Ojciec Tomasza Mackiewicza czeka. “Nie wierzę, że nie wróci”
Akcja ratunkowa zakończona. Tomasz Mackiewicz pozostaje sam na Nanga Parbat. Mimo tych wieści, himalaiści gratulują akcji ratunkowej, dzięki której żyje francuska wspinaczka, Elisabeth Revol.
Rodzina Tomasza Mackiewicza, który utknął pod Nanga Parbat dziękuje ekipie ratunkowej i polskim władzom za podjęcie próby uratowania himalaisty. Jego ojciec Witold Mackiewicz wciąż jednak ma nadzieję na wznowienie akcji ratunkowej. Mówi, że wspólnie z żoną, matką alpinisty, mogą liczyć na wsparcie najbliższych. – Zakładając najtragiczniejszą nawet sytuację, mamy wokół wsparcie w rodzinie. Jest u nas siostra mojej teściowej, jest siostra żony. Cały czas telefony od rodziny. Dopóki nie dotknę, to nie uwierzę, że Tomek nie wróci.
Witold Mackiewicz mówi, że to nie pierwsza kryzysowa sytuacja podczas górskiej wyprawy, w której znalazł się jego syn. – On jest silnym człowiekiem. Kiedyś potrafił na tej wysokości przesiedzieć 6 dni, zgubił telefon satelitarny, nikt nie wiedział co się z nim dzieje. Już też położono na nim krzyżyk, a Tomek po 6 dniach zszedł, ku ogólnej radości pozostałych członków ekipy.
Tomasz Mackiewicz pochodzi z Działoszyna w Łódzkiem i tutaj mieszkają jego rodzice.W intencji himalaisty modlili się mieszkańcy miasta. Według najnowszych informacji na razie o wznowieniu akcji ratunkowej nie ma mowy z uwagi na warunki atmosferyczne. /Wojciech Muzal
Łódzcy himalaiści są pod wielkim wrażeniem akcji ratunkowej przeprowadzonej na górze Nanga Parbat. Przyznają, że Denis Urubko i Adam Bielecki stworzyli nowy standard we wspinaczce wysokogórskiej.
Marek Grochowski, który przed laty wchodził na Nanga Parbat mówi, że na przełomie czerwca i lipca wejście po śniegu jest poza skalą trudności polskich gór. Zimą jest znacznie trudniej, bo nie ma śniegu, jest tylko tzw. niebieski lód. Tak szybie wejście i akcja ratowników zapewne przejdą do światowej historii wspinaczki. – Uważam to za ogromny sukces naszych chłopców spod K2, że przylecieli i w tak krótkim czasie dotarli do Elizabeth. Ten teren jest bardzo narażony na lawiny i to zarówno lodowo-śnieżne, jak i kamienne.
Ewa Szczęśniak, która w Himalajach zdobywała K-2 mówi, że przez przewieszki, czyli ściany podobne do sufitu jaskini, niemożliwe jest ewakuowanie nieprzytomnej osoby. Zapewne stąd decyzja o zwiezieniu Elisabeth Revol do śmigłowca i przerwanie akcji, ze względu na załamanie pogody. – Pójście dalej mogło się skończyć tragicznie. Poza tym, jeżeli on był w tak złym stanie, w terenie nie nadającym się do opuszczania i na przykład w trawersach, co by tych dwóch ratowników zrobiło z osobą, która nie chodzi? To jest wiele pytań, na które trudno odpowiedzieć, trudno sobie wyobrazić, jak to wszystko tam wygląda. Myślą, że tylko oni mogli podjąć tę decyzję i podjęli najlepszą jaką w tych warunkach można było podjąć.
Elisabeth Revol została przewieziona do szpitala w Islamabadzie, natomiast ratownicy skierowali się do Skardu. Tam znajduje się baza Polskiej Wyprawy Narodowej, która zamierzała zdobyć drugą górę świata, K-2. Dotychczas nikomu nie udało się tego dokonać zimą. / Radosław Wilczek
Do sprowadzenia z ponad 7 tysięcy metrów, osoby, która nie jest w stanie iść o własnych siłach, potrzeba co najmniej 5 osób. Nawet gdyby zebrała się taka ekipa, warunki pogodowe na Nanga Parbat teraz na to nie pozwolą, informuje Radio Łódź alpinista Łukasz Mosek, komentując wycofanie się ratowników z wejścia po Tomasza Mackiewicza, który pozostał na wysokości 7200 metrów.
Łukasz Mosak z Warszawy, to uczestnik wypraw na 7-tysięczniki. Z Tomaszem Mackiewiczem konsultowali się w kwestii przygotowań do wspinaczek. – Na trasach się nie minęliśmy, ale mieliśmy kontakt internetowy. Nikt w górach nie jest samobójcą. Złapała go choroba wysokościowa, której nie da się przewidzieć. Tym bardziej, że był już na wysokości 7800 m. i czuł się dobrze. Teraz, niestety, organizm zareagował inaczej.
Elizabeth Revol zrobiła co mogła, zapewnia Mosak. Po kilkunastu godzinach wspinaczki i ataku szczytowym nie zostaje wiele sił. Reszta należałaby do ratowników, którzy helikopterem mogliby się dostać, najwyżej na 6 tys. metrów. Załamała się jednak pogoda. – Nawet jeżeli znalazła by się ekipa, oczywiście nie mówię o Bieleckim i Urubko, którzy muszą odpocząć, która dostała by się na wysokość 6 tysięcy metrów, to i tak pozostało by 1200 m. do pokonania. W zimowych warunkach, przy złej pogodzie, raczej nie do zrealizowania.
Z relacji Elizabeth, Tomasz Mackiewicz już nie kontaktował, gdy się wczoraj rozstawali. Francuzkę sprowadzili ratownicy. /Marzena Grzelak-Plewinska
– Nikt czegoś takiego na świecie, na taką skalę nie zrobił – tak akcję Polaków podsumowuje himalaista Bogumił Słoma. – Ludzie wystawiają się sami na ryzyko. Bo to nie jest tak, że oni sobie po prostu pobiegli. Wiele dni się poświęca, poręczuje, zakłada, sprawdza. Podjęli ryzyko przejścia po starych poręczówkach.
Denis Urubko i Adam Bielecki w minute pokonywali 2 metry. To zawrotne tempo. Wspinali się po ciemku, w temperaturze -40 stopni. Na wysokości około 6100 m odnaleźli francuską himalaistkę. Na pomoc wyszli im Jarosław Botor i Piotr Tomala. Rano wszyscy byli w obozie poniżej 5 tysięcy metrów. Zrobiono wszystko by uratować kogo się da, podkreśla himalaista Jarosław Gawrysiak i apeluje by nie oceniać decyzji o zakończeniu akcji. Oni na pewno spróbowali, sama deklaracja, tym, że wylecieli z K2, że podjęli się tej akcji, że wyszli i w ciągu 8 godzin pokonali drogę, która dla normalnych wspinaczy byłaby zimą nie do pokonania, świadczy o tym, że oni bardzo chcieli, bardziej się nie dało. /IAR