Ruszył proces trzech osób w sprawie tragedii w obozie harcerskim w Suszku
Przed Sądem Rejonowym dla Łodzi Śródmieścia rozpoczął się proces byłego dyrektora w starostwie powiatowym w Chojnicach oraz komendanta i zastępcy obozu harcerskiego w Suszku. W sierpniu 2017 roku gwałtowna nawałnica przechodząca przez miejscowość połamała drzewa, które pospadały na namioty w obozowisku. Zginęły dwie dziewczynki, a ponad 30 osób rannych trafiło do szpitala.
W sierpniu miną trzy lata, od kiedy przez okolice Suszka w województwie pomorskim przeszła gwałtowna nawałnica, która połamała las i zniszczyła stacjonujący w nim obóz harcerski. Zginęły dwie dziewczynki, kilkadziesiąt osób zostało rannych, a prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Dzisiaj (23 czerwca), po ponad dwóch latach, przed sądem rejonowym dla Łodzi Śródmieścia rozpoczął się proces komendanta obozu Mateusza I. i jego zastępcy, Włodzimierza D. oraz byłego urzędnika starostwa powiatowego w Chojnicach, Andrzeja N. Według prokuratury, kadra miała zlekceważyć ostrzeżenia i być nieprzygotowana do ewakuacji obozu, a urzędnik nie ostrzec odpowiednich służb o nadchodzącej nawałnicy.
Czytaj też, Umorzenie śledztwa w sprawie meteorologów po tragedii w Suszku
Według prokuratury, Mateusz I. miał świadomie nie zastosować się do regulaminu bezpieczeństwa harcerzy i instrukcji organizowania obozu, m.in. nie oznaczając drogi ewakuacyjnej i nie przeprowadzając dwóch próbnych alarmów oraz nie kontaktując się z Powiatowym Centrum Zarządzania Kryzysowego w Chojnicach. – Zlekceważył ostrzeżenia synoptyczne o pogarszających się warunkach pogodowych i zagrożeniu 2. stopnia burzami z gradem i porywami wiatru do 115 km/h. Nie zarządził z odpowiednim wyprzedzeniem ewakuacji podopiecznych, a przede wszystkim alarm do ewakuacji ogłosił dopiero po interwencji ustalonych osób – gości obozu harcerskiego – w sytuacji, w której łamiące się od porywów wiatru drzewa spadały na uczestników obozu harcerskiego, przez co naraził małoletnich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – odczytała w akcie oskarżenia prokurator Renata Szamiel.
Podobne zarzuty usłyszał zastępca komendanta obozu Włodzimierz D. W wyniku nawałnicy obrażenia odniosło 38 uczestników obozu, a dwie dziewczynki zginęły przygniecione drzewem.
Oskarżeni nie przyznają się do winy
Ani komendant obozu, ani jego zastępca nie przyznają się do winy. Zdaniem Mateusza I., sytuacja na miejscu była ekstremalna i w warunkach, w jakich się znaleźli, zrobili wszystko, co mogli, żeby zapanować nad obozem w trakcie nawałnicy. Wieczorem 11 sierpnia nic nie zapowiadało takiego huraganu, a prognoza, którą Mateusz I. sprawdził w internecie mówiła jedynie o burzach, które już wcześniej nawiedzały Suszek. – Wszedłem na chwilę do namiotu do mojego zastępcy Włodzimierza. Chwilę tam o czymś rozmawialiśmy i przyszli goście – byli harcerze – którzy poinformowali mnie, że gdzieś tam w okolicach stołówki złamała się gałąź. Zaniepokoiło mnie to. Dosłownie w tym momencie zaczął się bardzo wzmagać wiatr. Zaczęło delikatnie podnosić już poły od namiotu. Razem z zastępcą postanowiłem, że jest to potencjalne zagrożenie, może się coś złego stać, i należy uruchomić syrenę alarmową. Wiatr był przeogromny, namioty zaczęły się podnosić. Po kilkunastu, może kilkudziesięciu sekundach, kiedy ta syrena była włączona, spadło na nasz namiot drzewo. W światłach latarki i błyskawic widziałem dookoła cały czas łamiące się i upadające z korzeniami drzewa – wspominał dzisiaj Mateusz I.
– Znalazłem telefon, wybrałem numer 112, żeby wezwać pomoc. Określiłem, gdzie jesteśmy i przekazałem telefon Mateuszowi, aby dalej dzwonił i podawał komunikaty. Wykonałem jeszcze jeden telefon do członka zarządu okręgu, aby powiadomić go o tym, co się zdarzyło -dodał drugi z oskarżonych Włodzimierz D.
Próbną ewakuację harcerze mieli przejść w trakcie gry terenowej1 sierpnia. Wieczorem 11 sierpnia komendant i jego zastępca sami postanowili się nie kłaść, żeby czuwać w razie rozwoju burzy. Według Włodzimierza D., kadra nie miała informacji, które uzasadniałyby wcześniejszą ewakuację obozu.
Dlaczego informacja o załamaniu pogody nie dotarła do obozu?
Z kolei Andrzej N. przyznał, że nie przekazał dalej sygnału o nadchodzącej nawałnicy, który otrzymał od Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Wyjaśniał, że kiedy o 14.20 sprawdził czy są informacje o zagrożeniu, takowych nie było. A gdy ok. 15.20 odczytał ostrzeżenie o burzach 2. stopnia, urzędy były już zamknięte i nie przekazał go dalej. Jednak według jego wiedzy, media i służby pożarnicze miały swoje źródła informacji.- Jednostki samorządowe pracują do godziny 15. Wtedy media lokalne otrzymują informacje z własnych źródeł. Szpital pełni całodobowy dyżur i nie podejmuje specjalnych przedsięwzięć przy otrzymaniu ostrzeżenia drugiego stopnia.
Ostrzeżenie 3. stopnia Andrzej N. otrzymał po godzinie 22, ale dotyczyło ono strefy przybrzeżnej. Dodał, że nie miał informacji o obozie na terenie powiatu, bo – jego zdaniem – kontakty komendantów z powiatem ustały 2-4 lata przed feralnym obozem. Jego zdaniem przesłanie dalej maila z otrzymaną informacją nie zmieniłoby sytuacji.
Zobacz też, Przesłuchania i eksperyment procesowy w związku z sierpniową tragedią w Suszku
Mateuszowi I. i Włodzimierzowi D. grozi do pięciu lat więzienia, a Andrzejowi N. trzy lata. Prokuratura początkowo prowadziła też dochodzenie wobec meteorologów z Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, ale je umorzyła. Obrońcy kadry obozu chcieliby przesłuchać te osoby w późniejszym toku procesu.
W trakcie ewakuacji obozu część dzieci zeszła do jeziora. Służby przyjechały na miejsce po siedmiu godzinach od kulminacyjnego momentu nawałnicy. Jako pierwsi harcerzom pomogli mieszkańcy pobliskiego Lotynia, w kadrze i wśród gości obozu byli też studenci ratownictwa.
W obozie w Suszku brało udział 130 harcerzy z Łodzi. Po potężnej nawałnicy zginęły dwie harcerki, a 38 osób trafiło do szpitali.
Posłuchaj także:
Nazwa | Plik | Autor |
Rozpoczął się proces ws. tragedii w obozie harcerskim w Suszku | audio (m4a) audio (oga) |
Harcerze byli na obozie, a na ich namioty spadły konary drzew. Jaka sytuacja tam panowała pokazuje też film, opublikowany przez straż pożarną:
Podczas nawałnic zniszczona zostałamiędzy innymi Stacja Terenowa UŁ w Suszku.Pracownicy UŁ, którzy byli na miejscu, pomagali strażakom przebijać się do obozu harcerzy.
Nikomu z pracowników uczelni nic się nie stało. Burza zrujnowała większość lasu w okolicy stacji. Zniszczony został też jeden z budynków z miejscami noclegowymi.
Czytajwięcej o tragedii w Suszku w 2017 roku
Na miejscu pojawił się też m.in. ówczesny wojewoda łódzki Zbigniew Rau, który pomógł m.in. w transporcie harcerzy do Łodzi.
Po roku wSuszku koło Chojnic odsłonięty został pomnik upamiętniający bohaterstwo mieszkańców wsi Lotyń, okazane podczas nawałnicy. To forma podziękowania, którą przygotowali harcerze z Łodzi. Obelisk stanął na byłym obozowisku, nieopodal miejsca w którym zginęły dwie harcerki.
Koronawirus – co musisz wiedzieć?
