Ukradli złoto i pieniądze z zaparkowanego samochodu. Ruszył proces przed łódzkim sądem
Przed łódzkim sądem ruszył drugi proces w sprawie kradzieży złota i pieniędzy wartych łącznie 641 tys. zł.Na ławie oskarżonych zasiadł domniemany pomysłodawca rabunku, który przez kilkanaście miesięcy ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Dwaj pozostali sprawcy zostali skazani jesienią ubiegłego roku, ale odwołali się od tego wyroku.

Wszystko zniknęło w lipcu 2017 roku z vana zaparkowanego przy ul. Senatorskiej na łódzkim Górniaku. Zrabowane kosztowności należały do włoskiej firmy prowadzonej przez Polaka.
Okradzionym autem na Senatorską przyjechał syn właściciela firmy wraz z kierowcą. Mężczyźni mieli się spotkać z jednym z klientów. Gdy wrócili, okazało się, że pojazd został okradziony. Okazało się, że złodzieje nie musieli wyłamywać zamków, bo samochód nawet nie był zamknięty.
Śledczy dotarli do dwóch mieszkańców Wrocławia: 44-letniego Marcina D. i 39-letniego Ryszarda Ć. W listopadzie ubiegłego roku sąd skazał pierwszego z nich na trzy lata, a drugiego – na dwa i pół roku więzienia. Ponadto, obaj mają naprawić szkodę, czyli oddać pokrzywdzonym ponad 600 tys. zł. Obaj mężczyźni odwołali się od tego wyroku. W trakcie procesu, Marcin D. zeznał, że kradzież zaplanował narzeczony jego siostry. Chodziło o 42-letniego Rafała R., który mieszkał we Włoszech i pracował w okradzionej firmie jako kierowca. To właśnie on miał poinformować oskarżonych, że przyjedzie na ul. Senatorską i zostawi im otwartego vana z kosztownościami, ale Rafał R. zapadł się pod ziemię. Niespodziewanie – po ponad roku od kradzieży – w październiku ubiegłego roku do sądu dotarł list od niego. Rafał R. pisał w nim, że pojawi się w sądzie i przedstawi swoją wersję wydarzeń. W międzyczasie, usłyszał identyczne zarzuty, co Marcin D. i Ryszard Ć.
Rafał R. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień, dlatego sędzia Edyta Markowicz odczytała jego wcześniejsze zeznania. Oskarżony pracował w firmie od 2011 roku. W dniu rabunku, na Senatorskiej wraz z synem właściciela firmy , wypakował z auta część towaru. – Zamknąłem auto z jednego pilota, tj. tego centralnego. Drugi pilot akurat nie działał. Słyszałem dźwięk zamykanego auta. Łukasz też go musiał słyszeć. Gdyby go nie słyszał, to pewnie by zareagował i powiedział, bym zamknął pojazd. Miałem klucze ze sobą. Łukasz miał drugi komplet kluczy, bo zawsze mamy dwa komplety przy sobie. Weszliśmy do środka. Zacząłem obsługiwać klientów. Po ok. godzinie Łukasz wyszedł po coś do auta. Po chwili usłyszałem, jak wołał mnie, bym wyszedł do auta. Łukasz stał przy aucie i pytał, czy je zamykałem. Powiedziałem, że tak. Łukasz mówił, że auto zostało otwarte i że zniknęły walizki z rzeczami, które leżały na przednim siedzeniu – odczytała sędzia Markowicz.
Oskarżony tłumaczył też, że nie ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Mówił, że po kradzieży wyjechał do Anglii do pracy. O wysyłanych do niego pismach z sądu dowiedział się dopiero po kilku miesiącach.
Jutro (8 marca) sąd ma przesłuchać świadków. Jako świadkowie mają zeznawać także obaj mężczyźni skazani w poprzednim procesie w tej sprawie. Oskarżonemu Rafałowi R. grozi 10 lat pozbawienia wolności.
Skradzionych kosztowności do tej pory nie udało się odzyskać.
Posłuchaj i dowiedz się więcej:
Nazwa | Plik | Autor |
Proces ws. skradzionych kosztowności | audio (m4a) audio (oga) |
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |