Lato z książką – dedykacje [PISZĘ, WIĘC JESTEM JOANNA SIKORZANKA]
Na zakończenie naszego letniego cyklu poświęconego książkom, dedykacje. Zbierane przez lata. Przeróżne. Sięgam po nie ze wzruszeniem, przypominają mi ludzi, którzy nachylali się nad kartką, by skreślić parę słów.
![Lato z książką - dedykacje [PISZĘ, WIĘC JESTEM – JOANNA SIKORZANKA] 1 28507 830fda0eb65441509551020228b443f2](/wp-content/archiwum/files/28507-830fda0eb65441509551020228b443f2.jpg)
Jest 1984 rok, Zdzisław Jaskuła, mój kolega z polonistyki, poeta, opozycjonista wydaje swój tomik poetycki Maszyna do pisania; oficjalnie, nie w wydawnictwie podziemnym. Spotykamy się na wieczorze autorskim, oboje nieco onieśmieleni ja w charakterze początkującej dziennikarki, on udzielający wywiadu. Zastanawiałem się właśnie, co by tu jeszcze ocalić – cytuje swój tytułowy wiersz, a potem wpisuje – Joasi, z zapewnieniem, że piszę lepiej, niż mówię Obok jakieś gryzmoły stawia przy nich strzałkę autografy Jagusi (jego małej córeczki). Wciąż nie mogę uwierzyć, że Zdzisław odszedł. Nie mogę się z tym pogodzić.
Jest rok 1992, zbliża się kolejna rocznica wybuchu powstania w warszawskim getcie, telefonuję do Marka Edelmana, którego malutka książeczka Getto walczy została jako reprint wydana przez Łódzką Księgarnię Niezależną. Zgadza się na spotkanie szaleję ze szczęścia! Przygotowuję się do spotkania, robię notatki i piskliwym z przejęcia głosem pytam siedzącego w fotelu i palącego papierosa Edelmana o to, co czuł, kiedy zaczęło się powstanie. Patrzy na mnie uważnie i mówi dlaczego ty, dziecko, pytasz o uczucia, a nie o fakty? Potem jest już lepiej, odkładam kartkę z pytaniami, jestem sobą. A na koniec autor pisze w książce Pani Joannie jeśli się trochę do mnie rozczarowała, to przepraszam Mój Boże!
Jest rok 1994, stoję na schodach w radiu i czekam na mojego rozmówcę, który ma przyjechać z Warszawy. Jest! Wbiega po dwa stopnie, emanuje jakąś niesamowita energią. Z uśmiechem wita się Jacek. W studiu rozmawiamy o działalności łódzkiej fundacji zajmującej się maltretowanym dziećmi, wspiera ją. Po rozmowie wyciągam zaczytany egzemplarz Gwiezdnego czasu, jego książki wydanej kilka lat wcześniej w londyńskim Aneksie. To wspomnienia o latach, w których działacze opozycji przeobrażali Polskę. Opowieść o Komitecie Obrony Robotników, pisana z żarem, pasjonująca. Gdy proszę go o dedykację, kreśli tylko dwa słowa Joasi Jacek. I zbiega po schodach. Jacek Kuroń.
Jest rok 1997, październik, trochę wieje, już zapada zmrok, przed Poleskim Ośrodkiem Kultury parkuje radiowy samochód, z którego mam na żywo przeprowadzić rozmowę z Józefem Henem, autorem Nowolipia. Czekamy na pisarza, wreszcie jest! Usprawiedliwia swe spóźnienie tym, że nie mógł trafić To prawda, trudno tu dotrzeć, gdy się nie jest łodzianinem. Czytam fragment Nowolipia, choć wiatr wyrywa z rąk książkę. Hen snuje wspomnienia i opowiada o kolejnej rzeczy, którą przygotowuje, o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim. Na zakończenie pisze Pani Joannie, po emocjonującej rozmowie Chciałabym wierzyć, że to nie tylko zwrot grzecznościowy.
Jest rok 2000, z Julianem Baranowskim, historykiem z Archiwum Państwowego w Łodzi przemierzamy teren byłego getta. Ulica Rybna, Pawia, Ciesielska, Bazarowa, plac Kościelny, nie czuję nóg, ale chłonę wszystko z zainteresowaniem. Tu zakwaterowano radców dworu z Austrii mówi tu mieszkały siostry Franza Kafki, stąd przemawiał do zebranych na placu Chaim Rumkowski Czuję, że getto ożywa w jego opowieści. Z zapisu naszych rozmów powstanie potem reportaż www.ślady, za który oboje otrzymamy I nagrodę w konkursie Polska i świat. Żegnamy się, jest już ciemno. W prezencie otrzymuję egzemplarz Vademecum. Łódzkie getto, którego jest autorem. Ze słowami Pani Joannie, na pamiątkę naszej wędrówki
Jest rok 2007, z Jerzym Jarniewiczem spotykamy się w radiowym studiu, by porozmawiać o jego wydanej właśnie książce o Philipie Larkinie. Cytujemy wiersze po polsku i po angielsku. Mój interlokutor, jak zwykle, czaruje słowem. Uwodzi. Na koniec napisze małymi literami u dołu strony Joannie, dziękując za rozmowę przy wysokich oknach A ja, do dziś, powtarzam uparcie frazę z wiersza Larkina The sun-comprehending glass – szkło, co pojmuje słońce / a za szkłem, głębia błękitu, która mówi / o niczym, i jest nigdzie, i jest bez końca – w przekładzie Jurka.
Jest rok 2011, prowadzę Podróże literackie, podczas których Maciej Świerkocki, tłumacz, prezentuje powieść Jacka Kerouaca Big Sur. Książka, opowiadająca o kalifornijskiej bohemie, po raz pierwszy wydana została po polsku. Podróż, nuda, załamanie nerwowe, rozpacz, strach przed starością, daremne szukanie niemożliwego wszystko tu jest. Poemat zamykający całość fantastycznie przetłumaczony przez Maćka obezwładniający. Parle, O, parle, mer, parle / Morze mów do mnie, mów I dedykacja dla mnie, jedna z najpiękniejszych, jakie otrzymałam Joasiu, obyśmy zawsze wracali cało z podróży do naszych Big Sur Maciek.
Jest rok 2015, do łódzkiego Domu Kultury przyjeżdża Marek Bieńczyk, autor zbioru esejów Jabłko Olgi, stopy Dawida. Bardzo lubię go czytać, uwielbiam słuchać. Mówi moim językiem. Wzruszają mnie jego słowa Byłam dziewczyną, byłam późną godziną, strużką deszczu na asfalcie Po spotkaniu podchodzę do autora i mówię, jak bardzo podoba mi się jego widzenie świata. I dodaję, że ten świat byłby niewiele wart bez jego książek. W zamian otrzymuję słowa Drogiej Pani Joannie z przyjaźnią Jabłko Olgi, stopy Dawida serce Bieńczyka.
Dedykacje serca książek.