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |
Wartoprzeczytać
Ruszył proces trzech osób w sprawie tragedii w obozie harcerskim w Suszku
Przed Sądem Rejonowym dla Łodzi Śródmieścia rozpoczął się proces byłego dyrektora w starostwie powiatowym w Chojnicach oraz komendanta i zastępcy obozu harcerskiego w Suszku. W sierpniu 2017 roku gwałtowna nawałnica przechodząca przez miejscowość połamała drzewa, które pospadały na namioty w obozowisku. Zginęły dwie dziewczynki, a ponad 30 osób rannych trafiło do szpitala.
W sierpniu miną trzy lata, od kiedy przez okolice Suszka w województwie pomorskim przeszła gwałtowna nawałnica, która połamała las i zniszczyła stacjonujący w nim obóz harcerski. Zginęły dwie dziewczynki, kilkadziesiąt osób zostało rannych, a prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Dzisiaj (23 czerwca), po ponad dwóch latach, przed sądem rejonowym dla Łodzi Śródmieścia rozpoczął się proces komendanta obozu Mateusza I. i jego zastępcy, Włodzimierza D. oraz byłego urzędnika starostwa powiatowego w Chojnicach, Andrzeja N. Według prokuratury, kadra miała zlekceważyć ostrzeżenia i być nieprzygotowana do ewakuacji obozu, a urzędnik nie ostrzec odpowiednich służb o nadchodzącej nawałnicy.
Czytaj też, Umorzenie śledztwa w sprawie meteorologów po tragedii w Suszku
Według prokuratury, Mateusz I. miał świadomie nie zastosować się do regulaminu bezpieczeństwa harcerzy i instrukcji organizowania obozu, m.in. nie oznaczając drogi ewakuacyjnej i nie przeprowadzając dwóch próbnych alarmów oraz nie kontaktując się z Powiatowym Centrum Zarządzania Kryzysowego w Chojnicach. – Zlekceważył ostrzeżenia synoptyczne o pogarszających się warunkach pogodowych i zagrożeniu 2. stopnia burzami z gradem i porywami wiatru do 115 km/h. Nie zarządził z odpowiednim wyprzedzeniem ewakuacji podopiecznych, a przede wszystkim alarm do ewakuacji ogłosił dopiero po interwencji ustalonych osób – gości obozu harcerskiego – w sytuacji, w której łamiące się od porywów wiatru drzewa spadały na uczestników obozu harcerskiego, przez co naraził małoletnich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – odczytała w akcie oskarżenia prokurator Renata Szamiel.
Podobne zarzuty usłyszał zastępca komendanta obozu Włodzimierz D. W wyniku nawałnicy obrażenia odniosło 38 uczestników obozu, a dwie dziewczynki zginęły przygniecione drzewem.
Oskarżeni nie przyznają się do winy
Ani komendant obozu, ani jego zastępca nie przyznają się do winy. Zdaniem Mateusza I., sytuacja na miejscu była ekstremalna i w warunkach, w jakich się znaleźli, zrobili wszystko, co mogli, żeby zapanować nad obozem w trakcie nawałnicy. Wieczorem 11 sierpnia nic nie zapowiadało takiego huraganu, a prognoza, którą Mateusz I. sprawdził w internecie mówiła jedynie o burzach, które już wcześniej nawiedzały Suszek. – Wszedłem na chwilę do namiotu do mojego zastępcy Włodzimierza. Chwilę tam o czymś rozmawialiśmy i przyszli goście – byli harcerze – którzy poinformowali mnie, że gdzieś tam w okolicach stołówki złamała się gałąź. Zaniepokoiło mnie to. Dosłownie w tym momencie zaczął się bardzo wzmagać wiatr. Zaczęło delikatnie podnosić już poły od namiotu. Razem z zastępcą postanowiłem, że jest to potencjalne zagrożenie, może się coś złego stać, i należy uruchomić syrenę alarmową. Wiatr był przeogromny, namioty zaczęły się podnosić. Po kilkunastu, może kilkudziesięciu sekundach, kiedy ta syrena była włączona, spadło na nasz namiot drzewo. W światłach latarki i błyskawic widziałem dookoła cały czas łamiące się i upadające z korzeniami drzewa – wspominał dzisiaj Mateusz I.
