu odpowiedniego przeciwciał. Pójdziemy więc do sklepu, wykonamy test i mając infekcję zobaczymy, że test jest negatywny. One wykrywają to, czy mieliśmy kontakt z wirusem w ostatnich tygodniach lub miesiącach, czy jesteśmy po szczepieniu, i czy nie chorujemy, ale nie w ciągu pierwszych kilku dni. Zatem wtedy, kiedy mamy objawy nie wolno nam wyjść do ludzi, tylko należy się izolować. Zawsze, kiedy jesteśmy przeziębieni nie powinniśmy zakażać innych osób, a w dzisiejszych czasach to już na pewno. Jeśli mamy objawy infekcji, jeśli czujemy się źle, to zostajemy w domu i prosimy o wykonanie testu.
– Czy trafił do Was ktoś, kto był zaszczepiony na koronawirusa i musiał być hospitalizowany?
– Nie znam przypadku i nie słyszałem o tym, żebyśmy przyjmowali do szpitala jakiegokolwiek pacjenta, który został zaszczepiony. To nie oznacza, że taka osoba nie zachoruje. Ale nawet jeśli to się stanie, to zachoruje w sposób łagodny. Oczywiście, jeśli ktoś się zaszczepił nawet tydzień temu, to wciąż jest zbyt mało czasu, aby wytworzyć odpowiednią liczbę przeciwciał i zyskać odporność. Dla przykładu: moja mama szczepiła się AstraZeneką, zakaziła się, rozwinęła COVID-19, ale w sposób bardzo łagodny. A była dwa tygodnie po szczepieniu.
– Czy AstraZeneka to szczepionka bezpieczna? Jest Pan spokojny o mamę?
– Jestem spokojny. Oczywiście nikt nie jest omnibusem i nie wie wszystkiego, i trzeba każde takie doniesienie sprawdzać. Ludzie się boją, nie można być też na tyle zarozumiałym, żeby powiedzieć: nigdy, na pewno, nic. Pojawiają się doniesienia, sprawdźmy to. Ale jeśli na 17 mln wykonanych szczepień mamy 38 przypadków zakrzepowo-zatorowych, to człowiek, który podchodzi do szczepienia musi sobie porównać te dane i zastanowić się, na co ma szansę zachorować. Czy na incydent zakrzepowo-zatorowy, potencjalnie uleczalna sprawa, który dotknie go w nikłym procencie, czy może zostać zakażony koronawirusem, przejść to w sposób ciężki, który będzie wymagał pobytu w szpitalu, a może nawet czeka go śmierć. Jak się porówna te dwie dane, po stokroć wybierze się jednak szczepienie, biorąc pod uwagę ryzyko tych dwóch różnych zdarzeń. Do COVID-19 jesteśmy już przyzwyczajeni. A na szczepienie patrzymy, jak na potencjalne zło.
– Czego życzyć Panu, koleżankom i kolegom? Zdrowia i wytrwałości? Cierpliwości?
– Wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni. Życzę wszystkim dużo zdrowia, trzymajcie się z dala od wirusa. Dużo zdrowia w tych chorych czasach.
Koronawirus – co musisz wiedzieć?
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |