Właścicielka działającego od prawie 40 lat salonu fryzjerskiego w centrum Łodzi czuje się pokrzywdzona przez urzędników
Jak mówi, wbrew wcześniejszym zapowiedzią nie umożliwiono jej powrotu do dawnego lokalu przy ulicy Więckowskiego, skąd musiała się przenieść na czas remontu kamienicy.
Pani Czesława Chojnacka tłumaczy, że nie dość, że straciła ponad 20 procent stałych klientów, to teraz urząd stawia ją pod ścianą, bo jeśli będzie chciała wrócić do swojego byłego miejsca pracy, będzie musiała wystartować w przetargu i płacić dużo większy czynsz. – Przykro mi, że w taki sposób postępuje się z rzemieślnikami w mieście. Tak się nie robi. Pani Zdanowska i urzędnicy nie powinni nas tak traktować. Pracujemy uczciwie, prawie w ogóle nie mamy urlopów, bo pilnujemy swojej pracy, aby się utrzymać – żali się właścicielka salonu fryzjerskiego.
Sprawą pani Czesławy zainteresował się łódzki radny Marcin Zalewski, który wysłał interpelacje do prezydent Hanny Zdanowskiej. Urzędnicy jednak nie rozumieją zdziwienia właścicielki salonu. Jak wyjaśnia szef biura prezydenta miasta Tomasz Piotrowski, dostała ona inny lokal o podobnej wielkości, zaledwie 20 metrów dalej, też na ulicy Więckowskiego. Może jednak wrócić w dawne miejsce, ale musi zrozumieć, że pomieszczenie mawyższy standard, a do tego jest większe. – Najemcą lokali użytkowych zawsze dajemy możliwość powrotu po remoncie. Stawka czynszu będzie wyższa i jest to absolutnie naturalne – dodaje Piotrowski.
Lokal po dawnym zakładzie fryzjerskim przy okazji rewitalizacji został połączony z sąsiednim. Zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej najemcy lokali użytkowych w wyremontowanych kamienicach mają pierwszeństwo powrotu, pod warunkiem, że po odnowieniu pomieszczenie nie jest większe niż 30%. W przeciwnym razie musi wystartować w przetargu.
Nazwa | Plik | Autor |
Pokrzywdzona przez urzędników | audio (m4a) audio (oga) |