– Znalazłem telefon, wybrałem numer 112, żeby wezwać pomoc. Określiłem, gdzie jesteśmy i przekazałem telefon Mateuszowi, aby dalej dzwonił i podawał komunikaty. Wykonałem jeszcze jeden telefon do członka zarządu okręgu, aby powiadomić go o tym, co się zdarzyło -dodał drugi z oskarżonych Włodzimierz D.
Próbną ewakuację harcerze mieli przejść w trakcie gry terenowej1 sierpnia. Wieczorem 11 sierpnia komendant i jego zastępca sami postanowili się nie kłaść, żeby czuwać w razie rozwoju burzy. Według Włodzimierza D., kadra nie miała informacji, które uzasadniałyby wcześniejszą ewakuację obozu.
Dlaczego informacja o załamaniu pogody nie dotarła do obozu?
Z kolei Andrzej N. przyznał, że nie przekazał dalej sygnału o nadchodzącej nawałnicy, który otrzymał od Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Wyjaśniał, że kiedy o 14.20 sprawdził czy są informacje o zagrożeniu, takowych nie było. A gdy ok. 15.20 odczytał ostrzeżenie o burzach 2. stopnia, urzędy były już zamknięte i nie przekazał go dalej. Jednak według jego wiedzy, media i służby pożarnicze miały swoje źródła informacji.- Jednostki samorządowe pracują do godziny 15. Wtedy media lokalne otrzymują informacje z własnych źródeł. Szpital pełni całodobowy dyżur i nie podejmuje specjalnych przedsięwzięć przy otrzymaniu ostrzeżenia drugiego stopnia.
Ostrzeżenie 3. stopnia Andrzej N. otrzymał po godzinie 22, ale dotyczyło ono strefy przybrzeżnej. Dodał, że nie miał informacji o obozie na terenie powiatu, bo – jego zdaniem – kontakty komendantów z powiatem ustały 2-4 lata przed feralnym obozem. Jego zdaniem przesłanie dalej maila z otrzymaną informacją nie zmieniłoby sytuacji.
Zobacz też, Przesłuchania i eksperyment procesowy w związku z sierpniową tragedią w Suszku
Mateuszowi I. i Włodzimierzowi D. grozi do pięciu lat więzienia, a Andrzejowi N. trzy lata. Prokuratura początkowo prowadziła też dochodzenie wobec meteorologów z Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, ale je umorzyła. Obrońcy kadry obozu chcieliby przesłuchać te osoby w późniejszym toku procesu.
W trakcie ewakuacji obozu część dzieci zeszła do jeziora. Służby przyjechały na miejsce po siedmiu godzinach od kulminacyjnego momentu nawałnicy. Jako pierwsi harcerzom pomogli mieszkańcy pobliskiego Lotynia, w kadrze i wśród gości obozu byli też studenci ratownictwa.
W obozie w Suszku brało udział 130 harcerzy z Łodzi. Po potężnej nawałnicy zginęły dwie harcerki, a 38 osób trafiło do szpitali.
Posłuchaj także:
Nazwa | Plik | Autor |
Rozpoczął się proces ws. tragedii w obozie harcerskim w Suszku | audio (m4a) audio (oga) |
Harcerze byli na obozie, a na ich namioty spadły konary drzew. Jaka sytuacja tam panowała pokazuje też film, opublikowany przez straż pożarną:
Podczas nawałnic zniszczona zostałamiędzy innymi Stacja Terenowa UŁ w Suszku.Pracownicy UŁ, którzy byli na miejscu, pomagali strażakom przebijać się do obozu harcerzy.
Nikomu z pracowników uczelni nic się nie stało. Burza zrujnowała większość lasu w okolicy stacji. Zniszczony został też jeden z budynków z miejscami noclegowymi.
Czytajwięcej o tragedii w Suszku w 2017 roku
Na miejscu pojawił się też m.in. ówczesny wojewoda łódzki Zbigniew Rau, który pomógł m.in. w transporcie harcerzy do Łodzi.
Po roku wSuszku koło Chojnic odsłonięty został pomnik upamiętniający bohaterstwo mieszkańców wsi Lotyń, okazane podczas nawałnicy. To forma podziękowania, którą przygotowali harcerze z Łodzi. Obelisk stanął na byłym obozowisku, nieopodal miejsca w którym zginęły dwie harcerki.
Koronawirus – co musisz wiedzieć?
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |