Trwają poszukiwania sprawcy zamachu w Stambule
Mimo zakrojonej na szeroką skalę akcji poszukiwawczej nie udało się jak dotąd zatrzymać zamachowca ze Stambułu. W sylwestrową noc nieznany sprawca otworzył ogień w jednym z klubów w którym nadejście Nowego Roku świętowało co najmniej 700 osób. Zginęło co najmniej 39 osób, w tym 15 obcokrajowców. 69 osób zostało rannych.
Z dotychczasowych informacji tureckich służb wynika, że napastnik około 1.30 w nocy zastrzelił przed klubem policjanta oraz cywila i wszedł do środka. Tam otworzył ogień. Wśród ofiar są zarówno obywatele Turcji jak i pięciu Saudyjczyków, a także obywatele Francji, Belgii, Jordanii, Libanu oraz nastoletnia Izraelka. – Mówiłem jej, żeby nie jechała do Turcji, bo jest tam niebezpiecznie, ale ona nalegała, bo jechali tam jej znajomi – mówił ojciec zabitej dziewczyny Zaher.
Napastnik uciekł z miejsca zdarzenia, a w klubie zostawił broń. Teraz szuka go policja i tureckie służby.
Tożsamości zamachowca nie ujawniono. Żadna z organizacji nie przyznała się do ataku. Turecki prezydent oraz premier zapowiedzieli walkę z terroryzmem. -Nie poddamy się terrorowi. Będziemy przeciwko niemu walczyć. Tak długo, jak ludzie będą solidarni, nie będzie dla nas przeszkód nie do pokonania – oświadczył premier Binali Yildirim.
Klub w którym doszło do zamachu położony jest w europejskiej części Stambułu nad Bosforem. Jest popularnym miejscem wśród młodzieży, a także artystów i obcokrajowców. Wiadomo, że gdy napastnik otworzył ogień do bawiących się, część osób – by uniknąć kul – ratowała się skokiem do wody.
W ostatnich miesiącach w Turcji liczba ataków wzrosła, czego przyczyną jest wojna domowa w sąsiedniej Syrii. Zamachów dokonywali zazwyczaj partyzanci z Partii Pracujących Kurdystanu lub zwolennicy tzw. Państwa Islamskiego. Kilka dni temu turecki policjant zastrzelił rosyjskiego ambasadora w Turcji.
IAR/Wojciech Cegielski/RTR/BBC/Hurriyet/gaj