Koszty politycznych wymian w wodociągach
Polityczne roszady w miejskich spółkach mogą sporo kosztować. I to nikogo innego jak łodzian, którzy za ewentualne nieprawidłowości przy wymianie władz w firmach komunalnych płacą publicznymi pieniędzmi. Tak jak choćby w łódzkim Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji, który musi płacić za błędy sprzed wielu lat.

Łódzkie wodociągi to wyjątkowo intratna miejska spółka. Monopolista na rynku dostarczania wody tylko w 2016 roku przyniósł 12 mln zł zysku. Pensja ostatniego prezesa firmy wyniosła około 35 tys. zł miesięcznie. Tyle ile pracownik supermarketu zarabia netto rocznie. Nic dziwnego, że prezesi zmieniają się jak w kalejdoskopie. Przez ostatnich siedem lat było ich aż pięciu. Pracownicy ZWiKu nie mają wątpliwości to efekt dzielenia politycznego tortu. – Od pewnego czasu nasza spółka stała się łupem politycznym; sporo ludzi jest zatrudnianych nie ze względu na swoje kwalifikacje, tylko ze względu na przynależność partyjną jeszcze kilka miesięcy temu przekonywał Krzysztof Budzeń z Solidarności.
Niestety ciągłe zmiany zarządów kosztują. I to nie mało. Całkiem niedawno głośno było o odwołanym prezesie Romualdzie Bosakowskim, który dzięki ochronie związków zawodowych pozostał w pracy, z pensją 19 tys. zł miesięcznie. Oczywiście, w tym samym czasie, nowy prezes za swoją pracę również otrzymywał wynagrodzenie. To jednak nie wszystko. Czkawką wodociągom odbiły się zmiany dokonane jeszcze w 2011 roku. Jeden z członków zarządu, Leszek Zduniak, został wówczas odwołany. A że był tuż przed emeryturą, nie można było go zwolnić. Został przesunięty na niższe stanowisko, co było zgodne z prawem, ale nie można było mu zmienić warunków finansowych. – Ten człowiek mógł pełnić funkcję na przykład portiera, ale zgodnie z prawem pracy, powinien otrzymać wyrównanie do pensji, którą otrzymywał wcześniej wyjaśnia Łukasz Goss z Urzędu Miasta Łodzi. Tak się jednak nie stało, dlatego pracownik poszedł do sądu i wygrał. – Z wyrokami sądu się nie dyskutuje, dlatego została zawarta ugoda na podstawie której zostały wypłacone wszystkie należności z odsetkami mówi rzecznik ZWIK Miłosz Wika.
Ani władze spółki, ani miasto nie chciały ujawnić, ile pieniędzy otrzymał były członek zarządu. Nam udało się jednak ustalić, że było to ponad 400 tys. zł. Jednym słowem, prawie pół miliona złotych nie trafiło, na przykład w ramach dywidendy, do miejskiej kasy, ale zostało wydane na odszkodowanie.
Kto za taką sytuację ponosi winę? Zdaniem miasta były prezes ZWiK, czyli Włodzimierz Tomaszewski, który podjął decyzję o przesunięciu odwołanego członka zarządu na niższe stanowisko bez wyrównania pensji. Zdaniem byłego prezesa miasto, które w pewnym momencie zlikwidowało dział obsługi prawnej w spółce. – Nie wiem, jakie były dzieje pana Zduniaka, który już po moim odejściu cały czas pracował, ale sądzę, że sprawna obsługa prawna wiele mogłaby powiedzieć, ale kolejny prezes postanowił ją zlikwidować podkreśla Tomaszewski, który jednocześnie dodaje, że przesunięcie odwołanego członka zarządu na inne stanowiskiem było elementem odpartyjniania spółki. – Utrzymywania funkcjonariuszy partyjnych w spółce to nie jest mogel preferowany ogólnie, a tam było mnóstwo działaczy obsadzonych na stanowiskach, między innymi pan Leszek Zduniak był tam jednym z pięciu członków zarządu dodaje.
Teraz członków zarządu jest trzech. I na razie nie ma prezesa, bo ostatni – Bartosz Rola – zrezygnował. A pytanie jakie się rodzi przy tej okazji to nie to, kto zostanie następnym szefem wodociągów, ale czy łodzianie za kolejną zmianę nie będą musieli płacić publicznymi pieniędzmi.
Posłuchaj i dowiedz się więcej:
Nazwa | Plik | Autor |
Koszty polityki w ZWiK | audio (m4a) audio (oga) |