Proces o teren, na którym stoi sieradzki magistrat
W Sieradzkim Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces z powództwa miasta Sieradz, przeciwko spadkobiercom rodziny, która rości sobie prawa do części gruntu pod obecnym Urzędem Miasta.
To swoista zamiana ról, od 11 lat bowiem to spadkobiercy kierowali sprawy do sądów i egzekwowali należności za bezprawne użytkowanie gruntu.
Dotychczasowe procesy sądowe, w których pozywane było miasto Sieradz, kończyły się jego przegraną a na mocy wyroków spadkobiercom zapłacono już z miejskiej kasy ponad milion sześćset tysięcy złotych. Władze miasta, które w Sądzie Okręgowym reprezentował wiceprezydent Rafał Matysiak, powołują się na 231 paragraf kodeksu cywilnego mówiący, że jeśli nieruchomość znacząco przekracza wartość gruntu, na którym stoi to zasadne jest odsprzedanie go właścicielowi budynku. – Chcielibyśmy, aby sąd zmusił spadkobierców do tego, aby zbyli na naszą rzecz ten sporny grunt – wyjaśnia wiceprezydent Matysiak.
Władze miasta chcą udowodnić przed sądem, że urząd wybudowany został w latach 70-tych na zlecenie komitetu wojewódzkiego PZPR. W tym celu przesłuchano sześciu świadków. Skomentował to jeden ze spadkobierców gruntu Michał Wojnarowski. – Nie mówię o tym, że nasza rodzina go budowała. Chodzi o zasady i prawo. Ten, który twierdzi że budował może podjąć rozmowy na temat rozliczenia nakładu – wyjaśnia Wojnarowski.
Sąd odroczył sprawę w celu uzupełnienia materiału dowodowego. Być może zostanie jeszcze powołany biegły, który wyceni wartość działki.