Kolejna rozprawa po tragedii w harcerskim obozie w Suszku
Przed Sądem Rejonowym dla Łodzi Śródmieścia trwa proces w sprawie tragedii, jaka wydarzyła się trzy lata temu podczas obozu harcerskiego w Suszku. Wówczas, w czasie nawałnicy zwalone drzewo zabiło dwie harcerki. Na ławie oskarżonych siedzą komendant obozu, jego zastępca i urzędnik ze starostwa powiatowego w Chojnicach. Dziś (18.11) przed sądem zeznawała jedna z uczestniczek tych wydarzeń.

Dominika B. była jedną z szeregowych harcerek, które uczestniczyły w obozie. W czasie sierpniowej nawałnicy najpierw wydostała się z przygniecionego przez drzewo namiotu, a potem wspólnie z koleżankami z zastępu schroniła się przy kontenerze na śmieci, gdzie przeczekała najgorszą część burzy. Stamtąd przeszła do miejsca ewakuacji, czyli młodnika.
Jak zeznała przed sądem, harcerka nie pamięta, czy wcześniej na obozie odbywały się próbne alarmy ewakuacyjne, ani czy pokazano im drogi ewakuacji. -Ja byłam tam tylko uczestnikiem, dzieckiem. Moim zadaniem było podążanie za przełożonymi, kadrą i komendantem. Chyba nie wiedziałam o drogach ewakuacyjnych – mówiłaDominika B. na sali sądowej.
Tymczasem według prokuratury, kwestia przygotowania kadry do ewakuacji obozu ma być kluczowa w tej sprawie. Na początku procesu, w czerwcu tego roku, komendant obozu i jego zastępca, usłyszeli zarzuty narażenia małoletnich uczestników obozu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, właśnie przez niewłaściwe przygotowanie i przeprowadzenie ewakuacji. Z kolei urzędnik z Chojnic miał nie przekazać dalej ostrzeżenia o nadchodzącej nawałnicy. Kolejne przesłuchania w tej sprawie zaplanowano na styczeń.
Koronawirus – co musisz wiedzieć?
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |