Niezwykły mecz Widzewa i Mistrzostwo Polski. 20 lat minęło
Gdyby stawką tamtego meczu był finał Ligi Mistrzów, spotkanie przeszłoby do annałów światowego futbolu. Pojedynek decydował jednak o Mistrzostwie Polski, więc o starciu Legii Warszawa z Widzewem Łódź z 1997 roku pamiętają głównie kibice w naszym kraju.

Dzisiaj (18 czerwca) mija 20 lat od tamtego pamiętnego meczu. Na dwie kolejki przed końcem ligi, Widzew miał punkt przewagi nad Legią. Spotkanie w Warszawie miało zadecydować, która drużyna zwycięży, bowiem w ostatniej kolejce warszawianie rywalizowali z GKS-em Katowice, a łodzianie z Rakowem Częstochowa.
– Najważniejsze, żeby była emocjonująca gra, żeby obie drużyny pokazały, że stać je na poziom europejski – mówił tuż przed pierwszym gwizdkiem Dariusz Dziekanowski, były zawodnik Legii i Widzewa. – Szkoda, że takie spotkania są tylko dwa razy w roku – żałował z kolei Piotr Nowak, ówczesny reprezentant Polski.
Nazwa | Plik | Autor |
– brak tytułu – | audio (m4a) audio (oga) |
Obaj gracze nie byli jeszcze świadomi, co wydarzy się przez kolejne dwie godziny. Legioniści bardzo szybko zrobili to, co musieli. W 11. minucie gola strzelił Cezary Kucharski. Do przerwy piłka już do żadnej z siatek nie trafiła. – Bardzo dobry mecz, szybki. Szkoda, że tylko jedna bramka do przerwy – komentował na gorąco dla Radia Łódź Dariusz Michalczewski.
Bokser, podobnie jak inni kibice, mógł być zadowolony po zmianie stron. W 57. minucie było już 2:0, kiedy to indywidualną akcją popisał się Sylwester Czereszewski. “Wojskowi”mogli dobić rywali, ale Kucharski trafił w słupek.
Pod koniec meczu kontuzji doznał sędzia Andrzej Czyżniewski. Jak wspominał po latach w dokumencie Canal+, opatrywały go oba sztaby medyczne. – Obaj lekarze jakby się kontrolowali, żeby nie doszło do jakiejś próby wpłynięcia na mnie – mówił Czyżniewski.
Arbiter zdołał dokończyć spotkanie. Przerwa uśpiła jednak gospodarzy. Lukę w środku pola wykorzystał Alexandru Curtianu i podaniem w “uliczkę” wyprowadził na czystą pozycję Sławomira Majaka. Obecny trener Finishparkiet Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie pokonał Grzegorza Szamotulskiego, a zegar stadionowy wskazywał 88. minutę.
Wtedy nadal bliżsi tytułu byli warszawianie. Widzewiacy uwierzyli w siebie. Curtianu znowu ruszył środkiem i rozegrał na lewo do niepilnowanego Rafała Siadaczki. Boczny obrońca dośrodkował w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył Dariusz Gęsior, silnym strzałem głową doprowadzając do wyrównania.
Na tym emocje się nie skończyły. Chwilę później gola dla Legii strzelił Tomasz Sokołowski, ale decyzja sędziego mogła być tylko jedna… spalony. Po chwili łodzianie wyprowadzili kontrę. Prawą stroną popędził Gęsior i zagrał w pole karne do Andrzeja Michalczuka. Ukrainiec lewą nogą strzelił po krótkim rogu, zaskakując Szamotulskiego. Arbiter kilka sekund później zakończył mecz, a radość widzewiaków była nie do opisania. – Wyjść z takiej sytuacji, to jest coś niesamowitego. To cieszy bardziej, niż mistrzostwo. Widzew nigdy się nie poddaje – cieszył się Radosław Michalski, który rok wcześniej w barwach Legii przegrał z… Widzewem 1:2. Wtedy też mistrzem zostali łodzianie.
Choć to historia, którą warto wspominać, rzeczywistość jest już inna. Obecnie drugie z rzędu Mistrzostwo Polski zdobyli legioniści. Widzewiacy zajęli trzecie miejsce w Grupie A trzeciej ligi.