Oczekiwanie na otwarcie gospodarki, zapaść w lotnictwie i niedoceniane ryby w Bałtyku | Magazyn ekonomiczny
Na codzienną porcję wiadomości ekonomicznych zaprasza Marcin Pośpiech.
Dziś w programie:
- Najgorsze minęło, ale na otwarcie gospodarki jeszcze musimy poczekać – przekonuje minister finansów,
- Zapaść w lotnictwie. Liczba pasażerów dramatycznie spadła,
- Polacy nie doceniają ryb z Bałtyku, częściej trafiają one na stoły w Skandynawii i Europie Zachodniej.
Nazwa | Plik | Autor |
Oczekiwanie na otwarcie gospodarki, zapaść w lotnictwie i niedoceniane ryby w Bałtyku | audio (m4a) audio (oga) |
Na gospodarczą normalność przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Jak mówi minister finansów Tadeusz Kościński, dopiero w ciągu najbliższych kilku tygodni możliwe będzie zniesienie części obostrzeń epidemicznych.Dobre wiadomości są takie, że mamy za sobą niebezpieczny epidemicznie okres świąt, a liczba zakażeń stabilizuje się.Obecne obostrzenia epidemiczne obowiązują do 31 stycznia 2021 roku. Do końca miesiąca zamknięte pozostaną m.in.: hotele, restauracje, siłownie, galerie handlowe i stoki narciarskie.
W zeszłym roku polskie lotniska obsłużyły prawie 14,5 mln pasażerów.Dla porównania w 2019 roku było to 49 mln.Jak mówi wiceminister infrastruktury Marcin Horała, największe spadki odnotowały największe porty. W trudnej sytuacji są także Polskie Linie Lotnicze LOT.Spółka otrzymała 2,9 mld zł pomocy publicznej na ratowanie płynności finansowej. Przewoźnik zapowiedział też, że zwolni ok. 300 pracowników. Porozumienie w tej sprawie zostało podpisane między zarządem firmy a związkami zawodowymi.Prezes Polskich Linii Lotniczych LOT Rafał Milczarski mówi, że decyzja o zwolnieniach była konieczna.
Tymczasem łódzcy radni zgodzili się na sprzedaż lotniska im. Władysława Reymonta. Politycy rządzącej Łodzią koalicji KO-SLD przekonują, że lotnisko przynosi miastu straty, zaś przeciwni sprzedaży radni PiS uważają, że pozbycie się udziałów podczas kryzysu w branży lotniczej tym bardziej narazi samorząd na straty.Koszty utrzymania portu im. Reymonta to ok. 40 mln zł.
Statystyczny Polak zjada rocznie ok. 14,5 kg ryb, czyli nawet trzykrotnie mniej niż mieszkańcy krajów śródziemnomorskich. Co istotne, rzadko też sięgamy po ryby z Bałtyku. Rodzime gatunki, takie jak śledź, szprot, flądra, łosoś, turbot czy sandacz, częściej trafiają na stoły w Skandynawii czy Europie Zachodniej, gdzie są lubiane i cenione przez konsumentów ze względu na swoje prozdrowotne właściwości: dużą zawartość białka, witamin A i D oraz kwasów omega-3. Z kolei w Polsce wciąż jeszcze pokutuje mit dotyczący zanieczyszczenia chemikaliami bałtyckich ryb. Badania wykazują jednak, że ryby odławiane w Bałtyku spełniają rygorystyczne normy unijne. I choć statystyki dotyczące konsumpcji ryb przez Polaków w ostatnich latach powoli się poprawiają, to jednak nadal odbiegają od zaleceń, według których ryby powinny pojawiać się na talerzu co najmniej dwa – trzy razy w tygodniu.