Internauci zachwyceni postawą taksówkarza z Łodzi
Wczoraj (18 stycznia) łodzianin odwoził na dworzec gdańszczanina, który wracał do domu z córką ze szpitala. Nie chciał jednak przyjąć pieniędzy za kurs – poprosił, żeby w jego imieniu zapalił znicz dla zmarłego tragicznie prezydenta Gdańska.
Wpis na jednym z portali społecznościowych, który opisuje całą sytuację został udostępniony już blisko 20 tys. razy i zareagowały na niego ponad 54 tys. osób. Pan Max z Gdańska wracał z córką po badaniach z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polski. Po kursie na dworzec Łódź-Chojny miał zapłacić 12 zł, ale taksówkarz poprosił go, żeby w zamian za to zapalił znicz prezydentowi Adamowiczowi. “Człowiek, którego już nigdy mogę nie spotkać robi taki gest. Niby nic wielkiego, niby nie zmieniającego świat, ale powstaje w tym coś, co jest dobre, co sprawia, że wciąż jesteśmy ludźmi, którzy w poczuciu bezradności czują się zagubieni, ale dążą do jedności” – komentuje na portalu społecznościowym pan Max.
Jak udało nam się ustalić, z gdańszczaninem skontaktowała się córka taksówkarza, której podziękował i przekazał, że znicz został zgodnie z obietnicą zapalony.
Pan Max nie chciał wypowiadać się na antenie. W rozmowie z Radiem Łódź zaznaczył, że nie czuje się bohaterem tej historii. Podkreślił też, że tyle udostępnień i komentarzy opisu całej historii było dla niego szokiem i niedowierzaniem, a także, że wciąż nie wierzy, że taka zwykła historia zrobiła tak wiele dobrego.
Dzisiaj wracałem z córką z Łodzi, mieliśmy wypis, badania kontrolne wyszły świetnie. Zamówiłem taksówkę pod Centrum Zdrowia Matki Polki. Taksówkarz przyjechał. Na prędkości załadowałem bagaż i ruszyliśmy. Po drodze standardowa wymiana zdań: skąd jesteśmy, dokąd zmierzamy.
Mówię, że jedziemy do Gdańska, kierowca na to, że taka trudna sytuacja, że sporo o tym myśli. Jedziemy zamieniając te zdawkowe zdania, takie niby ważne, niby chcąc mówić o niczym, ale nie udaje się. Mimo tobudujemy jakąś nić porozumienia. I on i ja trochę siłujemy się w myślach, jednamy i rozumiemy, rozumiemy wobec siebie; względem bestialskiej zbrodni jesteśmy bezradni.
Mówię, że we wtorek zdążyłem zapalić znicz przy urzędzie i jest jakoś ciężko, nieporadnie. Mówię, że budują mnie dobre wyniki córki, że to duże szczęście i spokój. Wewnątrz siebie po chwili przygasam – myślę o tym, że odebrano życie człowiekowi w pół zdania, tak nagle, tak bestialsko i druzgocąco.
Kilka minut później podjeżdżamy na dworzec, stacja Łódź Chojny. Taksometr pokazuje 12,07 PLN (kurs był krótki, ale pomocny). Taksówkarz patrzy dłuższą chwilę na urządzenie, spogląda na mnie i mówi – Niech Pan zapali znicze za ten kurs, za te 12 złotych ode mnie. W pierwszej chwili nie usłyszałem, chwytam za portfel. On powtarza bym zapalił znicze od niego. Sam na moment zastygam w bezruchu – powstaje chwila, w której nie trzeba nic dopowiadać, żyję w chwili kompletnej, całkowitej. Gdy czujemy, że mija, mówię “dziękuję” i czułem jakbym dziękował nie tylko od siebie, jakby od większej myśli, zrozumienia idei jedności i pomocy naraz.
Wyjeżdżałem z Łodzi o 12:58 jadąc przez Zgierz, na stacji Gdańsk Główny wysiadłem o 18:08. Około 18:25 zapaliłem znicze zgodnie z prośbą.
Człowiek, którego już nigdy mogę nie spotkać, robi taki gest. Niby nic wielkiego, niby nie zmieniającego świata, ale powstaje w tym coś co jest dobre, co sprawia, że wciąż jesteśmy ludźmi, którzy czują, którzy w poczuciu bezradności czują się zagubieni, ale dążą do jedności.
Mogę sobie tylko życzyć, bym mógł poznać w życiu więcej takich osób.
Jeśli ktoś to przeczyta i będzie jechał taksówką w Łodzi – czarny Renault Trafic numer boczny 19 (mam nadzieję, że dobrze zapamiętałem). To powiedzcie, że wykonałem prośbę.
Dobrze jest móc napisać o dobroci, na którą się trafia w takiej niekończącej się chwili.
Źródło: Facebook/Max Later
ZDJĘCIA, NAGRANIA WIDEO, WIĘCEJ INFORMACJI Z ŁODZI I REGIONU |